Sąd: proboszcz nie musi odnotować opuszczenia kościoła. Czyżby?

Warszawski Wojewódzki Sąd Administracyjny czwartkowym wyrokiem (21 sierpnia br.) kontynuuje własne niechlubne działania zmierzające do przekształcenia urzędu GIODO w Generalny Inspektorat Ochrony Duchowego Obrządku.

Wystąpienie z kościoła na gruncie prawa powszechnego? Kiedy będzie to możliwe i proste?
Wystąpienie z kościoła na gruncie prawa powszechnego? Kiedy będzie to możliwe i proste? Zdj. J. Matuszyńska

Uchylenie decyzji GIODO nakazującej proboszczowi dokonanie adnotacji o wystąpieniu z Kościoła na podstawie oświadczenia woli i nakazanie skarżącej dokonania „obrzędowej apostazji” ma dokładnie ten wymiar. Skład orzekający po raz kolejny nadużywa instytucji niezawisłości sądu.

Nie będąc formalnie związany żadnym orzeczeniem Naczelnego Sądu Administracyjnego w tej konkretnej sprawie ignoruje całą wykładnię wyłaniającą się z rozstrzygniętych trzynastu skarg kasacyjnych. Stwierdzenia NSA, że nie wolno organowi pomijać jako dowodu w sprawie oświadczenia woli osoby zainteresowanej (o wystąpieniu z Kościoła formułowanego na podstawie art. 60 Kodeksu cywilnego), że zagwarantowana Konstytucją możliwość opuszczenia dowolnego związku wyznaniowego nie może być reglamentowana jego przepisami wewnętrznymi padły w sprawach identycznych, ale dopóki nie znajdą się w aktach tej sprawy, skład orzekający nie ma obowiązku nawet ich znać.

Powinien znać zasadę legalizmu – nakaz rozstrzygania w oparciu o przepisy prawa powszechnego, o której NSA też stanowczo przypominał. Wydaje się jednak, że kraj, w którym wiceminister sprawiedliwości głosi publicznie wykładnię prawa filtrowaną przez ultrakatolicki pryzmat bez żadnej reakcji ze strony zwierzchników zasługuje również na podobnych sędziów. Sędziowie niezawiśli od logiki, prawa i orzeczeń sądu wyższej instancji w podobnych kwestiach mają obowiązek posłużyć się sumieniem. Zwłaszcza gdy realizuje ono wolę biskupów będącą boskim prawem.

Orzeczenie WSA stawia Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych w sytuacji wyboru pomiędzy zakwestionowaniem go skargą kasacyjną, a chorobą psychiczną. W toczących się po rozstrzygniętych skargach kasacyjnych procedurach związany rozstrzygnięciami GIODO musi nakazywać proboszczom dokonywanie adnotacji w oparciu o oświadczenia woli i to czyni. W omawianym przypadku uprawomocniony wyrok zmusiłby go do odrzucenia żądań skarżącej i „zmuszania” jej do religijnego obrzędu. Takie działanie stanowi naruszenie art. 53 punkt 6 Konstytucji, co dla WSA nie stanowi niestety problemu.

Dwadzieścia pięć lat stosowania wykładni prawa na różnych płaszczyznach, pod dyktando biskupów przynosi tragikomiczne efekty.

Czekamy na uzasadnienie pisemne wyroku, a potem podejmiemy decyzję o ewentualnej kasacji do Naczelnego Sądu Administracyjnegozapowiedział dr Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. 

Czekamy zatem na jedyny logiczny i słuszny krok GIODO, czyli wniesienie skargi kasacyjnej do NSA.

8 komentarzy do “Sąd: proboszcz nie musi odnotować opuszczenia kościoła. Czyżby?”

  1. Jeżeli się nie mylę, to procedury kościelne:
    – nie prowadzą ani do wystąpienia z Kościoła, ani do zaprzestania przetwarzania danych osobowych, a najwyżej do apostazji,
    – nie obowiązują we wszystkich diecezjach,
    – nie mają umocowania w kodeksie kanonicznym.

    1. Tak! Ale ostatnio Zbyszek zwrócił uwagę na to, że w zasadzie powinniśmy mieć w… (no gdzieś tam w nosie) prawo kanoniczne. I ja się zgadzam. Bo nawet gdyby KK pozwalał się wypisać bez oddawania krwi, moczu i dwóch świadków, to nam chodzi o prymat prawa powszechnego nad kościelnym. Dlatego Konstytucja i prawa obywatelskie są naszym orężem.

      1. Także uważam, że żadne procedury kościelne nie są dla człowieka chcącego formalnie rozstać się z kk czymś znaczącym i godnym uwagi. TO SĄ MANOWCE na które z chęci zachowania obecnego status quo i w ramach obrony przed nieuniknionym usiłują wyprowadzić nas prawnicy strony przeciwnej. Musimy w swej batalii opierać się WYŁĄCZNIE na Konstytucji i prawie cywilnym a OSTENTACYJNIE wręcz odrzucać wszelkie próby sprowadzania sporów na grunt kościelnych procedur i prawa kanonicznego oraz każdorazowo takie próby obnażać!

  2. Gdyby ktoś się (nas) zapytał, po co (nam) właściwie ta cała walka z Kościołem oraz (niestety) z urzędnikami administracji państwa (ponoć) świeckiego niby o formalność, czyli o „głupią” adnotację w księdze chrztu poświadczającą nienależenie do Kościoła, to odpowiedź zapewne byłaby następująca:

    „No jak to, po co? Żeby Kościół nie mógł się już więcej nami podpierać w swoich statystykach ilości katolików wśród ogółu obywateli”.

    Załóżmy teraz hipotetycznie, że GIODO odwoła się do NSA od tego kuriozalnego orzeczenia WSA zrównującego przynależność do Kościoła z przynależnością do spółdzielni mieszkaniowej, z której można wystąpić jedynie zgodnie z zasadami opisanymi w statucie spółdzielni. Załóżmy też, że NSA uchyli na wniosek GIODO orzeczenie WSA i że ostatecznie proboszcz nie będzie miał wyjścia i zostanie przez aparat urzędniczo-sądowy zmuszony pod karą grzywny do dokonania w księdze chrztu adnotacji o wystąpieniu z Kościoła. Załóżmy dalej, że potem nastąpi wiele wystąpień z Kościoła, a proboszczowie już nie będą mieć żadnych złudzeń co do obowiązującego prawa i będą grzecznie wpisywać do ksiąg chrztu kolejne przypadki wystąpień z Kościoła.

    Co w ten sposób zyskamy?

    Ano… kompletnie nic.

    Po pierwsze – skala wystąpień z Kościoła będzie trudna do oszacowania. Bo w jaki sposób opinia publiczna mogłaby być o tym informowana? Kościół się przecież tym chwalił nie będzie.

    Po drugie, o wiele istotniejsze, z łatwością można przewidzieć, jak zachowa się Kościół, jeśli ostatecznie przegra z kretesem tą wieloletnią batalię sądową i będzie musiał wreszcie zacząć respektować konstytucyjne prawo każdego obywatela do wolności wyznania wyrażane „adnotacjami o wystąpieniu” w księgach chrztu.

    Nikogo nie powinno dziwić, jeśli po takiej przegranej przez Kościół „wojnie o prawo do wolności wyznania” Kościół nadal, niewzruszony, powoływał się będzie na liczby zbliżone do 90% katolików wśród obywateli RP, i to niezależnie od tego, ile decyzji nakazujących odnotowanie wystąpienia wyda GIODO i niezależnie od tego, ile adnotacji o wystąpieniu faktycznie pojawi się w kościelnych księgach chrztu.

    Mam przekonanie graniczące z pewnością, że Kościół nie zmieni nic w swoich statystykach wiernych, tłumacząc to w ten sposób, że adnotacje o wystąpieniu są w myśl “prawa kościelnego” bez znaczenia, będąc jedynie naocznym dowodem szykan i opresji, jakim przez aparat urzędniczy zostali poddani proboszczowie.

    Nie trudno przewidzieć „linię obrony”, którą w tej sytuacji zastosują purpuraci:

    “Zmusiliście nas, panowie urzędnicy, skandalicznie interpretując prawo i odbierając nam autonomię, do ingerowania wbrew naszej woli i naszym przekonaniom w treść naszych wewnętrznych dokumentów (ksiąg chrztu), więc się temu podporządkowaliśmy respektując orzeczenia sądów. Chcieliście adnotacji, to je macie. Ale dla nas te adnotacje nic nie znaczą. Kościół Katolicki nadal stoi na stanowisku, że jedynie wystąpienie z Kościoła w sposób opisany w stosownej instrukcji Episkopatu Polski jest ważne. A tak naprawdę wierzymy, że z Kościoła w sposób pełny wystąpić po prostu nie można, w myśl zasady “raz katolik, na zawsze katolik”.

    W związku z tym każdy, kto jest przekonany o tym, że wystąpił z Kościoła “po swojemu” i wywalczył krzywdzącymi w oczywisty sposób Kościół interpretacjami prawa “adnotację o wystąpieniu” w księdze chrztu, w ocenie Kościoła nadal jest katolikiem, a więc nadal jest członkiem Kościoła. Stąd też w naszych statystykach wiernych kompletnie nic się nie zmienia, niezależnie od tego jak wiele “wystąpień po włosku” zostanie przeprowadzonych i niezależnie od tego jak wielu naszych proboszczów zostanie prawną przemocą zmuszonych do poczynienia w księgach chrztu adnotacji o wystąpieniu”.

    I dlatego właśnie coraz silniej nabieram przekonania, że cała ta “batalia o adnotacje” tak naprawdę nie ma kompletnie ani sensu, ani znaczenia. To jest jedynie prawnicza przepychanka o to, czyja interpretacja prawa jest słuszna. A na koniec, bez względu na wynik tego czysto prawnego sporu, Kościół i tak stwierdzi, że to Kościół ma rację, nawet jeśli prawo zmusi tą instytucję do pozornego poszanowania wolności przynależenia bądź nieprzynależenia do kościoła lub związku wyznaniowego.

    Oczekiwany rezultat, czyli skuteczne informowanie opinii pubicznej, że Kościół Katolicki to od dawna już wcale nie 90% obywateli, a być może już nawet mniej niż połowa, można osiągnąć wyłącznie poprzez stworzenie jakiegoś „Ogólnopolskiego rejestru osób deklarujących, że nie należą do Kościoła”.

    Gdyby do takiego rejestru wpisało się np. 10 milionów obywateli, czy ktoś nadal traktowałby poważnie wołanie Kościoła że „90% Polaków to katolicy”? Czy któś wówczas jeszcze zwracałby uwagę na treść zapisów w księgach chrztu?

    Ja oczywiście nie mam teraz zielonego pojęcia, jak technicznie można by było zrealizować takie z pewnością zaawansowane technologicznie przedsięwzięcie, które byłoby w istocie bazą danych osób nie należących do Kościoła Katolickiego z wieloma milionami rekordów. Tam, gdzie w grę wchodzi powstanie bazy obywateli zawierającej kilka milionów rekordów, oczywiście żarty się kończą, a zaczyna się cała masa problemów prawnych, technicznych i finansowych i w pełni zdaję sobie z tego sprawę. Korzystając jedynie z przywileju pierwszeństwa, bo nikt, o ile mi wiadomo, takiego pomysłu wcześniej nie zgłaszał, rzucam jedynie luźną koncepcję do ewentualnej dalszej dyskusji, o ile oczywiście wyda się ona komuś interesująca… 🙂

    1. Adamie nie zgodzę się, że nic nie zyskamy.
      Zyskamy to, że urzędnicy państwowi i sądy będą uznawać prawo do decydowania o przynależności religijnej obywateli, a to krok do przodu w budowaniu świeckiego państwa.
      To, że KK nie będzie tego uznawał to ich problem.
      Żeby zmienić coś w spawie statystyk dotyczących ilość katolików w naszym kraju trzeba naciskać GUS, żeby nie stawiali znaku równości między ilością ochrzczonych, a ilością katolików.

  3. A w jaki sposób GUS ma wiedzieć, że tych, co nie należą do Kościoła, jest tak dużo, że warto by było z czystej ludzkiej przyzwoitości przestać „udawać greka”?

    Przecież Kościół się nie przyzna ile było tych „wystąpień”, których oni nie uznają za wystąpienia. Po co raportować komukolwiek fakty niebyłe? A adnotacje w księgach chrztu będą dla Kościoła faktami niebyłymi wymuszonymi przez „wściekły atak na Kościół”…

    Skąd opinia publiczna miałaby się dowiedzieć, że wysłano np. milion oświadczeń o nienależeniu do Kościoła?

  4. Może wystarczyłoby wreszcie wprowadzić opodatkowanie obywateli na kościół i na tej podstawie wyliczyć ilu jest kościelników wśród ochrzczonych katolików? Przy okazji zaoszczędziłoby się na funduszu kościelnym….

  5. Diś 25.10.2015r…
    WYBORY !!!!!
    Podobno WIĘKSZOŚĆ chce PAŃSTWA KOŚCIELNEGO i zamierza je wprowadzić zmieniając KONSTYTUCJĘ…
    Jutro będziemy się zastanawiali jak przetrwać nie wpadając w łapy INKWIZYCJI… i nie trafić NA STOS .
    Coraz „ŚMIESZNIEJ” w tym kiedyś najweselszym „baraku”…
    Pozdrawiam zbyt odważnych – mało nas…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *