DOKTRYNA I PRAWO – KOMU SŁUŻY ZACIERANIE GRANIC

W ramach prowadzonego przez GIODO postępowania ksiądz proboszcz  wskazał powody zignorowania żądań skarżącej zawartych w przesłanym jesienią ubiegłego roku oświadczeniu. Obok rutynowo wskazywanego braku apostazji pojawiło się żądanie dokonania aktualizacji nazwiska w księdze chrztu. Delikwentka pozwala sobie chadzać za mąż bez powiadamiania Kościoła!

Zainteresowana postanowiła, przede wszystkim księdzu proboszczowi (a nawe bardziej jego zwierzchnikom) przedstawić szerzej podstawy swojego działania. Zamieszczony poniżej tekst prezentuje także nasze stanowisko w kilkuletnim sporze na tle tzw. „występowania z kościoła”. Zdecydowanie niestosowna lektura dla wszystkich szukających prostych i łatwych rozwiązań. Zacieranie granicy między polem oddziaływania doktryny Kościoła i prawa RP z Konstytucją na czele przekształciło prosty problem w skomplikowaną łamigłówkę.

Permanentne przekraczanie granic religijnej autonomii i wkraczanie doktryną na obszary zastrzeżone dla prawa państwowego to stała praktyka Kościoła w Polsce. Efekty widać na wielu polach – aborcja, in vitro, finansowanie obiektów kultu… są możliwe dzięki świadomym niestosowności tej praktyki, lecz usłużnym politykom i prawnikom. Na naszym odcinku w wyścigu po kolejny „papieski medal” prowadzą zdecydowanie sędziowie II Wydziału warszawskiego WSA. Nawiasem mówiąc, żaden z wyroków uchylających wydane proboszczom przez GIODO nakazy nie jest prawomocny. WSA rozstrzygnął zatem, zwłaszcza zawartością uzasadnień, wyłącznie o pierwszym miejscu w „medalowym wyścigu”

Stanowisko skarżącej polemizuje z „fundamentem” rozstrzygnięć WSA, obnażając „zasługi” na odcinku zacierania granic oddziaływania prawa kanonicznego i przekształcania Polski w państwo wyznaniowe.

 

Dotyczy: DOLiS-440-xxx

W związku z pismem Proboszcza Parafii pw. Wniebowzięcia NMP  w Sokołach z dnia 05 stycznia 2015 r. przesyłam poniższe wyjaśnienia. Mam nadzieję, że równoczesne przesłanie  do wiadomości Księdza Proboszcza, pomoże Mu zrozumieć podstawy i zakres moich żądań, pozwalając na zracjonalizowanie przyszłych reakcji.

W „oświadczeniu woli” podałam numer wpisu w księdze chrztów, pozwalający na jednoznaczną identyfikację moich danych osobowych. Z oczywistych powodów (odnotowanie chrztu dwumiesięcznego dziecka) figuruje tam moje nazwisko rodowe. Wpis zawiera dodatkowe informacje (data urodzenia, dane rodziców, tzw. rodziców chrzestnych), pozwalające zweryfikować moją tożsamość i wynikające z niej prawo dysponowania danymi. Nie zostały jednak podniesione żadne wątpliwości w tym zakresie, do których wyjaśnienia czułabym się wówczas zobowiązana. Zostałam także „pozytywnie zweryfikowana” przez pracownika Biura GIODO, co potwierdza adnotacja w udostępnionych mi aktach niniejszej sprawy. Nie utrzymuję kontaktów z Kościołem od dziesiątego roku życia. Zmiana nazwiska nie miała także żadnego związku z działalnością tej instytucji. Żądanie dokonania aktualizacji mojego nazwiska w księdze chrztów, stawiane przez Księdza Proboszcza jako „warunek wstępny” dalszych działań, nie znajduje zatem podstaw prawnych, ani logicznego uzasadnienia. Zwracając się o aktualizację moich danych adnotacją, że nie należę do Kościoła, zażądałam równocześnie zaprzestania ich przetwarzania wykraczającego poza niezbędną dokumentację faktów istotnych z punktu widzenia Kościoła. Dopuszczalność przechowywania danych osobowych, uzasadniana takimi względami, nie może jednak wykraczać poza aspekt archiwalny. Nie uprawnia także do poszerzania zakresu przechowywanych informacji, zwłaszcza wobec jasno wyrażonego sprzeciwu osoby zainteresowanej.

Ksiądz Proboszcz twierdzi również, że zostałam ochrzczona „podobnie jak inne parafie”(?) na podstawie Konkordatu, który wszedł w życie wiele lat później. Taka interpretacja, być może zasadna w wymiarze duchowym, powoduje jednak problemy w powiązaniu zapisu księgi chrztów z „parafią” i właściwe zrozumienie zgłoszonych żądań. W efekcie przeszkodę w spełnieniu moich żądań dostrzega Ksiądz Proboszcz w konieczności spełnienia wymogów tzw. „procedury formalnego wystąpienia z Kościoła”. Kościół może adresować taką ofertę do osób oczekujących zapewnienia obrzędami religijnymi skutków na gruncie własnego prawa (akceptujących równocześnie fakt, że dla tego prawa i statystyk pozostaną nadal członkami Kościoła). Nie zwracałam się jednak z taką prośbą, a moje oświadczenie i toczące się (w wyniku jego zignorowania) przed Generalnym Inspektorem postępowanie nie ma żadnego związku z poglądem doktryny na status i losy „mojej duszy nieśmiertelnej”. Rozstrzygnięcia prawa kanonicznego w tym zakresie pozostają wyłączną domeną Kościoła. Mogą mieć istotne znaczenie dla decyzji podejmowanych przez Najwyższego, ale żadnego dla organu administracji państwowej, działającego w oparciu o normy prawa powszechnego.

Prawo kanoniczne uznaje chrzest za akt  (dozgonnego i nieodwracalnego – kanon 11 Kpk) przystąpienia do wspólnoty. Kościelni prawnicy, w podobnych postępowaniach, twierdzą (i nie sposób się z tym nie zgodzić), że „relacja obywatel – kościół nie jest stosunkiem prawnym”. Zatem chrzest, zdaniem samego Kościoła, nie stanowi nawiązania jakiejkolwiek relacji na gruncie prawa powszechnego. Opierając się zatem wyłącznie na twierdzeniach Kościoła nie sposób logicznie uzasadnić dlaczego apostazja (odnosząca się do stosunku opisanego wyłącznie doktryną) ma określić moją relację z Kościołem na gruncie świeckiego prawa, skoro nie określa jej akt chrztu. Art. 53 Konstytucji RP, w punkcie 2 przyznaje każdemu obywatelowi (nie doktrynom związków wyznaniowych) prawo decydowania w tym zakresie „według własnego wyboru”. W przesłanym oświadczeniu jasno określiłam „własny wybór”. W połączeniu z żądaniami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych, tak podstawą jak i zakresem skutków, obejmuje wyłącznie obszar regulowany prawem powszechnym. Księga chrztów, stanowiąca dla Kościoła rejestr podstawowych obrzędów religijnych, pozostaje dla prawa powszechnego wyłącznie zbiorem danych osobowych, Podlega w tym zakresie regulacjom Ustawy o ochronie danych osobowych i wyłącznie ten aspekt jej funkcjonowania obejmują działania GIODO. Wydawane decyzje nie odnoszą się do doktrynalnych ocen statusu osoby skarżącej. Podkreślał to także Naczelny Sąd Administracyjny, zwłaszcza w ośmiu orzeczeniach z października 2013 r. Żądana adnotacja rozstrzyga wyłącznie o zasadach i zakresie dalszego przetwarzania moich danych osobowych przez Kościół (w tym na potrzeby statystyk), Nie kształtuje natomiast doktrynalnej oceny mojego statusu, pozostającej nadal autonomicznym prawem Kościoła. Wskazówkę dla hierarchów, że Kościół może i będzie musiał pogodzić się z takim rozstrzygnięciem stanowią cywilne rozwody połączonych sakramentalnie małżonków. Pole tego kompromisu wyznacza art. 1 Konkordatu nakazujący wzajemne poszanowanie autonomii obu podmiotów. Jak podkreśla NSA, zagwarantowana Kościołowi autonomia nie oznacza jednak wyzbycia się przez państwo swej immanentnej cechy jaką jest suwerenność. Jej wyznacznikiem są konstytucyjnie zagwarantowane prawa i wolności obywateli. Z tego powodu wolność sumienia i wyznania, jako jedna z podstawowych wartości, nie może być reglamentowana doktryną żadnej religii.

Przytoczone argumenty wskazują, że w toczącym się postępowaniu GIODO posiada pełny materiał dowodowy pozwalający na wydanie decyzji, o którą wnosiłam. Art. 35 §3 Kpa jednoznacznie określa termin przewidziany na jej wydanie. W związku z tym na podstawie art. 37 §1 Kpa wzywam Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych do bezzwłocznego usunięcia naruszenia prawa,. Dalsza zwłoka spowoduje skierowanie skargi w tym zakresie do WSA.

 

P.S. Doktryna islamu ocenę wyznaniowej przynależności opiera na zasadzie „każdy poczęty z muzułmanina jest muzułmaninem”. Na tej podstawie uznaje mnie, wbrew moim przekonaniom, za muzułmankę z racji wyznania jednego z przodków w linii męskiej. Nie kreuje to jednak faktów, np. poprzez przetwarzanie moich danych osobowych. Nie daje zatem żadnych powodów do reakcji na płaszczyźnie prawa.

Może ten przykład uświadomi hierarchom jak dalece aspiracjami do wszechwładzy w Polsce wykraczają poza obszar autonomii Kościoła, dokonując w istocie zamachu na jej suwerenność.

Za rażące naruszenie prawa trzeba płacić

Artur Grzelski przed rozprawą w NSA
przed rozprawą w NSA

Dziś o godzinie 9:40 w Naczelnym Sądzie Administracyjnym odbyła się rozprawa w związku ze skargą GIODO od wyroku WSA w Warszawie w sprawie orzeczenia, że bezczynność organu miała miejsce z rażącym naruszeniem prawa, czego skutkiem było wymierzenie grzywny w wysokości 1000 zł.  NSA oddalił skargę uznając, że prowadzenie sprawy przez 11 miesięcy, kiedy przepisy przewidują na to miesiąc, jest rażące, a kara grzywny nałożona przez sąd niższej instancji jest adekwatna do przewlekłości. Wyrok jest prawomocny. Mam nadzieję, że konsekwencje finansowe zmobilizują urzędników do rozpatrywania kolejnych spraw terminowo. To odrobina satysfakcji dla tych, którzy w ciągu ostatnich czterech lat  musieli się zmagać z przewlekłością postępowania w podobnych sprawach.

Wyrok wraz z uzasadnieniem w Centralnej Bazie Orzeczeń Sądów Administracyjnych

Je suis Jerzy

Zofia Achinger i Jerzy Urban

Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa, VIII Wydział Karny przy ul. Ogrodowej 51a rozegrał się 13 stycznia br. kolejny akt procesu Jerzego Urbana. Redaktor naczelny tygodnika „Nie” oskarżony został o obrazę uczuć religijnych opublikowanym w numerze z sierpnia 2012 roku wizerunkiem zdziwionego Chrystusa. Wizerunek stanowił ilustrację artykułu poświęconego coraz powszechniejszemu opuszczaniu szeregów Kościoła.

Sąd odrzucił (podobnie jak poprzednio) wniosek internetowej telewizji Racjonalista TV o wyrażenie zgody na rejestrację obrazu i dźwięku. Zdaniem Sądu „uzasadniony interes społeczny za tym nie przemawia”. Równocześnie sędzia przypomniał, że nagrywanie w tej sytuacji (np. telefonem komórkowym) zagrożone jest karą do 10.000 zł. Wśród licznej, jak na małą salę, widowni pojawiły się ulotki „JE SUIS JERZY”. Bez sprawdzania czy trzymający nie oznajmiają własnych imion, zostały uznane za naruszające powagę Sądu, który nakazał ich natychmiastowe usunięcie. Wstępne decyzje sędziego miały pokazać, że sądu nie powinno się traktować jak kabaretu i zapewne dlatego „uzasadniony interes społeczny” będzie miał się lepiej nie oglądając merytorycznej części rozprawy.

Wystąpiło w niej trzech świadków. Czwarty ukarany został karą porządkową za niestawienie się. Pani, zeznająca jako pierwsza, poczuła się obrażona ilustracją, którą dostała drogą mailową. Nie pamiętała od kogo. Nie czytała także artykułu. Odpowiadając na pytania J. Urbana i jego obrońcy nie kwestionowała prawa osób niewierzących do wyrażania własnych poglądów. Pytanie o dopuszczalność zamieszczania karykatur Mahometa uchylił sąd, jako „nie mające związku ze sprawą”. Odpowiadając na pozostałe pytania, dotyczące możliwości satyrycznego bądź krytycznego odnoszenia się do obiektów różnych kultów np. satanistycznego, zeznająca zasłoniła się brakiem znajomości takiego kultu. Wypowiedź w sposób zadowalający poszerzyła materiał dowodowy i wiedzę Sądu, który przystąpił do przesłuchania następnych świadków. Zeznawali: zastępca redaktora naczelnego „Nie” i twórca spornej grafiki, którzy w swoich zeznaniach stwierdzili, że intencją ich było wyłącznie zilustrowanie treści artykułu, czyli pokazanie zdziwienia Kościoła odpływem wiernych. Zastępca naczelnego „Nie” stwierdził wręcz, iż nie wyobraża sobie, aby ta ilustracja „mogła obrazić uczucia jakiejkolwiek inteligentnej istoty”. Oskarżyciel posiłkowy, zadając pytanie, próbował zasugerować, iż świadek uznał siebie za jedynego inteligentnego. Ponieważ Sąd zauważył, iż nie zostało to wyrażone w ten sposób, podejmował kolejne, nieskuteczne próby sformułowania pytania-zarzutu. Wykazał tym jedynie dlaczego właśnie Jego uczucia musiały „poczuć się obrażone”. W aktach sprawy znajduje się już opinia biegłego, której obrońca oskarżonego zarzucił uchybienia i braki. Wnioskował także o przesłuchanie biegłego. Zapowiedź kolejnego odcinka serialu na 9 marca br., zakończyła ten blisko godzinny spektakl.

Szczegółowa relacja z rozprawy ma na celu pokazanie w jakich oparach absurdu toczą się podobne postępowania. Wręcz wstyd pokazać to szerszej widowni. Powaga Sądu jest naruszana ulotkami na widowni. Musi być jednak zachowana podczas badania stanu uczuć pani, która niewiadomo skąd dostała maila, ponieważ twierdzi, że zniekształcona (wyrazem zdziwienia!) twarz Chrystusa wyrządziła jej przykrość. Prokuratura, sąd, biegli, dwa i pół roku postępowania, a to nie koniec, setki zapisanych kartek, praca wielu ludzi i koszty. Nasze koszty. Podatników. W czyim interesie cały ten żałosny kabaret za nasze wspólne pieniądze? Warto mieć świadomość, że każdy kto poczuje się obrażony ma możliwość dochodzenia roszczeń na drodze cywilnej. Za własne pieniądze. Nie jest do tego konieczny żaden artykuł w kodeksie karnym. Artykuł 196 Kodeksu karnego jest aktem skruchy władzy państwowej wobec Kościoła za wymuszoną politycznym miejscem w Europie konstytucyjną neutralność światopoglądową. Żądny przywilejów Kościół, wysługując się przychylną władzą państwową, zabezpieczył sobie państwową ochronę własnych wartości. Artykuł 196 Kodeksu karnego jest „kałasznikowem” polskich fundamentalistów katolickich. Na dodatek narzędziem znacznie wygodniejszym i bezpieczniejszym. Bez narażania bezpośrednio siebie można zrobić „porządek z niewiernymi”, rękami państwowych urzędników. Do kościoła chodzi jedna czwarta Polaków. Pozbawionych poczucia dystansu do traktowania przez innych symboli tej religii jest zapewne znacznie mniej. Z jakiego powodu na koszt całego społeczeństwa chronione mają być nadwrażliwe uczucia nielicznych?

Nie widać politycznej woli do wyrugowania z kodeksu karnego tego archaizmu. Może zatem użyć innej metody? Internet jest płaszczyzną dogodną do zorganizowania masowej akcji. Kilkaset skarg miesięcznie wpływających do Prokuratora Generalnego na obrazę uczuć religijnych może przynieść lepszy i szybszy efekt niż marsze protestacyjne i petycje. Każda wpływająca skarga inicjuje postępowanie wyjaśniające. Zebranie materiału dowodowego, ustalenie sprawców, ekspertyzy. Kilkaset skarg miesięcznie to ośmieszenie tej regulacji i paraliż prokuratury w krótkim czasie. Powodów do skarg w internecie znaleźć można mnóstwo, a obrażone uczucia może mieć każdy, zwłaszcza nie mając napisane na czole, że jest „bezuczuciowym ateistą”. Może warto spróbować?

Polski terroryzm religijny

Symboliczny zbieg terminów. Wczoraj paryska demonstracja w obronie wolności słowa i artystycznej ekspresji z udziałem polskich premierów – Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Jutro proces Jerzego Urbana spowodowany obrazą uczuć religijnych opublikowaniem podobizny zdziwionego Chrystusa.

Najważniejsi polscy politycy demonstrują poparcie dla wolności. Szkoda, że nie popierają jej działaniami we własnym kraju. Co partia Pani Kopacz i Pana Tuska, sprawująca od lat władzę w Polsce, zrobiła w celu usunięcia artykułu 196 z Kodeksu karnego? Religijny terror szerzony w Polsce przy jego wykorzystaniu różni się od islamskiego tylko drastycznością stosowanych środków. Dodatkowo ten polski jest sankcjonowany rodzimym prawem, więc światu nie wypada go potępiać. Ortodoksyjni katolicy w Polce szacunek dla własnych symboli wymuszają „strzelając” na ulicach jedynie różańcami i krzyżami. Zapewne z powodu trudniejszego dostępu do kałasznikowów oraz każdorazowego wsparcia ich działań przez władzę państwową. Hipokryzja i obłuda polskich polityków nakazuje potępiać obcych i chronić prawem własnych religijnych terrorystów? A może zamiast uczestnictwa w marszu należało zaoferować Francji polskie rozwiązania prawne w tej dziedzinie? Może islamscy ekstremiści świadomi prawnej ochrony czci Proroka nie posunęliby się do masakry w redakcji „Charlie Hebdo”?

Fundamentem religijnego terroryzmu jest żądanie szacunku dla własnych symboli i wartości. Od wszystkich. Bez względu na tych wszystkich przekonania. Czy trudno zauważyć, że oczekiwanie od niewierzących szacunku dla niepokalanego poczęcia, uznania świętości życia zygoty z pominięciem znaczenia życia matki itd. jest gwałtem zadawanym nie tylko ich uczuciom, ale także rozumowi?

Zachęcamy do obecności na jutrzejszej rozprawie Jerzego Urbana. I nie chodzi o identyfikowanie się z estetyką Jego wypowiedzi czy publikacji tygodnika „Nie”. Uczestnicy paryskiego marszu też nie reprezentowali jednolitego poglądu na temat publikacji francuskiego tygodnika. Liczna obecność na sali rozpraw zwolenników wolności słowa i poglądów powinna być kolejnym sygnałem dla polskich polityków tak skwapliwie potępiających religijny terror. Współczując Francji nie zapominajmy o porządkowaniu własnego domu. Pora działać, zanim rodzimy terroryzm katolicki uzna wszystkich inaczej myślących za kryminalistów.

Zobacz dokładny termin i miejsce rozprawy.

„Pytanie na Śniadanie” – runda 2

Pytanie na ŚniadanieOtrzymaliśmy potwierdzenie, że temat „występowania z kościoła” pojawi się w „Pytaniu na Śniadanie”. Dowiedzieliśmy się również, że tym razem to kuria warszawsko-praska przyśle swojego reprezentanta, więc można się spodziewać, że będzie to ktoś lepiej merytorycznie przygotowany do rozmowy. Zapraszamy do oglądania TVP2 już jutro rano (wtorek, 30 grudnia; nasz temat ok. 8:50).

„Pytanie na Śniadanie” – wyjaśnienie TVP

Otrzymałem dzisiaj telefon od asystentki z „Pytania na Śniadanie”. Pani z którą rozmawiałem przeprosiła za to, że z powodu nieobecności księdza sytuacja rozwinęła się tak jak opisaliśmy. Wyjaśniła, że podczas poniedziałkowego programu zabrakło czasu na przeproszenie telewidzów. Poinformowała, że jej zwierzchnicy są zainteresowani tym tematem i chcą go zrealizować. Będzie to jednak możliwe dopiero na początku stycznia, bo w najbliższym czasie program będzie wypełniony tematyką świąteczną. Jak tylko ustalimy konkretny termin będziemy o tym informować na stronie i na naszym profilu na facebook’u.

„Pytanie na Śniadanie” – runda 1

Dzisiaj o 9 rano w programie TVP2 „Pytanie na Śniadanie” miała odbyć się dyskusja dotycząca wystąpienia z kościoła i ochrony danych osobowych, jednak do tego nie doszło. Chciałbym wyjaśnić zaistniałą sytuację. W związku z tym, że problematyka ta pojawia się coraz częściej w prasie, do naszej ekipy trafiło pytanie, czy ktoś z nas może pojawić się w programie. W związku z tym, że mieszkam w Warszawie i tryb pracy daje mi takie możliwości podjąłem się tego zadania. W niedzielę dowiedziałem się, że drugim rozmówcą ma być ksiądz Andrzej Sikorski. Dzisiaj po przyjeździe do telewizji – 45min przed wejściem na antenę – dowiedziałem się, że ksiądz rano zadzwonił i poinformował, że się nie pojawi. Asystentka powiedziała, że mimo to program się odbędzie bez udziału księdza. Ostateczna decyzja, że nie pojawię się na wizji zapadła w ostatniej chwili, gdy miałem już makijaż na twarzy, podłączony mikrofon i została wyemitowana zapowiedź tematu. Zostałem poinformowany, że program odbędzie się za tydzień. Prosiłem, żeby wyjaśnić i przeprosić widzów. Poinformowano mnie, że nastąpi to na koniec odcinka przed godziną 11, ale tak się nie stało. Będziemy wyjaśniać zaistniałą sytuację z TVP i informować o tym naszych sympatyków.


Przepraszamy wszystkich, którzy dziś niepotrzebnie czekali przed telewizorami. Czy zgodnie z zapewnieniami dyskusja z naszym udziałem odbędzie się za tydzień?

WSA podważa suwerenność Polski

WSA uchylając po raz drugi decyzję GIODO, nakazującą proboszczowi dokonanie adnotacji o „wystąpieniu” w księdze chrztów, nie pozostawia złudzeń. W drugim etapie tej batalii walka toczy się o odbicie WSAKEP-owskiej niewoli. Ostateczne odbicie urzędu GIODO potwierdza złożona kasacja sierpniowego wyroku WSA i spodziewana kolejna. Argumentem przesądzającym jest nie tyle sam fakt, co treść skargi kasacyjnej. Generalny Inspektor rzetelnie przestudiował uzasadnienia NSA (zwłaszcza z października 2013 roku). Pozwala to na zaprezentowanie w skardze kasacyjnej stanowiska zgodnego także z naszymi poglądami od początku tego sporu. Przede wszystkim GIODO odciął się nareszcie od ustalania tzw. „rzeczywistej przynależności skarżącego” tj. rozpatrywania statusu skarżącego z pozycji prawa kanonicznego. Zrozumiał, że dla postępowania dotyczącego wyłącznie ochrony danych osobowych, prowadzonego na gruncie prawa powszechnego, nie ma to żadnego znaczenia.

Sędziowie WSA odmawiają na razie przyswojenia tej lekcji. Formalnie nie ma to większego znaczenia, bowiem rozstrzyga wyłącznie o tym kto – GIODO czy proboszcz – złoży kasację. Wyczerpanie przez strony administracyjnej drogi prawnej jest niezbędne dla ukształtowania jednolitego, ostatecznego orzecznictwa. Zainteresowany jest tym przede wszystkim GIODO, co potwierdził w bezpośredniej rozmowie jego radca prawny. Wyroki WSA, podważając jasną wykładnię NSA, której GIODO omijać nie może i nie chce, powodują decyzyjny zamęt. Mamy już bowiem decyzje wykonane przez proboszczów, mamy też prawomocne, których wykonanie egzekwuje GIODO, bo z mocy Ustawy po prostu musi to robić (w co najmniej jednym przypadku z pozytywnym już skutkiem). Merytorycznie orzeczenia WSA są kolejną próbą podporządkowania prawa powszechnego interesom Kościoła i zachciankom polskich hierarchów, bo nawet nie prawu kanonicznemu. Z tym większą satysfakcją zapełnimy sale WSA w chwili, gdy ci sami sędziowie, związani już wyrokami NSA, będą z przekonaniem uzasadniać tezy, które dziś tak bezdyskusyjnie odrzucają.

Pojawiające się coraz częściej komentarze dowodzą, że uproszczony przekaz, podbudowywany także stanowiskiem WSA, zaciera zasadniczy sens tego konfliktu. Przedstawianie procedury nazwanej „wystąpieniem po włosku” jako alternatywy dla apostazji kanonicznej oraz używanie, jako istotnego argumentu, na rzecz nadrzędności prawa powszechnego, braku formalnego przyjęcia tzw. „instrukcji KEP”, przynosi dziś negatywne skutki w świadomości samych zainteresowanych. Retoryka utarczek z propagatorami tzw. apostazji kanonicznej ukształtowała dość powszechne przekonanie, że oświadczenie woli, w przeciwieństwie do apostazji, jest procedurą wystąpienia z Kościoła zapewniającą wszelkie skutki, także te kanoniczne. To przekaz fałszywy, bo kwestionujący istnienie autonomicznej przestrzeni prawa kościelnego.  Najważniejsza informacja dla zainteresowanych brzmi: „wystąpienie po włosku” nigdy nie było i nie będzie wystąpieniem z Kościoła w rozumieniu dosłownym, tj. wywierającym automatycznie skutki kanoniczne. We własnym oświadczeniu, skierowanym do proboszcza wiosną 2011 roku, napisałem wręcz, że ewentualne skutki na gruncie prawa kanonicznego nie są przedmiotem mojego zainteresowania i pozostawiam je do wyłącznej oceny Kościoła, szanując jego autonomię w tym zakresie. Gwarantowana, m. in. art. 1 Konkordatu, autonomia Kościoła pozwala na dokonanie odmiennej oceny na gruncie prawa kanonicznego, ale nie wynika z tego możliwość związania taką oceną organów suwerennego państwa.  Autonomia nie oznacza bowiem braku podlegania normom prawa powszechnego. Stwierdzając to NSA dodał, iż nie może być zatem przyczyną reglamentowania wewnętrznym prawem Kościoła możliwości swobodnego opuszczenia denominacji wyznaniowej, zagwarantowanej każdemu obywatelowi Konstytucją.

Konflikt norm prawa powszechnego i kościelnego powoduje odmienne oceny skutków „wystąpienia”, analogicznie jak w przypadku rozwodów małżeństw. Kościół nie ma żadnego wpływu na możliwość uzyskania rozwodu, zagwarantowaną prawem powszechnym. Traktuje osoby rozwiedzione jako nadal związane dozgonnym sakramentem. Co więcej, odnosząc się do wyłącznie „świeckich skutków”, nakłada na te osoby sankcje religijne. Nie jest to jednak przedmiotem zainteresowania państwa i nie wpływa na ocenę ich statusu na gruncie prawa cywilnego. Z podobną oceną przynależności do Kościoła przyjdzie się wcześniej czy później pogodzić, a zasadność tej prognozy znajduje pełne oparcie w orzecznictwie NSA (np. I OSK 1828/12). Prawo kanoniczne w aktualnym brzmieniu wyklucza możliwość zerwania związku ze wspólnotą Kościoła, podobnie jak z poślubionym małżonkiem. Akt apostazji stanowi odstępstwo od wiary, ale nie opuszczenie wspólnoty.  Kościół nie narzuci jednak państwu realizowania konstytucyjnej normy na zasadzie „wystąpienia formalnego, ale nie faktycznego”(?). (Tak zdefiniował akt apostazji kanonicznej jeden z kościelnych komentatorów).

Sędziowie WSA swoimi wyrokami ignorują całą powyższą interpretację. Stwierdzenie, że realizacja prawa do informacyjnego samookreślenia obywatela w przestrzeni publicznej wymaga zgody Kościoła stanowi w istocie zamach na suwerenność Polski. I nie jest to stwierdzenie przesadne, bowiem państwo, które uzależnia realizację zagwarantowanych obywatelowi Konstytucją praw od opinii podmiotu trzeciego, staje się od tego podmiotu zależne. Sąd, próbujący zrealizować marzenie biskupów o uczynieniu z Polski watykańskiego protektoratu za pomocą apostazji, zasługuje w pełni na miano Watykańskiego Sądu Apostazyjnego. Uznanie religijnego obrzędu apostazji za procedurę wystąpienia z Kościoła, wbrew jego doktrynie, wykluczającej taką możliwość oraz „czynność prawną o charakterze pewnym”, wymaga pokazania w odrębnym komentarzu rozmiarów złej woli i ignorancji sędziów  WSA.

Nie ulega wątpliwości, że oświadczenia wysyłane do proboszczów będą wkrótce z automatu wywierały pożądany efekt (adnotację). Toczące się już na różnych etapach postępowania pozwolą na ostateczne wygranie tej sprawy. To jednak dopiero początek, nie koniec, walki o realnie świecką Polskę. Sama możliwość wyegzekwowania adnotacji w księdze chrztów, choć bardzo ważna, nie przynosi żadnych wymiernych efektów. Nawet w statystykach prezentujących liczbę członków Kościoła katolickiego w Polsce. Podejmujemy jednak działania, które to zmienią. Nie będzie to ani łatwe, ani szybkie, jednak wiemy, że konieczne i możliwe.

Najważniejszym celem jest uświadomienie szerokiemu społeczeństwu i politykom faktycznego poparcia Kościoła w Polsce, mierzonego liczbą realnych członków, a nie zawyżaną liczbą ochrzczonych. Oparty na zmanipulowanych statystykach, utrwalany przez media, przekaz o reprezentowaniu przez Kościół znaczącej większości ma usprawiedliwiać jego dominujący wpływ na rozstrzygnięcia polityczne. Sankcjonuje także coroczne wyłudzanie miliardów złotych z budżetu, zgodnie z wolą i potrzebami „większości”. Najwyższy czas zacząć to zmieniać. Masowe wysyłanie oświadczeń woli do proboszczów będzie istotnym argumentem w tej grze. Podjęcie takiego działania nie wymaga już żadnej pomocy prawnej. Nie ma większego znaczenia posłużenie się „gotowcem” proponowanym przez nas, przez wystąp.pl,  czy też własnym pomysłem.

Nasza propozycja umożliwia emocjonalną identyfikację z treścią oświadczenia osobom niechętnym do „wystąpienia”, wobec braku akceptacji faktu „wstąpienia”. Jasne określenie się takich osób w przestrzeni publicznej ma jednak istotne znaczenie. Osobiste, prywatne przekonanie nie kreuje bowiem faktów mogących zmieniać statystyczny obraz „katolickiej Polski”. ISKK w kooperacji z GUS-em będzie nadal „twórczo zagospodarowywał” bierność takich osób, na chwałę i pożytek Kościoła. Usprawiedliwianie bierności, prywatną filozofią niechęci postrzegania tych faktów, na pewno ich nie zmieni.

Dogmat o katolickiej większości w Polsce

% katolików w Polsce

Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego podał w komunikacie z 10 lipca 2014 roku dane dotyczące praktyk religijnych Polaków za rok 2013. Składają się na to wskaźniki dominicantes (obecnych na niedzielnej mszy świętej) – 39,1% i communicantes (przystępujących do komunii) – 16,3%. Jak zawsze przy prezentacji tych danych ISKK unika podawania liczb bezwzględnych, podając jedynie gotowe wskaźniki. Zapewne także zupełnie przypadkiem nie objaśnia w komunikacie ich właściwego znaczenia. Drogę do prawdy – jaki odsetek ogółu Polaków uczęszcza do kościoła – znaleźć można w zakładce opisującej metodologię liczenia. Okazuje się, że wskaźniki przedstawiają odsetek z liczby zobowiązanych do wykonywania tych praktyk, którzy stanowią 82% ochrzczonych. Zdaniem ISKK 18% (stały wskaźnik przyjmowany dla wszystkich parafii od lat) z racji wieku, bądź stanu zdrowia takiego obowiązku nie ma (dzieci do siódmego roku życia, inwalidzi, chorzy i osoby starsze). Nie ulega wątpliwości, że wśród obecnych na niedzielnej mszy (liczonych metodą obserwacji bezpośredniej przez ok. 10.000 rachmistrzów w całej Polsce) jest sporo osób, które obowiązku uczestnictwa nie mają, jednak przyrównanie ogólnej liczby obecnych do 82% ochrzczonych pozwala na pokazanie ładniejszych wskaźników. Lepiej wygląda 39,1% niż 32,1% (tak należałoby podać w odniesieniu do liczby ochrzczonych), zwłaszcza gdy brak komentarza sprawiać może wrażenie, że ok. 40% Polaków uczęszcza co niedzielę do kościoła.

Dociekliwi potrafią łatwo sprawdzić, że w rzeczywistości to niewiele ponad jedna czwarta – dokładnie 27,8%. Rocznik GUS za rok 2013 podaje liczbę ludności Polski – 38.533.000 (strona 194) oraz dokładną liczbę ochrzczonych – 33.384.936 (strona 219), co w połączeniu ze wskaźnikami ISKK pozwala na dokonanie prostego wyliczenia: 33384936  0,82 0,391 ÷ 38533000 = 0,278. Bardziej dociekliwi potrafią także szerzej przeanalizować i pokazać manipulacje ISKKGUS na przestrzeni ostatnich lat, służące poprawie wizerunku „katolickiej Polski”. Przeniesienie „niedzieli obliczeniowej” z listopada na październik w 2009 roku pozwoliło nawet (efekt „miesiąca maryjnego” i zbliżającego się Święta Zmarłych?) zahamować (na 1 rok!) wyraźnie spadkową tendencję. Dociekliwych jednak jest niewielu, a odpowiednio prezentowane statystyki pozwalają budować i utrwalać pożądany obraz.

Warto podkreślić, że dane ISKK docierają do świadomości przeciętnego odbiorcy za pośrednictwem mediów, te zaś, przekazując informację ISKK podają, że „40% Polaków chodzi do kościoła”. Manipulacja przynosi oczekiwany skutek w świadomości społecznej – przekonanie o znacznie większym, od faktycznego, poparciu społecznym dla Kościoła w Polsce. Pozwala to nadal bezkarnie i bezkrytycznie powielać i utrwalać mit „katolickiej większości”, która zgodnie z regułami demokracji ma prawo narzucać ogółowi swoją wolę.

Statystyczne kłamstwo pozwoliło zniewolić III RP Konkordatem, wsparło wprowadzenie religii do szkół, a później jej finansowanie przez ogół obywateli oraz kolejne kroki, którymi dogadzano „katolickiej większości”, szafując publicznym groszem na zachcianki kleru i budowę kolejnych dowodów wdzięczności za odzyskaną „niepodległość”. Skoro kolejny „santo subito” – Franciszek, zwiększył zakres autonomii Polski poprzez ustanowienie namiestnikiem Polaka (Wojciecha), należy oczekiwać kolejnych „dowodów wdzięczności” do sfinansowania?

Na marginesie, żeby nie zapomnieć o znaczącej roli państwa w kreowaniu wizerunku katolickiej Polski, wypada podkreślić twórczy wkład GUS-u. Obok podawanej liczby ochrzczonych (dokładna liczba przekazywana przez ISKK) GUS każdorazowo zamieszcza w tabeli informację procentową. Nie inaczej jest w roczniku za rok 2013, gdzie obok przytoczonej wyżej liczby ochrzczonych widnieje informacja, że stanowi to 95,0% ogółu ludności Polski (strona 221). Albo kalkulator mam zepsuty, podobnie jak przy analizowaniu prezentacji za wcześniejsze lata (pokazuje 86,7%), albo statystycy w ramach zacieśniania współpracy wyręczyli kilku księży i „ochrzcili” niemal 3.200.000 Polaków, ot tak, pomiędzy kolejnymi kolumnami tabeli. Kto odda kasę, jeśli się Kościół upomni (przykładowo 300 zł za każdy chrzest daje blisko 1 mld zł)? Zapewne, jak zawsze sfinansują to ci, którzy portfelami tylko należą do Kościoła. Od tej formy przynależności odciąć im się nie pozwoli niezmiennie świeckie i neutralne światopoglądowo państwo, które oczywiście żadnej wagi nie przywiązuje do tego czy katolików jest jedna czwarta, czy prawie 100%. Wiadomo, że prawdy objawione (dogmaty) nie podlegają weryfikacji. Zwłaszcza statystycznej. Na tej zasadzie w kraju o „chrześcijańskich korzeniach” twierdzenie, że jedna czwarta to większość jest nadal prawdą niepodważalną.

 

P. S. W  tekście, napisanym w lipcu br., posłużyłem się danymi (liczba ochrzczonych, ludność Polski) za rok 2012. Nie znalazłem wówczas aktualniejszych. Użycie ich do „urealnienia” wskaźnika ISKK,   prezentującego wyniki liczenia obecności wiernych w kościołach jesienią 2013 roku, nieco zawyża jego wartość (27,8%). Rafał Maszkowski, podchodząc profesjonalnie do problemu (wszystkie dane dotyczyły tego samego roku), wyliczył wskaźnik obecności Polaków w kościele za rok 2012 na poziomie 27,5%. Istotą przedstawionego problemu nie są jednak ułamkowe różnice (efekt mojej metodologicznej nieścisłości), lecz przepaść pomiędzy odsetkiem katolików domniemanych (95%) i faktycznych (ok. 27%).

Watykanizacja WSA

Fotografowanie publiczności na sali sądowej było zakazane.

ekipa Świeckiej Polski i nasi sojusznicy przed salą rozpraw w WSA
fot. Marek Łukaszewicz

Warszawski WSA 19 listopada 2014 roku uchylił decyzję GIODO nakazującą dokonanie adnotacji w księdze chrztów o „wystąpieniu” Tadeusza N. z Kościoła. To drugi taki wyrok w identycznej sprawie. Tym samym stwierdzić można, że warszawski WSA ukształtował nową „linię orzeczniczą” sprzeczną z wykładnią wynikającą z trzynastu orzeczeń NSA. Jednoznacznie dowiódł też przekształcenia się w Watykański Sąd Apostazyjny. Przywrócenie go do struktury sądów administracyjnych będzie możliwe zapewne dopiero po rozpatrzeniu skarg kasacyjnych przez NSA. Należy zakładać, że GIODO, podobnie jak w sierpniowym przypadku, nie ma innego wyjścia jak złożenie kasacji.

Reakcja sali na ogłaszany przez WSA wyrok uświadomiła sędziom, że świadkowie ich służalczej postawy dopilnują umieszczenia ich nazwisk na kartach Historii obok stalinowskich sędziów. Stwierdzenia o wyższości apostazji i regulacji prawa kanonicznego nad prawem jednostki do informacyjnego samookreślenia zmusiły członków ekipy Świeckiej Polski do wysłuchania wyroku w postawie klęczącej i zamknięcia sentencji sakramentalnym „amen”. Głośna odpowiedź Zbigniewa Kaczmarka – „proszę bardzo” na pytanie zbulwersowanego sędziego – „czy mogę kontynuować?” dopełniła kabaretowego charakteru całego wydarzenia. Dziękujemy członkom zaprzyjaźnionych organizacji i grup nieformalnych za obecność na sali. Nasza liczna obecność nie zmieni orzeczeń, odbiera jednak poczucie pewności i „komfort pracy” sędziom. Pytanie „naszego” Rafała o możliwość rejestracji obrazu i dźwięku przerwane panicznym – „żadnych zdjęć” dowodzi jednoznacznie zawstydzenia sędziów wykonywaną „pracą” .

WSAsierpniowym uzasadnieniu wyroku przywołał tezę NSA głoszącą, że żaden organ administracji państwowej ani sąd nie ma prawa oceniania wewnętrznych regulacji kościelnych i skutków ich zastosowania na gruncie prawa kanonicznego. NSA jednocześnie jasno stwierdził, że obowiązkiem organów państwa jest działanie wyłącznie w granicach prawa powszechnego. Wynika z tego konieczność rozpatrywania „oświadczenia woli” wyłącznie w zakresie efektów wywieranych w obszarze ochrony danych osobowych. W kolejnych akapitach uzasadnienia, podobnie jak w omawianym wyroku, WSA swobodnie przechodzi do analizy kanonów usiłując przekonać sam siebie, że są one elementem prawa powszechnego. W inicjującym każde postępowanie „oświadczeniu woli” jasno wyartykułowany jest brak zainteresowania skutkami kanonicznymi „wystąpienia”. Ich ocena na gruncie prawa kanonicznego jest wyłącznym prawem Kościoła. Nie ogranicza to prawa organów państwowych do niezależnej(odmiennej) oceny skutków na gruncie prawa powszechnego. Ten swoisty dualizm postrzegania przynależności obywatela do związku wyznaniowego przez Kościół i Państwo porównać można z oceną skutków rozwodów małżeństw. Wynika to z konfliktu norm prawa kanonicznego, wykluczających możliwość rozwodu czy wystąpienia z Kościoła i prawa RP gwarantującego każdemu obywatelowi te możliwości. Takie rozstrzygnięcie jest nieuniknionym finałem tego konfliktu bez względu na to kiedy on nastąpi. Watykanizacja WSA opóźnia ten proces, pomimo że rozstrzygnięcia skarg kasacyjnych wykazują pełne zrozumienie problemu przez NSA.