Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa, VIII Wydział Karny przy ul. Ogrodowej 51a rozegrał się 13 stycznia br. kolejny akt procesu Jerzego Urbana. Redaktor naczelny tygodnika „Nie” oskarżony został o obrazę uczuć religijnych opublikowanym w numerze z sierpnia 2012 roku wizerunkiem zdziwionego Chrystusa. Wizerunek stanowił ilustrację artykułu poświęconego coraz powszechniejszemu opuszczaniu szeregów Kościoła.
Sąd odrzucił (podobnie jak poprzednio) wniosek internetowej telewizji Racjonalista TV o wyrażenie zgody na rejestrację obrazu i dźwięku. Zdaniem Sądu „uzasadniony interes społeczny za tym nie przemawia”. Równocześnie sędzia przypomniał, że nagrywanie w tej sytuacji (np. telefonem komórkowym) zagrożone jest karą do 10.000 zł. Wśród licznej, jak na małą salę, widowni pojawiły się ulotki „JE SUIS JERZY”. Bez sprawdzania czy trzymający nie oznajmiają własnych imion, zostały uznane za naruszające powagę Sądu, który nakazał ich natychmiastowe usunięcie. Wstępne decyzje sędziego miały pokazać, że sądu nie powinno się traktować jak kabaretu i zapewne dlatego „uzasadniony interes społeczny” będzie miał się lepiej nie oglądając merytorycznej części rozprawy.
Wystąpiło w niej trzech świadków. Czwarty ukarany został karą porządkową za niestawienie się. Pani, zeznająca jako pierwsza, poczuła się obrażona ilustracją, którą dostała drogą mailową. Nie pamiętała od kogo. Nie czytała także artykułu. Odpowiadając na pytania J. Urbana i jego obrońcy nie kwestionowała prawa osób niewierzących do wyrażania własnych poglądów. Pytanie o dopuszczalność zamieszczania karykatur Mahometa uchylił sąd, jako „nie mające związku ze sprawą”. Odpowiadając na pozostałe pytania, dotyczące możliwości satyrycznego bądź krytycznego odnoszenia się do obiektów różnych kultów np. satanistycznego, zeznająca zasłoniła się brakiem znajomości takiego kultu. Wypowiedź w sposób zadowalający poszerzyła materiał dowodowy i wiedzę Sądu, który przystąpił do przesłuchania następnych świadków. Zeznawali: zastępca redaktora naczelnego „Nie” i twórca spornej grafiki, którzy w swoich zeznaniach stwierdzili, że intencją ich było wyłącznie zilustrowanie treści artykułu, czyli pokazanie zdziwienia Kościoła odpływem wiernych. Zastępca naczelnego „Nie” stwierdził wręcz, iż nie wyobraża sobie, aby ta ilustracja „mogła obrazić uczucia jakiejkolwiek inteligentnej istoty”. Oskarżyciel posiłkowy, zadając pytanie, próbował zasugerować, iż świadek uznał siebie za jedynego inteligentnego. Ponieważ Sąd zauważył, iż nie zostało to wyrażone w ten sposób, podejmował kolejne, nieskuteczne próby sformułowania pytania-zarzutu. Wykazał tym jedynie dlaczego właśnie Jego uczucia musiały „poczuć się obrażone”. W aktach sprawy znajduje się już opinia biegłego, której obrońca oskarżonego zarzucił uchybienia i braki. Wnioskował także o przesłuchanie biegłego. Zapowiedź kolejnego odcinka serialu na 9 marca br., zakończyła ten blisko godzinny spektakl.
Szczegółowa relacja z rozprawy ma na celu pokazanie w jakich oparach absurdu toczą się podobne postępowania. Wręcz wstyd pokazać to szerszej widowni. Powaga Sądu jest naruszana ulotkami na widowni. Musi być jednak zachowana podczas badania stanu uczuć pani, która niewiadomo skąd dostała maila, ponieważ twierdzi, że zniekształcona (wyrazem zdziwienia!) twarz Chrystusa wyrządziła jej przykrość. Prokuratura, sąd, biegli, dwa i pół roku postępowania, a to nie koniec, setki zapisanych kartek, praca wielu ludzi i koszty. Nasze koszty. Podatników. W czyim interesie cały ten żałosny kabaret za nasze wspólne pieniądze? Warto mieć świadomość, że każdy kto poczuje się obrażony ma możliwość dochodzenia roszczeń na drodze cywilnej. Za własne pieniądze. Nie jest do tego konieczny żaden artykuł w kodeksie karnym. Artykuł 196 Kodeksu karnego jest aktem skruchy władzy państwowej wobec Kościoła za wymuszoną politycznym miejscem w Europie konstytucyjną neutralność światopoglądową. Żądny przywilejów Kościół, wysługując się przychylną władzą państwową, zabezpieczył sobie państwową ochronę własnych wartości. Artykuł 196 Kodeksu karnego jest „kałasznikowem” polskich fundamentalistów katolickich. Na dodatek narzędziem znacznie wygodniejszym i bezpieczniejszym. Bez narażania bezpośrednio siebie można zrobić „porządek z niewiernymi”, rękami państwowych urzędników. Do kościoła chodzi jedna czwarta Polaków. Pozbawionych poczucia dystansu do traktowania przez innych symboli tej religii jest zapewne znacznie mniej. Z jakiego powodu na koszt całego społeczeństwa chronione mają być nadwrażliwe uczucia nielicznych?
Nie widać politycznej woli do wyrugowania z kodeksu karnego tego archaizmu. Może zatem użyć innej metody? Internet jest płaszczyzną dogodną do zorganizowania masowej akcji. Kilkaset skarg miesięcznie wpływających do Prokuratora Generalnego na obrazę uczuć religijnych może przynieść lepszy i szybszy efekt niż marsze protestacyjne i petycje. Każda wpływająca skarga inicjuje postępowanie wyjaśniające. Zebranie materiału dowodowego, ustalenie sprawców, ekspertyzy. Kilkaset skarg miesięcznie to ośmieszenie tej regulacji i paraliż prokuratury w krótkim czasie. Powodów do skarg w internecie znaleźć można mnóstwo, a obrażone uczucia może mieć każdy, zwłaszcza nie mając napisane na czole, że jest „bezuczuciowym ateistą”. Może warto spróbować?