WSA podważa suwerenność Polski

WSA uchylając po raz drugi decyzję GIODO, nakazującą proboszczowi dokonanie adnotacji o „wystąpieniu” w księdze chrztów, nie pozostawia złudzeń. W drugim etapie tej batalii walka toczy się o odbicie WSAKEP-owskiej niewoli. Ostateczne odbicie urzędu GIODO potwierdza złożona kasacja sierpniowego wyroku WSA i spodziewana kolejna. Argumentem przesądzającym jest nie tyle sam fakt, co treść skargi kasacyjnej. Generalny Inspektor rzetelnie przestudiował uzasadnienia NSA (zwłaszcza z października 2013 roku). Pozwala to na zaprezentowanie w skardze kasacyjnej stanowiska zgodnego także z naszymi poglądami od początku tego sporu. Przede wszystkim GIODO odciął się nareszcie od ustalania tzw. „rzeczywistej przynależności skarżącego” tj. rozpatrywania statusu skarżącego z pozycji prawa kanonicznego. Zrozumiał, że dla postępowania dotyczącego wyłącznie ochrony danych osobowych, prowadzonego na gruncie prawa powszechnego, nie ma to żadnego znaczenia.

Sędziowie WSA odmawiają na razie przyswojenia tej lekcji. Formalnie nie ma to większego znaczenia, bowiem rozstrzyga wyłącznie o tym kto – GIODO czy proboszcz – złoży kasację. Wyczerpanie przez strony administracyjnej drogi prawnej jest niezbędne dla ukształtowania jednolitego, ostatecznego orzecznictwa. Zainteresowany jest tym przede wszystkim GIODO, co potwierdził w bezpośredniej rozmowie jego radca prawny. Wyroki WSA, podważając jasną wykładnię NSA, której GIODO omijać nie może i nie chce, powodują decyzyjny zamęt. Mamy już bowiem decyzje wykonane przez proboszczów, mamy też prawomocne, których wykonanie egzekwuje GIODO, bo z mocy Ustawy po prostu musi to robić (w co najmniej jednym przypadku z pozytywnym już skutkiem). Merytorycznie orzeczenia WSA są kolejną próbą podporządkowania prawa powszechnego interesom Kościoła i zachciankom polskich hierarchów, bo nawet nie prawu kanonicznemu. Z tym większą satysfakcją zapełnimy sale WSA w chwili, gdy ci sami sędziowie, związani już wyrokami NSA, będą z przekonaniem uzasadniać tezy, które dziś tak bezdyskusyjnie odrzucają.

Pojawiające się coraz częściej komentarze dowodzą, że uproszczony przekaz, podbudowywany także stanowiskiem WSA, zaciera zasadniczy sens tego konfliktu. Przedstawianie procedury nazwanej „wystąpieniem po włosku” jako alternatywy dla apostazji kanonicznej oraz używanie, jako istotnego argumentu, na rzecz nadrzędności prawa powszechnego, braku formalnego przyjęcia tzw. „instrukcji KEP”, przynosi dziś negatywne skutki w świadomości samych zainteresowanych. Retoryka utarczek z propagatorami tzw. apostazji kanonicznej ukształtowała dość powszechne przekonanie, że oświadczenie woli, w przeciwieństwie do apostazji, jest procedurą wystąpienia z Kościoła zapewniającą wszelkie skutki, także te kanoniczne. To przekaz fałszywy, bo kwestionujący istnienie autonomicznej przestrzeni prawa kościelnego.  Najważniejsza informacja dla zainteresowanych brzmi: „wystąpienie po włosku” nigdy nie było i nie będzie wystąpieniem z Kościoła w rozumieniu dosłownym, tj. wywierającym automatycznie skutki kanoniczne. We własnym oświadczeniu, skierowanym do proboszcza wiosną 2011 roku, napisałem wręcz, że ewentualne skutki na gruncie prawa kanonicznego nie są przedmiotem mojego zainteresowania i pozostawiam je do wyłącznej oceny Kościoła, szanując jego autonomię w tym zakresie. Gwarantowana, m. in. art. 1 Konkordatu, autonomia Kościoła pozwala na dokonanie odmiennej oceny na gruncie prawa kanonicznego, ale nie wynika z tego możliwość związania taką oceną organów suwerennego państwa.  Autonomia nie oznacza bowiem braku podlegania normom prawa powszechnego. Stwierdzając to NSA dodał, iż nie może być zatem przyczyną reglamentowania wewnętrznym prawem Kościoła możliwości swobodnego opuszczenia denominacji wyznaniowej, zagwarantowanej każdemu obywatelowi Konstytucją.

Konflikt norm prawa powszechnego i kościelnego powoduje odmienne oceny skutków „wystąpienia”, analogicznie jak w przypadku rozwodów małżeństw. Kościół nie ma żadnego wpływu na możliwość uzyskania rozwodu, zagwarantowaną prawem powszechnym. Traktuje osoby rozwiedzione jako nadal związane dozgonnym sakramentem. Co więcej, odnosząc się do wyłącznie „świeckich skutków”, nakłada na te osoby sankcje religijne. Nie jest to jednak przedmiotem zainteresowania państwa i nie wpływa na ocenę ich statusu na gruncie prawa cywilnego. Z podobną oceną przynależności do Kościoła przyjdzie się wcześniej czy później pogodzić, a zasadność tej prognozy znajduje pełne oparcie w orzecznictwie NSA (np. I OSK 1828/12). Prawo kanoniczne w aktualnym brzmieniu wyklucza możliwość zerwania związku ze wspólnotą Kościoła, podobnie jak z poślubionym małżonkiem. Akt apostazji stanowi odstępstwo od wiary, ale nie opuszczenie wspólnoty.  Kościół nie narzuci jednak państwu realizowania konstytucyjnej normy na zasadzie „wystąpienia formalnego, ale nie faktycznego”(?). (Tak zdefiniował akt apostazji kanonicznej jeden z kościelnych komentatorów).

Sędziowie WSA swoimi wyrokami ignorują całą powyższą interpretację. Stwierdzenie, że realizacja prawa do informacyjnego samookreślenia obywatela w przestrzeni publicznej wymaga zgody Kościoła stanowi w istocie zamach na suwerenność Polski. I nie jest to stwierdzenie przesadne, bowiem państwo, które uzależnia realizację zagwarantowanych obywatelowi Konstytucją praw od opinii podmiotu trzeciego, staje się od tego podmiotu zależne. Sąd, próbujący zrealizować marzenie biskupów o uczynieniu z Polski watykańskiego protektoratu za pomocą apostazji, zasługuje w pełni na miano Watykańskiego Sądu Apostazyjnego. Uznanie religijnego obrzędu apostazji za procedurę wystąpienia z Kościoła, wbrew jego doktrynie, wykluczającej taką możliwość oraz „czynność prawną o charakterze pewnym”, wymaga pokazania w odrębnym komentarzu rozmiarów złej woli i ignorancji sędziów  WSA.

Nie ulega wątpliwości, że oświadczenia wysyłane do proboszczów będą wkrótce z automatu wywierały pożądany efekt (adnotację). Toczące się już na różnych etapach postępowania pozwolą na ostateczne wygranie tej sprawy. To jednak dopiero początek, nie koniec, walki o realnie świecką Polskę. Sama możliwość wyegzekwowania adnotacji w księdze chrztów, choć bardzo ważna, nie przynosi żadnych wymiernych efektów. Nawet w statystykach prezentujących liczbę członków Kościoła katolickiego w Polsce. Podejmujemy jednak działania, które to zmienią. Nie będzie to ani łatwe, ani szybkie, jednak wiemy, że konieczne i możliwe.

Najważniejszym celem jest uświadomienie szerokiemu społeczeństwu i politykom faktycznego poparcia Kościoła w Polsce, mierzonego liczbą realnych członków, a nie zawyżaną liczbą ochrzczonych. Oparty na zmanipulowanych statystykach, utrwalany przez media, przekaz o reprezentowaniu przez Kościół znaczącej większości ma usprawiedliwiać jego dominujący wpływ na rozstrzygnięcia polityczne. Sankcjonuje także coroczne wyłudzanie miliardów złotych z budżetu, zgodnie z wolą i potrzebami „większości”. Najwyższy czas zacząć to zmieniać. Masowe wysyłanie oświadczeń woli do proboszczów będzie istotnym argumentem w tej grze. Podjęcie takiego działania nie wymaga już żadnej pomocy prawnej. Nie ma większego znaczenia posłużenie się „gotowcem” proponowanym przez nas, przez wystąp.pl,  czy też własnym pomysłem.

Nasza propozycja umożliwia emocjonalną identyfikację z treścią oświadczenia osobom niechętnym do „wystąpienia”, wobec braku akceptacji faktu „wstąpienia”. Jasne określenie się takich osób w przestrzeni publicznej ma jednak istotne znaczenie. Osobiste, prywatne przekonanie nie kreuje bowiem faktów mogących zmieniać statystyczny obraz „katolickiej Polski”. ISKK w kooperacji z GUS-em będzie nadal „twórczo zagospodarowywał” bierność takich osób, na chwałę i pożytek Kościoła. Usprawiedliwianie bierności, prywatną filozofią niechęci postrzegania tych faktów, na pewno ich nie zmieni.

12 komentarzy do “WSA podważa suwerenność Polski”

  1. Wszystko niby pięknie (bardzo zgrabny argument z relacją między ślubem kościelnym i cywilnym), tyle że mam jedną wątpliwość…

    A mianowicie ustawa o gwarancjach wolności sumienia i wyznania mówi, że nie wolno nikogo zmuszać do brania udziału w obrzędach i czynnościach religijnych.

    Czy urzędowe nakazanie księdzu proboszczowi poczynienia w księdze chrztu adnotacji „Dnia … formalnym aktem wystąpił z Kościoła” nie byłoby właśnie takim zmuszeniem proboszcza do wzięcia udziału w czynności religijnej? Bo czy nie jest czynnością religijną (a kto wie – może nawet i obrzędem?) wpisanie do kościelnego dokumentu adnotacji, która w rozeznaniu proboszcza pozbawia członka Kościoła przywileju zbawienia?

    Moim zdaniem nie jest możliwym zmusić proboszcza prawnie do adnotacji o wystąpieniu w księdze chrztów. Proboszcz może to zrobić wyłącznie dobrowolnie. Zmuszenie go do tego byłoby pogwałceniem wolności sumienia i wyznania proboszcza, który wierzy, że z Kościoła nie można wystąpić, a już zwłaszcza jakimś świstkiem papieru przesłanym pocztą.

    Czy ktoś ma jakieś wątpliwości, że proboszczowi wolno święcie, nomen-omen, wierzyć w to, że nie można wystąpić z Kościoła świstkiem papieru przesłanym pocztą?

    Stąd też w mojej ocenie wszystkie sprawy o „adnotacje o wystąpieniu z Kościoła” są z góry skazane na porażkę, a jeśli będzie trzeba, to Kościół będzie się odwoływał nawet i do Trybunału Praw Człowieka, skarżąc Polskę (i niestety słusznie!) o łamanie wolności sumienia i wyznania obywateli (czyli proboszczów, którym nakazuje się w dokumentach kościelnych (!!!) nanosić adnotacje niezgodne z ich sumieniem i wyznaniem).

    Byłoby rzeczą wręcz niespotykaną, gdyby aparat prawny państwa neutralnego światopoglądowo łamał wolność sumienia i wyznania proboszczów broniąc tym samym wolności wyznania „występujących” z Kościoła. Taki numer moim zdaniem nie przejdzie. No chyba, że kościelni prawnicy nie znają się na swoim fachu, w co nie wierzę.

    Stąd też optymizm wyrażany w zdaniach typu „Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że oświad­cze­nia wysy­łane do pro­bosz­czów będą wkrótce z auto­matu wywie­rały pożą­dany efekt (adno­ta­cję).” w mojej ocenie jest niczym nieuzasadniony, sprawiając co najwyżej wrażenie (nieco rozpaczliwego?) zaklinania rzeczywistości…

    1. a może by tak dać ludziom wolność? Nie pamiętam chrztu. Nie podejmowałem świadomej decyzji. Równie dobrze rodzice mogli zapisać mnie do zastępów szatana. Czy to znaczy, że wtedy już zawsze będę musiał widnieć na liście wyznawów Belzebuba, bo ktoś tam kiedyś za mnie tak postanowił?

    2. Ogólnie jak czyta się twoje wypociny to dreszcze przechodzą. Zapamiętaj! Jak mu się nie podoba przestrzeganie polskiego prawa, to niech zrezygnuje z bycia „pasterzem”

      1. Zapamiętaj! Przestrzeganie polskiego prawa nie może polegać na łamaniu wolności sumienia i wyznania jednego obywatela (księdza) w imię wolności wyznania innego obywatela (czyli „występującego z Kościoła”).

        Wolność sumienia i wyznania jest mieczem obosiecznym, czego zwolennicy „występowania po włosku” nadal zdają się, niestety, nie dostrzegać, obierając sobie zupełnie kuriozalny cel w całej tej batalii o świeckość państwa, walcząc z Bogu ducha tak naprawdę winnym Kościołem, zamiast swoje pretensje kierować w stronę urzędników.

        Zabawię się teraz we „Wróżbitę Macieja”:

        Prawnicy kościelni z uśmiechem na ustach „rozjadą” wszelkie kasacje przed NSA, a „występujący z Kościoła” pozostaną z szeroko otwartymi, ze zdziwienia, oczami, nie pojmując, czemuż to w państwie prawa nie pogwałcono wolności wyznania proboszczów w imię wolności wyznania kilku obywateli, którym zamarzyło się, że ktoś zmusi proboszcza do uwierzenia, że z Kościoła można wystąpić za pomocą świstka papieru przesłanego pocztą…

        W sumie im dłużej się temu przyglądam, tym bardziej zaczynam kibicować stronie kościelnej w tym żenującym sporze, obecnie przed WSA, a za kilkanaście miesięcy także i przed NSA… Nie mogę się już doczekać decyzji NSA nakazującej proboszczowi uwierzyć, że papierek przesłany pocztą oznacza pozbawienie się zbawienia przez „występującego”… 😀

        Choć z drugiej strony skoro Minister od Cyfryzacji uznał, że założyciele Kościoła Potwora Spaghetti tak naprawdę nie wierzą, a „jaja sobie robią”, to właściwie czemu jakiś inny urzędnik nie miałby proboszczowi nakazać uwierzyć, że papierek wysłany pocztą odbiera zbawienie… Wszystko jest w naszym kraju możliwe… 😀

        1. Osobiste sumienie proboszcza nie jest angażowane w temat. Działa on w sprawie jako urzędnik Kościoła. Ustawa chroni wolność obywatela, a nie wolność kościoła i doktryny „niewolnictwa chrztu”. Kanonicznie i tak sumienie proboszcza każdego ochrzczonego uznaje za katolika na zawsze i nikt mu tego przekonania nie nakazuje zmieniać.Czytaj wyżej.POWOLI i ZE ZROZUMIENIEM. Możesz też spróbować lektury wyroków NSA. Czytaj wolniej niż produkujesz posty. Może to coś da. Twoje, Adamie, wypowiedzi (w kółko to samo) pokazują duży problem. Tutaj go nie rozwiążesz. Nie mam czasu na prowadzenie nauki czytania, lub rozwiązywania problemów wynikających z zaburzeń w postrzeganiu rzeczywistości. Nie oczekuj dalszej polemiki. Patrz regulamin. Z trolem się nie dyskutuje. Żegnam.

          1. Jasne… Osobiste sumienie proboszcza nie jest angażowane, gdyż… Zbigniew tak uważa… 😀

            A pewien urzędnik ministerstwa cyfryzacji uważa na przykład, że założyciele Kościoła Potwora Spaghetti tak naprawdę nie wierzą, tylko sobie żartują.

            Zaczynasz już zauważać pewne podobieństwo, czy jeszcze nie do końca?

            Wolności obywatelskich nie można egzekwować zmuszając obywateli (proboszczów), aby dokonywali wbrew swoim religijnym przekonaniom (czytaj: wbrew wolności sumienia i wyznania) jakiejś czynności religijnej.

            Jeśli wystąpienie z Kościoła pozbawia występującego możliwości zbawienia (udowodnij, że ksiądz w to nie wierzy!) to wolno księdzu wierzyć – dla dobra delikwenta, który chce wystąpić – że nie można wystąpić z Kościoła świstkiem papieru przesłanym pocztą. Jeśli ksiądz proboszcz nie wierzy w to, że można wyjść z Kościoła za pomocą świstka papieru, to i również nie może w księdze chrztu wpisać z jego punktu widzenia NIEPRAWDY, że delikwent pozbawił się możliwości zbawienia, bo przysłał pocztą jakiś świstek.

            Powołujesz się cały czas na orzeczenia NSA, które uznają jedynie, że jeśli obywatel uważa, że wystąpił z Kościoła, to wystąpił, i że GIODO nie wolno traktować obywatela jak członka Kościoła, jeśli obywatel złożył w parafii „oświadczeni woli o wystąpieniu z Kościoła”.

            NSA uszanował wolność wyznania obywateli, którzy uważają, że wystąpili z Kościoła (a miał inny wybór?).

            No dobrze, ale… co z tego?

            Czyżbyś uważał, że tym samym NSA zmusił już proboszczów do robienia niezgodnych z ich sumieniem i wyznaniem (czytaj: kłamliwych) adnotacji w KOŚCIELNYCH dokumentach?
            Gdzie Rzym, gdzie Krym?!

            NSA nakazał GIODO „włoskiego apostatę” traktować jako osobę nienależącą do Kościoła. Ale czy nakazał równocześnie proboszczowi tego samego „włoskiego apostatę” traktować jako osobę, która… pozbawiła się zbawienia?

            Nie można zmusić proboszcza do wpisania w KOŚCIELNYM dokumencie adnotacji w rozeznaniu proboszcza niezgodnej z prawdą, gdyż byłoby to pogwałcenie wolności sumienia i wyznania proboszcza.

            Wyobrażasz sobie państwo prawa, które w majestacie tegoż prawa zmusza proboszcza do wpisania kłamstwa do KOŚCIELNEGO dokumentu?

            Naprawdę tego nie rozumiesz, że sprawy o adnotację „dnia… wystąpił formalnym aktem z Kościoła” są z góry skazane na sromotną porażkę?

            Jeśli masz problem z tym, że instytucje państwa świeckiego traktują Cię jak członka Kościoła, choć uważasz, że nim nie jesteś, to kieruj swoje pretensje do tych instytucji. Np. do GUS-u, że ochrzczonych nazywa uparcie „wiernymi”…

            A jeśli masz problem z tym, że Kościół uważa cię za katolika, bo – w ocenie Kościoła – nie wystąpiłeś z Kościoła, no to… faktycznie masz problem.
            I to, obawiam się, nierozwiązywalny…

        2. Człowieku o czym Ty piszesz W wolnym kraju sam podejmuję decyzję o przynależności do jakiejkolwiek organizacji . Tym bardziej ,że do Kościoła zostałem wpisany BEZ MOJEJ WIEDZY
          I ZGODY .Powinien wystarczyć zwykły list do plebana, że mam
          go w d…ie. Rozumiesz katolu.

  2. Skoro kościół chce być niezależny to kary za obrazę bożka na krzyżu też trzeba rozpatrywać tylko w przestrzeni kanonicznej. Każdy może szydzić z wiary w garbate aniołki, a jedyną karą może być ekskomunika i klątwa 🙂

  3. „Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że oświad­cze­nia wysy­łane do pro­bosz-czów będą wkrótce z auto­matu wywie­rały pożą­dany efekt (adno­ta­cję).”
    Zbyszku, to właśnie ulega. Proboszczowie są poniekąd zmuszani przez KEP do odwoływania się całą trzyletnią drogę do wyroku NSA (w razie gdyby zakonnice zrzuciły habity). Na pewno będą to robić przynajmniej póki nie będzie „kognicja” Pana Ministra odzyskana na amen a potem to się dopiero zobaczy. Rok Pański 2015 czeka nas pełen wrażeń. 🙂

    1. Ostateczny wynik, w mojej ocenie, nie ulega wątpliwości. Pytanie ile potrwać może „wkrótce”. Kościół to wie także, ale zyskanie na czasie ma dla niego istotne znaczenie. Ze strachu zaczynają nawet grać „znaczonymi kartami”, licząc na przychylność WSA (przywracanie terminów zaskarżenia prawomocnych decyzji). Szczegóły wkrótce. My też mamy „asy w rękawie”, ale …wszystko we właściwym czasie. Linia NSA i treść kasacji GIODO (zrezygnował z „subsumpcji” ! :)) nakazują spokojnie dograć partię do końca – wyroków NSA oceniających apostazję kanoniczną, jako jedyną procedurę realizacji wystąpienia bez wystąpienia i „czynność prawną o charakterze pewnym”. Obalanie „i3” dla „odzyskania pełnej kognicji GIODO” jest w tej sytuacji tym bardziej zbędne. Dostrzegam zapędy do zaatakowania definicji NSA zbiorów, w szczególności istnienia odrębnego „zbioru danych osób nienależących”. Pozostaje nadal otwarta kwestia „wyinterpretowania” (wiążąco tylko orzeczeniami NSA) definicji „przetwarzania na potrzeby własne”. Znasz moje zdanie od roku. Sytuacja jest zmienna (zmiany personalne, pozakulisowe naciski KEP) i wymaga, jak zawsze, elastycznego reagowania. Twoje, czy moje przekonanie nie rozstrzygnie, lecz wyroki NSA.Cel nadal jest ten sam – świeckie w praktyce państwo. O niuanse interpretacyjne przyjdzie się zapewne spierać jeszcze nie raz. I dobrze, to pomaga znaleźć lepsze rozwiązania i argumenty. Nie zmienia to mojego podejścia, które znasz od początku, że „włoskie wystąpienie” jest tylko środkiem do realizacji tego celu, a nie celem samym w sobie. Z tego powodu interesuje mnie wyłącznie doprowadzenie do automatycznej realizacji wpisów, a nie walka z „dyskryminacją katolików” za pomocą „i3”. Dla mnie teza o „dyskryminacji” (nie pamiętam, czy sam jej pierwszy w rozmowie nie wygłosiłem) była rodzajem żartu. „Wyinterpretowanie” przetwarzania danych na „potrzeby własne” jako wyłącznie rejestru obrzędów i sakramentów, obali jej sensowność na gruncie prawa. Obawiam się, że wkroczyłem w obszar szczegółów, który ogarnie niewielu, więc dość. Działania Twoje i wystąp.pl nadal obserwuję z życzliwością. Powodzenia. 🙂

      1. Zbyszku, dopóki ta rewolucyjna idea, że każdy ma prawo do decyzji GIODO (co MOŻE oznaczać umorzenie sprawy bezprzedmiotowej) nie będzie oczywistą oczywistością, całe to przerzucenie „wyinterpretowywania kognicji ministra” na obywateli jest rodzajem żartu. Zgadzamy się co do celu tylko inaczej rozkładamy akcenty. Dla mnie już sama równość w prawie jest przedsionkiem… świeckiej Polski. To „wkrótce” nie nastąpi wcześniej niż w 2017 roku także mamy jeszcze przynajmniej dwa lata wyinterpretowywania przed sobą.
        Za dobrą robotę macie u mnie plusa i zawsze wsparcie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *