Wszystkie wpisy, których autorem jest Zbigniew Szetela (ZeteS)

Bohater Różewicza zamyka oczy, by widzieć więcej. Mam łatwiej, dlatego próbuję swoimi spostrzeżeniami wspierać działania zmierzające do realnego wyzwolenia Polski spod władzy Watykanu.

Fundusz Kościelny – fakty i mity

Budynek kościoła przysypany plikami banknotów, aż po szczyt wieży.
Tusk i jego ekipa rzucili gawiedzi na żer likwidację Funduszu Kościelnego. Rzekomo ma to odebrać kościołowi źródło utrzymania z naszych podatków. To wyłącznie mit, ale przedstawię fakty po kolei i oddzielę je od mitów. Na wstępie zaznaczyć jednak muszę, że zdaniem warszawskiego ekonomisty doktora Andrzeja Polaczkiewicza utrzymanie Kościoła katolickiego kosztuje podatników równowartość ponad 30,7 miliarda złotych. Zatem aktualna wysokość Funduszu Kościelnego, 257 milionów złotych, to przysłowiowe drobne na waciki.

Dodatkowo, nie jest proponowana absolutnie żadna likwidacja Funduszu Kościelnego, a jedynie zmiana formuły naliczania wpływów na rzecz Kościoła. Zastąpi go odpis podatkowy o nieznanej na razie wysokości, który zapewne co najmniej podwoi wpływy. Podobnie jak 13 lat temu, zostaną one stosownym zapisem ustawy zagwarantowane na poziomie nie niższym od ostatniego roku istnienia Funduszu.

Mitem zatem jest likwidacja Funduszu, a faktem zapewnienie tą zmianą Kościołowi większych wpływów. Pazerne duchowieństwo i przychylna mu kolejna ekipa rządząca usiłują ponownie mitami robić motłochowi wodę z mózgów.

Faktem jest, że tuż po reformie rolnej mającej miejsce po wyzwoleniu władze komunistyczne ustanowiły tenże Fundusz Kościelny. Miał on rekompensować utracone wpływy corocznie z powodu odebranych prawomocnymi decyzjami majątków o powierzchni powyżej 50 lub 100 hektarów, w zależności od usytuowania na mapie Polski. Był to swoisty akt sprawiedliwości dziejowej i odbierał obszarnicze majątki nie tylko kościołowi. Nie sposób zatem uznać za słuszne rekompensowania tego przez komunistyczną władzę. Słuszna rekompensata należała się bowiem wyzyskiwanym przez duchowieństwo chłopom.

Skoro jednak faktem było ustanowienie tego Funduszu oraz jego waloryzacja corocznymi decyzjami komunistycznej władzy, musimy uznać to za zgodne z ówczesnym prawem. Po odzyskaniu niepodległości w czerwcu 1989 roku zapisy dotyczące Funduszu Kościelnego nie uległy zmianie. Przez kolejne 35 lat waloryzowano podstawę i adekwatnie kwotę Funduszu Kościelnego. Stało się to kuriozalne w chwili, gdy działająca przez 22 lata komisja majątkowa z nawiązką, pewnie trzykrotną, oddała wszystkie majątki zajęte przez komunistyczne władze niezgodnie z reformą rolną.

Podkreślić należy, że Fundusz Kościelny miał rekompensować utracone wpływy z majątków zabranych zgodnie z przepisami o reformie rolnej, a zatem odzyskiwane przez Kościół w ramach działania Komisji Majątkowej Dobra nie miały nic wspólnego z tymi, które stanowiły podstawę naliczania Funduszu Kościelnego. Odebrane niezgodnie z ludowym prawem majątki zostały przez Komisję Majątkową zwrócone, jak napisałem, z dużą nawiązką. Równocześnie waloryzowany z roku na rok Fundusz Kościelny rzekomo rekompensował utracone wpływy z powodu innych majątków. Nikt jednak nie policzył, ile władza tak zwanej Nowej Polski przekazała bezpłatnie innych majątków na dobro Kościoła i jakie, o wiele większe, wpływy one przynosiły.

Skonkludować należy, że zarówno prawne, jak i moralne podstawy do tworzenia jakiegokolwiek Funduszu rekompensującego Kościołowi utracone wpływy to kolejny mit, za którego kreowanie odpowiedzialny jest osobiście Tusk, podobnie jak za analogiczną sytuację w roku 2011. Zasadnicza różnica polegała na tym, że w 2011 roku Tusk obiecał likwidację Funduszu Kościelnego, którego kwota wynosiła wówczas niespełna 90 milionów złotych. Obradująca wówczas Komisja Wspólna Episkopatu i Rządu, pod przewodnictwem Michała Boniego, opracowała kompletny projekt ustawy. Nie wszedł on nigdy w życie z powodów nieznanych.

Rozwiązania zawarte w projekcie były ultra korzystne dla Episkopatu. Zawarty był w projekcie zapis zapewniający Kościołowi dopłatę ze strony rządu do kwoty równowartości Funduszu Kościelnego w ostatnim roku jego istnienia. Pomimo tego, że eksperci obliczali poziom wpływu z tytułu odpisu podatkowego w wysokości 0,5% na poziomie czterokrotnie wyższym od obowiązującej wówczas kwoty Funduszu (90 milionów), Episkopat usiłował zabezpieczyć się na wszelkie możliwe sposoby przed zmniejszeniem swoich dochodów.

Pomysł, jak już pisałem, zarzucono. Nie zaniechano jednak corocznej waloryzacji Funduszu Kościelnego, z tytułu rzekomo rosnących strat spowodowanych utraconym majątkiem. Przyczyną waloryzowania, jak podkreślali biskupi, był fakt, że Fundusz pokrywał składki emerytalne dla księży i sióstr misjonarzy. Zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego polski podatnik ma obowiązek fundować emeryturę sługom papieża, przysparzającym wpływów i zależnych terytoriów na całym świecie Watykanowi, bo przecież nie Polsce?

To kolejny mit nakazujący polskim podatnikom rekompensowanie składek emerytalnych dla nie swoich robotników. Podstawą obecnych prac nad rzekomo Funduszem Kościelnym jest nadal rosnąca liczba misjonarzy, wobec malejącej liczby wiernych chętnych składkami na tacę wspierać sługi Kościoła i Watykanu. Nie pozwólcie zatem kolejnym mitem robić sobie wody z mózgu. Jak już pisałem, rekompensowanie utraconych wpływów jest mitem, bo mitem jest zmniejszenie obszaru majątków kościelnych w wyniku działań komuny, skoro nowa Polska z nawiązką majątki kościelne powiększyła.

Łatwo porównać proporcjonalnie aktualny stan posiadania Kościoła w Polsce z przedwojennym areałem. Proporcja wymaga porównania z ówczesnym i obecnym obszarem Polski. Jedynym zatem powodem naliczania Funduszu Kościelnego są pazerni misjonarze i misjonarki oraz niechętny ich finansowaniu papież i władze Watykanu. To także jedyny powód wzrostu owego Funduszu w ciągu 13 lat, niemal trzykrotnego – z 90 milionów do 257 milionów.

Jedyny logiczny wniosek powinien prowadzić do zlikwidowania faktycznego Funduszu Kościelnego w pełnej wysokości, bez żadnych rekompensat dla Kościoła, bo nie ma do nich żadnej logicznej podstawy. Kolejnym mitem jest opowiadanie, że dobrowolny odpis podatkowy w nieustalonej jeszcze wysokości zrekompensuje Kościołowi straty, a równocześnie ograniczy wpływy z naszych podatków. To oczywisty mit, który ślepy z łatwością rozszyfruje.

Z powodów oczywistych naliczony indywidualnymi odpisami podatkowymi Fundusz wpływający na rzecz duchowieństwa będzie wielokrotnie wyższy od rzekomo zlikwidowanego Funduszu w wysokości 257 milionów. Z równie oczywistych powodów będą to wpływy na rzecz Kościoła dokładnie z tych samych naszych podatków. Rząd nie ma bowiem żadnych innych dochodów poza wpływami podatkowymi z tytułu VAT-u, akcyzy, podatku od dochodów, nieruchomości i tym podobnych.

Każdy podatnik deklarujący odpis na rzecz Kościoła zmniejszy tym samym wpływy do budżetu. Nie oznacza to jednak, że zostanie pozbawiony proporcjonalnie do tych uszczupleń usług finansowanych ze wspólnych podatków. W praktyce zatem wszyscy podatnicy, także ci obojętni wobec kościelnej daniny, będą finansowali powiększone dochody Kościoła utworzone w miejsce rzekomo likwidowanego Funduszu Kościelnego. Ten kamuflaż to kolejny mit mający na celu wprowadzenie nas wszystkich w błąd.

Zarówno pazerny Episkopat, jak i ekipa Tuska, usiłują wmówić nam, że Kościół dozna jakichś uszczupleń swoich dochodów finansowanych naszymi podatkami, podczas gdy prawda wygląda dokładnie odwrotnie. Zwiększone finansowanie pazernych duchownych pokrywane będzie tak samo jak dotychczas, tyle że znacznie większe i trudniejsze do skontrolowania w stopniu przez wszystkich obywateli RP, dopatrujących się analogii pomiędzy polskimi projektami a niemieckimi rozwiązaniami.

Wskazać należy na fundamentalną różnicę. Niemiecki podatnik, po obliczeniu należności podatkowych na rzecz państwa, musi oznajmić o statusie wyznaniowym. Bezwyznaniowość pozwala na niepłacenie podatku kościelnego, który jest odrębną nadwyżkową daniną na rzecz wskazanego związku wyznaniowego. Tym sposobem niemieckie prawo załatwia w bardzo prosty sposób dwie kwestie. Każdy deklarujący bezwyznaniowość, który wcześniej należał do jakiegoś Kościoła, musi w urzędzie podatkowym oświadczyć wystąpienie z tego Kościoła. Wobec tego przesyłany do władz kościelnych dokument rozstrzyga o pozbyciu się przynależności do Kościoła katolickiego, ewangelickiego i każdego innego, a równocześnie zwalnia z opłaty daniny na rzecz instytucji religijnych.

Deklarujący przynależność do dowolnego Kościoła zobligowani są natomiast do zapłacenia nadwyżkowego podatku na rzecz swojej instytucji religijnej. Państwo zatem jedynie dystrybuuje opłaty uiszczane na rzecz Kościołów i związków wyznaniowych, zachowując pełną kontrolę nad ich wysokością. System ten pozwala równocześnie na kontrolowanie dochodów instytucji religijnych i naliczania podatków dla tychże.

Analogii zatem pomiędzy niemieckimi rozwiązaniami a polskimi projektami nie ma żadnej. Zadaniem zmienionego sposobu zasilania Kościoła naszymi podatkami jest jedynie duże zwiększenie tychże wpływów, a jednocześnie utrudnienie jasnej i pełnej kontroli co do ich wysokości. O wysokości odpisu podatkowego za dany rok będziemy dowiadywać się po fakcie.

Kolejnym mitem jest twierdzenie, że tym sposobem finansowane są składki emerytalne księży i sióstr zakonnych. Faktem natomiast jest, że całe polskie duchowieństwo ma zapewnione etaty, zarówno w szkołach, jak i urzędach państwowych, służbach mundurowych, w szpitalach i tym podobnych. Faktem kolejnym zatem jest, że ta danina jest źródłem finansowania emerytur misjonarzom i misjonarkom. Wraca zatem pytanie, jaki interes ma polski podatnik, aby finansować papieskich robotników.

Reasumując, stwierdzić należy, że fakty wyglądają tak, iż kolejnym mitem usiłuje się nas wprowadzać w sposób perfidny w błąd. Twierdząc, że Kościół rzekomo coś straci na projektowanych zmianach, zabezpiecza się dla niego prawdopodobnie kilkukrotnie większe wpływy, co w sposób oczywisty obciąży wszystkich podatników. Twierdzenia inne są oczywistym mitem. Pazerne duchowieństwo wraz z ekipą Tuska usiłuje całe społeczeństwo oszukiwać na odcinku relacji finansowych z Kościołem niezmiennie od 35 lat.

Choć prawie 70% polskiego społeczeństwa stanowią katolicy, to w niedzielnych mszach uczestniczy mniej niż 17% (skrótowe kompendium wiedzy)

Od powstania III RP słabnie religijna i społeczna pozycja Kościoła. Dramatycznie dynamiczne spadki maskowane są oszustwami i manipulacjami poprawiającymi wizerunek Kościoła opisywany liczebnością biernych oraz rzekomą intensywnością religijnych praktyk.

Uznawanie za katolików wszystkich ochrzczonych, aż do śmierci, a nawet dłużej (ze wszystkimi apostatami, konwertytami i zmarłymi, o których pogrzebie nie poinformowano proboszcza) nie ma nic wspólnego z obiektywną prawdą i najzwyklejszą logiką. Pozwala to jednak o kilka milionów zawyżać „stan posiadania” polskiego Kościoła. Drugim zabiegiem „upiększającym” jest zaniżanie liczby ludności Polski, corocznie o ponad 3 miliony. Nazywane jest to ogółem mieszkańców diecezji, co z powodów niewiadomych ma być rzekomo sporo mniejsze od ogółu ludności Polski. Zmniejszenie o taką wielkość mianownika, powoduje zawyżenie o nawet 8 punktów procentowych odsetka katolików rzekomo mieszkających w Polsce.

Prezentowanie tych zmanipulowanych danych w rocznikach GUS, który świadom oszustw akceptuje je każdego roku, pozwala na podtrzymywanie fałszywej narracji.
Choć od ponad ćwierć wieku to wierutne bzdury, to nadal powtarza się nam że 90 kilka procent polskiego społeczeństwa stanowią katolicy, z których ponad 40% to regularnie praktykujący.

Obiektywna i łatwa do samodzielnego zweryfikowania prawda przedstawiona jest tymczasem krótko w tytule. Mniej niż 70% polskiego społeczeństwa deklaruje przywiązanie do katolicyzmu, co nie oznacza utrzymywania jakichkolwiek relacji z polskim klerem, a liczby tej (nieco ponad 26 milionów osób) nie mogą logicznie zwiększyć żadne czary, ani religijne fantazje oparte na katolickiej doktrynie o nieusuwalności znaku chrztu.

Podobnie żadne zaklęcia salezjańskich propagandystów z ISKK nie są w stanie zwiększyć liczby osób odwiedzających co niedzielę świątynie całej Polski. Jest to od 6,3 miliona do najwyżej 6,8 miliona osób, czyli pomiędzy 16,7%, a 18,0% i nie chce w żaden sposób być więcej, a bez wątpienia mocno spadnie w kolejnych latach.

Bez wątpienia znacząca część z tych osób znalazła się tam przypadkiem (regularność ich praktyk to raz na kwartał lub raz na rok), a zatem stanowiąca realne jądro polskiego katolicyzmu część odwiedzająca świątynie regularnie w każdą niedzielę, to około 4 miliony osób, a więc niewiele ponad 10% społeczeństwa.

I tak wygląda obiektywna prawda, obnażająca upadek i nędzę polskiego Kościoła.

 

Podsumowując krótko w punktach:

  • mniej niż 70% (około 26 milionów) deklaruje przywiązanie do katolicyzmu
  • mniej niż 17% (nieco ponad 6 milionów) odwiedza w niedzielę polskie świątynie,
  • około 10% (4 miliony) uczęszcza do kościoła w każdą niedzielę.

Prawda nas wyzwoli! Wszyscy, którzy doznaliście łaski poznania prawdy głoście ją wszystkim i wszędzie, kół chwale świeckiego państwa!

Każdy żądający dowodów na poparcie powyższych tez powinien sięgnąć do tego artykułu.

Choć prawie 70% polskiego społeczeństwa stanowią katolicy, to w niedzielnych mszach uczestniczy mniej niż 17%

Tekst niniejszy podaje fakty, liczby i łatwe do samodzielnego zweryfikowania informacje (podaję nawet numery stron w rocznikach statystycznych GUS, wersje elektroniczne). Proszę, zatem przeczytać całość i docenić fakt, że pisze to starszy człowiek od pięciu lat kompletnie niewidomy, lecz zgłębiający tematykę statystyk KK oraz przetwarzania danych osobowych od 2011 roku. Niedobrze mi się robi kiedy po raz kolejny od antyklerykalnych rzekomo dziennikarzy i ich gości słyszę brednie utrwalające powszechne, chodź fałszywe od ćwierć wieku, przekonanie, że powyżej 90% polskiego społeczeństwa stanowią katolicy. Jednym z ostatnich przykładów była wypowiedź pani profesory Renaty Mieńkowskiej-Norkiene na kanale Kuby Wątłego we czwartek 25 lipca 2024 roku o godzinie 21:00. Padła tam informacja, że aktualnie populacja katolików w Polsce wynosi 92%. Wprawdzie mówczyni zaznaczyła, że to informacja nieprawdziwa, ale zarówno ona, jak i prowadzący rozmowę redaktor nie potrafili podać prawdy. Zauważam, że wypowiadający się publicznie na ten temat powtarzają utrwalone przekonanie o ponad 90% populacji katolików w Polsce, a jeszcze kilka lat wcześniej nawet o ponad 95%. Wykażę, że nigdy w bieżącym stuleciu populacja wiernych KK nie przekroczyła poziomu 90% ogółu społeczeństwa oraz sugerowanej wypowiedzią pani profesory (92%, przy okazji info o apostazji w 57 minucie nagrania) liczby wiernych 34,8 mln (obliczono na podstawie rocznika statystycznego GUS 2023, prezentującego dane za rok 2022, gdzie liczba ludności Polski to 37,8 mln – strona 207 w wersji elektronicznej tzw. „dużego” rocznika). Ten sam rocznik podaje na stronie 200, że liczba katolików w roku 2022 wynosiła 31,6 mln, co stanowić miało 91,5% ogółu ludności Polski. Przy wartości procentowej jest jednak odsyłacz, którego zamieszczona pod tabelką treść informuje, że wartość została obliczona na podstawie liczby ludności zamieszkałej we wszystkich diecezjach. Nie ma tam wyjaśnienia, co oznacza pojęcie „liczba ludności diecezji”, ani jaka to wielkość liczbowa. Łatwo jednak ustalić, dzieląc obie liczby przez siebie, że domniemana liczba ludności diecezji wynosić musiała 34,5 mln, a więc o 3,3 mln mniej niż wynosiła liczba ludności Polski. Również łatwo sprawdzić, że prawidłowe obliczenie, jaki odsetek ludności Polski stanowią podawani tu katolicy (83,6%). Widać, zatem, że są to wielkości mocno odbiegające od przekazu cytowanej pani profesory. Aby pokazać, że podane w audycji wielkości nie opisywałyby prawdy w żadnym roku z bieżącego stulecia przywołam dane za 2001 rok. Rocznik Statystyczny GUS 2002 prezentuje dane dotyczące roku 2001. Na stronach 100 i 124 możemy dowiedzieć się, że liczba katolików wynosiła 34,5 mln, co rzekomo stanowić miało 95,6% ogółu ludności, natomiast liczba ludności ogółem wynosiła 38,6 mln. Również łatwo jak powyżej sprawdzić, że podzielenie liczby katolików przez liczbę ludności Polski daje rezultat 89,4%. A zatem już na początku obecnego wieku podane przez Panią Profesorę 92% i wynikająca z tego liczba wiernych byłyby za wysokie do opisania ówczesnego „stanu posiadania” KK.

Od początku lat 90-tych ubiegłego stulecia statystyki wiernych KK wykazują nieprzerwanie ostrą tendencję spadkową, wobec czego wielkości podane dla roku 2001 w kolejnych latach systematycznie spadały, więc tak jak stwierdziłem wcześniej nigdy w XXI wieku populacja katolików w Polsce nie przekroczyła poziomu 90%. Istniejący od początku lat 80-tych Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego opracowuje dane dla GUS, usiłując drobnymi kłamstwami retuszować dynamiczne spadki. GUS ma pełną świadomość fałszywych danych procentowych, ale żaden z dyrektorów GUS nie zamierzał z tak błahego powodu ryzykować utraty stołka. Do około 2015 roku nie było informacji, że podane procenty nie są obliczane na podstawie ludności Polski, choć łatwo sprawdzić, że tak faktycznie było. Informacje o tym, że podstawą obliczeń jest liczba ludności diecezji pojawiły się około roku 2015, być może także pod wpływem moich uwag, że przedstawione dane nie zgadzają się z wynikami oczywistych obliczeń. Różnice w minionych latach pomiędzy odsetkiem katolików obliczonym samodzielnie, a prezentowanym w tabeli GUS sięgały 8 punktów procentowych (około 3 mln osób) bez podania jakiegokolwiek powodu tych rozbieżności przed rokiem 2015. W jednym z ówczesnych roczników przeczytałem wyjaśnienia odpowiedzialnego za opracowanie tych tabel pracownika GUS, zamieszczone w obszernym rozdziale dotyczącym statystyk KK. Pisał on, że „wynik podzielenia liczby katolików przez liczbę ludności w sposób istotny odbiega od podawanych przez ISKK informacji,” ale nie uznaje on za właściwe wpisanie poprawnej wielkości, ponieważ „to się wydaje być za mało”. Dlaczego zawodowy statystyk nie wierzy w twarde dane liczbowe i efekty własnych, prostych działań rachunkowych? Proszę sobie odpowiedzieć samodzielnie na takie pytanie. Dlaczego tytułowi kolumny „procent z ogółu ludności Polski” zaprzecza pierwsza i najważniejsza informacja, której wyjaśnienie pod tablicą podaje, że została obliczona ze zupełnie innej podstawy? odpowiedź na takie pytanie wydaje się równie prosta, a fakt, że owocuje to pożądanym przez episkopat i ISKK przekazem potwierdza skuteczność tych oszustw i manipulacji. Poprawianie procentów to nie jedyny zabieg „upiększający” statystyki KK. Drugim jest zawyżanie liczby wiernych na podstawie zastosowania kryteriów zaliczania odbiegających od tzw. zdroworozsądkowych. Proboszczowie z ponad 10,5 tysiąca parafii podają informacje o zamieszkałych na ich terenie ochrzczonych oraz o liczbie wszystkich mieszkańców. Dane te są sumowane na poziomie diecezji, a następnie dla całej Polski przez Instytut statystyki Kościoła katolickiego. Ponieważ, szczególnie na terenach wielkomiejskich, trudno jest uzyskać informacje o osobach nie utrzymujących kontaktów z Kościołem. Liczba mieszkańców diecezji jest sporo niższa od liczby ludności Polski. Odmiennie jest w przypadku liczby katolików, która jest zawyżana do maksymalnie możliwych rozmiarów. Jak pisał w odpowiedzi na mój list w roku 2011, ksiądz profesor Witold Zdaniewicz, nieżyjący już dyrektor ISKK, w opracowaniu statystyk na potrzeby GUS kryterium zaliczania stanowi chrzest, natomiast w badaniach sondażowych kryterium tym jest deklaracja respondenta. Na tej podstawie w powiązaniu z doktryną KK do grona wiernych zaliczani są wszyscy ochrzczeni aż do śmierci, a zatem także apostaci i konwertyci oraz zmarli, o których pogrzebie proboszcz nie ma informacji i usuwa delikwenta ze statystyk dopiero wówczas, kiedy stwierdzi, że „tak długo ludzie nie żyją”. Decydująca jest doktryna KK głosząca, że chrztu nie można cofnąć, bo „raz katolik na zawsze katolik – semel catholicus semper catholicus”, nie istnieją w księgach chrztu adnotacje „wystąpił z KK”, a jedynie „dnia … oświadczył, że chce wystąpić z KK”. I tak subtelnymi kłamstewkami poprawiane są statystyki wiernych, zarówno w liczbach bezwzględnych jak i procentowo, bo nie ma powodu do zaniżania liczby wiernych, skoro każdy odstępca jest do śmierci obdarzony łaską chrztu i w każdej chwili może powrócić na łono prawdziwej wiary. Konsekwencją takiego liczenia „katolików” jest dwukrotne liczenie osób, które porzuciły katolicyzm na rzecz innego, nie tylko chrześcijańskiego, wyznania. Osoby takie są nadal, i do śmierci, liczone jako katolicy, a równocześnie na podstawie osobiście złożonej deklaracji jako członkowie nowych związków wyznaniowych. W efekcie zaniżana jest populacja osób bezwyznaniowych, liczona jako różnica ogółu ludności Polski oraz sumy członków wszystkich kościołów i związków wyznaniowych. Religie mają prawo do posługiwania się w doktrynie różnymi dziwnymi fantazjami („poczęty z muzułmanina jest muzułmaninem do śmierci”, „zrodzony z matki Żydówki jest Żydem”), ale czy myślący zdroworozsądkowo ludzie powinni na takiej podstawie określać liczby wyznawców?

Moją wiedzę czerpię, oprócz studiowania roczników GUS, ze stoczonych przed GIODO i sądami administracyjnymi postępowań prawnych dotyczących tzw. wystąpień z KK metodą świecką, czyli na podstawie ustawy o ochronie danych osobowych oraz z mailowej korespondencji z kolejnym dyrektorem ISKK księdzem doktorem Wojciechem Sadłoniem. Temu ostatniemu na początku stycznia 2018 roku zepsułem pierwszym obszernym pytaniem konferencję prasową w sekretariacie KEP, w obecności kilkudziesięciu dziennikarzy i kamer. Przerwał ją ówczesny rzecznik KEP ksiądz Rytel-Andrianik, nie dopuszczając mnie przed kamery. Jedyna relacja jest dziełem Mariusza Malinowskiego z video-KOD i można jej najważniejszy fragment znaleźć na stronie https://swieckapolska.pl/im-blizej-ujawnienia-prawdy-tym-krotsze-konferencje-iskkokolo-jednej-czwartej-polakow-chodzi-msze/. To jednak temat na „odrębne opowiadanie” o statystyce uczęszczających na niedzielne msze (obecnie poniżej 20% społeczeństwa).

Moje osiem wniosków o sprostowanie w trybie prawa prasowego fałszywych informacji statystycznych dotyczących KK, zostało odrzucone. „Najładniejsze” uzasadnienie podał naczelny Gazety Prawnej, który napisał, że prawo prasowe wymaga, aby sprostowanie napisane było w całości w języku polskim, a ja użyłem słowa dominicantes, które niewątpliwie nie występuje w języku polskim. Zastraszone władzą purpuratów media „głównego nurtu” oraz impregnowane na wiedzę rzekomo antyklerykalne, arogancko uznające jedynie własną wszechwiedzę, pozwalają na funkcjonowanie w świadomości społecznej mocno zawyżonych statystyk, co pozwala biskupom powoływać się na opisane liczby katolików, na informacje z „nieprzychylnych Kościołowi mediów” oraz obiektywne dane GUS. Pora zacząć zmieniać ten stan rzeczy, rozpowszechniając informacje oparte na w miarę obiektywnych podstawach. Oprócz pokazywania faktycznej liczby uczęszczających na niedzielne msze należy upowszechniać wyniki w miarę obiektywnych badań sondażowych, gdzie kryterium zaliczania jest deklaracja respondenta. Nie można za takie uznać badań przeprowadzonych przez CBOS w 2022 roku, skoro podają, że przynależność do Kościoła katolickiego deklaruje 84% społeczeństwa, (źródło: komunikat CBOS 105/2022). To absurdalny wynik, bowiem w tym samym roku mniejsza była liczba wszystkich ochrzczonych, A jak wiadomo ISKK zalicza wszystkich ochrzczonych w KK, a także porzucających inne wyznania chrześcijańskie na rzecz katolicyzmu (chrztu nie przyjmuje się po raz drugi, nie sposób, zatem przyjąć za wiarygodne badania, według którego liczba zdeklarowanych katolików jest większa niż wszystkich ochrzczonych, z odstępcami i nieboszczykami włącznie. Było to zapewne badanie wykonane na niewielkiej próbie, a wyniki ekstrapolowano na 38-milionowe społeczeństwo, bez poddania jakiejkolwiek krytycznej ocenie. O wiele wiarygodniejsze wydają się być wyniki Narodowego Spisu Powszechnego z 2021 roku, zgodnie, z którymi deklarację przynależności do KK podało 71,3% badanych, tj. 27,1 mln osób. Badanie można uznać za w miarę wiarygodne, bowiem zostało przeprowadzone na praktycznie prawie największej możliwej próbie. Minęło kolejne trzy lata, a zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić można, że aktualnie w Polsce mamy mniej niż 70% katolików. Różnica pomiędzy 92% (podane w cytowanej audycji a) przywołanymi danymi ze spisu powszechnego jest ogromna (7,7 mln, czyli ponad 28%). Ufając swoim autorytetom, odbiorcy przyjmują podane informacje za pewnik. W podanym przykładzie czyni to niepowetowane szkody. W powszechnej świadomości. utrwalany jest mocno zawyżony „stan posiadania” Kościoła Katolickiego opisany liczbą wiernych. Antyklerykalne rzekomo osoby idą zatem na pasku propagandystów z ISKK, którzy od dziesięcioleci opisanymi manipulacjami Inspirują propagowanie zawyżonych mocno informacji na temat liczebności populacji katolików w Polsce. Rzetelna informacja powinna brzmieć „mniej niż 70% Polek i Polaków deklaruje się, jako katolicy”, jednak przywiązanie do instytucjonalnego Kościoła, potwierdza znacznie mniejsza grupa obecnością na niedzielnych mszach. W ustaleniu obiektywnej prawdy na ten temat pomocne będą dokonywane corocznie badania tak zwanego wskaźnika dominicantes przez ISKK.

Metodologia badawcza pozwalająca na ustalenie wskaźnika obecności na niedzielnych mszach (zwanego wskaźnikiem dominicantes) została opracowana jeszcze w roku 1979 przez księży Witolda Zdaniewicza oraz Lucjana Adamczuka. Bazując na niej ISKK od 1980 roku dokonuje liczenia wiernych obecnych na wszystkich niedzielnych mszach w kościołach całej Polski, w wybraną tak zwaną statystycznie przeciętną niedzielę. Wyniki prezentowane są z około półtorarocznym poślizgiem (czyli pod koniec grudnia następnego roku, lub z początkiem stycznia jeszcze kolejnego) w postaci procentowego wskaźnika obecności na niedzielnych mszach, czyli dominicantes. jego obliczenie dokonywane jest na podstawie wzoru:

D (wskaźnik dominicantes) = O (liczba obecnych na niedzielnych mszach) / Z (liczba zobowiązanych) * 100%

Liczba obecnych na niedzielnych mszach ustalana jest na podstawie wyników obliczeń prowadzonych przez rachmistrzów we wszystkich świątyniach, na terenie ponad 10,5 tysiąca parafii. Liczba zobowiązanych ustalana jest natomiast jako 82% z ogółu ochrzczonych. Podstawą do takiego podejścia jest założenie, że dzieci do lat 7, osoby starsze oraz chore i apostaci nie mają obowiązku uczestniczenia w niedzielnej mszy. W rezultacie wieloletnich badań ISKK przyjął od początku lat 80-tych, że grupa ta stanowi 18% populacji ochrzczonych i przyjmuje wobec tego wielkość 82% spośród wszystkich ochrzczonych jako stały parametr w mianowniku wskaźnika. Na przestrzeni minionych lat działalność „naukowców” z katolickiego instytutu sprowadzała się do zwiększania wielkości licznika oraz zmniejszania mianownika, wszelkimi dostępnymi manipulacjami. Podkreślić należy, że wartość wskaźnika dominicantes osiągnęła najwyższy poziom na przełomie lat 80-tych i 90-tych (około 53%) i od tamtego momentu dynamicznie spada, aż Do obecnego poziomu poniżej 30%. Usiłując tuszować dynamiczne spadki ISKK podejmował różne działania manipulujące ostatecznym wynikiem. Pomimo twierdzeń, że od 1980 roku metodologia obliczania wskaźnika jest niezmienna, dokonywano zmian niedzieli obliczeniowej, która miała podnieść liczbę obecnych na niedzielnych mszach, lub zmniejszano mianownik wskaźnika o tak zwanych emigrantów zarobkowych, podawanych przez proboszczów z poszczególnych parafii. Manipulacje te można zauważyć na wykresie dynamiki wskaźnika. Zmiana niedzieli obliczeniowej z listopada na październik pozwoliła na zatrzymanie spadków w roku 2009, ponieważ w niedziele październikowe duża liczba wiernych odwiedza świątynie dwukrotnie, ze względu na wieczorne nabożeństwo różańcowe. W 2016 roku szacowałem tę grupę na około 0,5 mln osób w skali kraju. Podstawą takiego szacunku było założenie, że około jedna trzecia członków tak zwanych kółek różańcowych bierze udział w niedzielnych, wieczornych nabożeństwach różańcowych. Liczebność tychże kółek oszacował w okolicach roku 2010 ksiądz profesor Witold Zdaniewicz na około 1,8 mln osób. Zakładając spadek tej liczby przez kolejne 6 lat do poziomu 1,5 mln osób i zakładając przywiązanie do nabożeństw różańcowych tylko co trzeciej, dochodzimy do przyjętego przeze mnie szacunku. Próba zmiany niedzieli obliczeniowej na wrześniową, na początku lat 20-tych nie poprawiła wyników obliczeń. Przypuszczalnie liczono na zwiększoną powakacyjnie obecność młodzieży na niedzielnych mszach. Kiedy nie przyniosło to spodziewanego efektu, przywrócono październikową niedzielę jako podstawę obliczeń. Ta zasada obowiązywała w najnowszych, dostępnych dziś wynikach badań, to znaczy opisujących rok 2022. Przedstawiono je 19 grudnia 2023 roku, Prezentując dokument o nazwie Annuarium Statisticum 2024, w którym na stronie 61 przypomniano opisaną wyżej metodologię obliczania wskaźnika obecności na niedzielnych mszach (dominicantes). Sam wskaźnik dla roku 2022 przedstawiony na stronie 24 wynosił 29,5%. Każdorazowa prezentacja wskaźnika dominicantes pozbawiona jest komentarza dotyczącego metodologii liczenia, co pozwala bezrefleksyjnym i odpornym na wiedzę dziennikarzom na rozpowszechnianie idiotycznych tez o rzekomo trzydziestoprocentowej części społeczeństwa obecnej w każdą niedzielę na mszach (kilka lat temu było to podawane jako prawie 40%). Pozytywnym wyjątkiem od 2017 roku był redaktor Michał Wilgocki z Gazety Wyborczej, którego osobiście poinformowałem o metodologii liczenia i wskazałem źródło. Kolejną manipulacją pozwalającą zwiększać wysokość wskaźnika było pomniejszanie mianownika o liczbę tak zwanych emigrantów zarobkowych. Oficjalnie potwierdził to w wywiadzie dla KAI w styczniu 2018 roku przedstawiciel wiodącej prym w tych zestawieniach Diecezji Tarnowskiej. Równocześnie zaprzestano w publikowanych materiałach podawania tych wielkości. Stało się regułą, że od kiedy zacząłem prezentować faktyczny wymiar wskaźnika obecności na mszach, ISKK systematycznie eliminował z publikowanych materiałów wielkości ułatwiające obnażanie manipulacji i kłamstw. Pierwszym utrudnieniem było wyeliminowanie z annuariów liczby ochrzczonych, która stanowiła podstawę wszystkich dalszych obliczeń, co zmusiło mnie do sięgnięcia po roczniki GUS. Kolejnym utrudnieniem w poznaniu prawdy miało być wyeliminowanie tabel podających liczbę emigrantów zarobkowych w ujęciu diecezjalnym. Moim wcześniejszym pytaniom kierowanym do dyrektora ISKK o odliczanie emigrantów zarobkowych z mianownika stanowczo zaprzeczano. Kiedy oficjalnie stało się to oczywistą prawdą, wielkości te zniknęły z kolejnych publikacji. Opierając się jednak na publikacjach sygnowanych rocznikami 2016 oraz 2017 możemy dowiedzieć się, że zdaniem proboszczów ogólnopolska suma emigrantów zarobkowych wyniosła w roku 2014 oraz 2015 2,7 mln osób (dokładnie 2,68 i 2,66 mln, str. 8). Z braku nowszych danych musimy przyjąć te wielkości jako aktualne dla roku 2022, pomimo że najprawdopodobniej wielkość ta została zwiększona, ponieważ każdy z proboszczów jest zainteresowany zaprezentowaniem jak najlepszych wyników swojej parafii, a liczba emigrantów w sposób oczywisty wyniki te poprawia. Oczywiste jest, że emigranci nie mogą uczestniczyć we mszy, jednak zjawisko to występowało od początku prowadzonych badań, a zatem wyeliminowanie ich liczby z mianownika od roku 2017 (oficjalnie) powoduje, że wielkości wskaźnika z kolejnych lat stają się nieporównywalne.
Wyciągając wnioski z powyższych ustaleń, łatwo obliczyć, że wskaźnik obecności na niedzielnych mszach za rok 2022 (29,5%) obliczony został z liczby zobowiązanych:

0,82 * 31,6 mln (ogólna liczba ochrzczonych) – 2,7 mln (emigranci zarobkowi) = 23,2 mln osób.

a na tej podstawie łatwo ustalić, że:

23,2 mln * 29,5% : 100 = 6,8 mln

wejść do kościołów całej Polski w trzecią niedzielę października 2022 roku, uznaną za statystycznie przeciętną w kalendarzu liturgicznym, co stanowiło 18,0% ogółu ludności Polski w tymże roku (37,8 mln). Odejmując od ustalonej liczby wejść do świątyń szacowaną przeze mnie liczbę dwukrotnych wizyt (0,5 mln) możemy stwierdzić, że faktycznie w statystycznie przeciętną niedzielę kościoły całej Polski odwiedza 6,3 mln osób, co stanowi 16,7% ogółu ludności. Oczywiste jest, że w tej liczbie trudną do oszacowania część stanowią osoby, które odwiedzają kościoły regularnie w każdą niedzielę, ale istotna część to ci, którzy trafiają tam sporadycznie. Ta „rotująca” część decyduje o tym, że społeczność praktykujących katolików (oczywiste, że nie regularnie w każdą niedzielę) można szacować na poziomie do 25% społeczeństwa, czyli do około 9,5 mln osób. Niedawno media obiegła informacja o wyniku badań sondażowych, na podstawie których oszacowano, że społeczność regularnie praktykujących katolików przekracza 40% społeczeństwa. To równie „rzetelne” badanie, jak przywoływany nieco wyżej szacunek zdeklarowanych katolików, na poziomie wyższym niż liczba ochrzczonych ze zmarłymi włącznie. Dziwić musi fakt, że obiektywni rzekomo dziennikarze tak bezkrytycznie powielają równie idiotyczne bajki, jako prawdę badaniami „naukowymi” objawioną, bez cienia zażenowania i refleksji. Inspirujący te „naukowe przedsięwzięcia” biskupi i pseudonaukowi salezjanie z ISKK są zachwyceni tym, że z taką łatwością można tak ogromnej rzeszy ludzi wciskać wierutne bzdury. Winą za taki stan rzeczy obarczać należy zadufanych i odpornych na wiedzę dziennikarzy. Pora zatem, aby dziennikarska brać uderzyła się we własne piersi i przestała pełnić rolę „pożytecznych idiotów Kościoła”, utrwalających wrażenie nadal aktualnej potęgi Kościoła w Polsce, wbrew przywołanym liczbom i faktom. Kiedy w styczniu 2018 roku, podczas konferencji prasowej w siedzibie KEP swoim wstępnym pytaniem sprowadziłem publikowany wówczas wskaźnik dominicantes za rok 2016 z poziomu ponad 37%, do realnej wielkości 25% polskiego społeczeństwa nawiedzającego świątynie całej Polski, mocno poirytowany ksiądz doktor Wojciech Sadłoń, dyrektor ISKK, zakrzyknął: „a ja znam wyniki takich badań, z których wynika, że ponad połowa Polaków to regularnie praktykujący katolicy”. Nie pozwolono mi wówczas zadać oczywistego pytania, które padnie teraz. Dlaczego zatem ISKK nie zajmuje się prezentowaniem na konferencjach prasowych wyników tak korzystnych dla polskiego Kościoła badań, zamiast lansowania własnych „naukowych osiągnięć”, które prezentują zdecydowanie niekorzystne wyniki? Czy powodem jest łatwość z jaką naiwni dziennikarze powielają zmanipulowane wyniki, co pozwala od trzech dziesięcioleci skutecznie ogłupiać polskie społeczeństwo?

Podsumowując konkretami powyższy wywód muszę stwierdzić, że obiektywna informacja dotycząca podniesionych kwestii powinna brzmieć, że mniej niż 70% (tj. około 26,5 mln osób) polskiego społeczeństwa deklaruje katolicyzm, jednak zdecydowanie mniejsza rzesza utrzymuje regularny kontakt z instytucjonalnym Kościołem. Nie wolno tych dwóch kwestii utożsamiać. W miarę regularne kontakty z instytucjonalnym Kościołem utrzymuje nie więcej niż 25% (tj. najwyżej 9,5 mln osób), co skutkuje obecnością na mszach, w przeciętną niedzielę nieco ponad sześciu milionów osób, a zatem poniżej 17% polskiego społeczeństwa. Apeluję zatem do dziennikarskiej braci, aby opisana prawda stała się narzędziem walki z dominacją Kościoła i była rozpowszechniana równie intensywnie, jak do tej pory bajeczki ISKK. Panie i panowie dziennikarze, pora poznać prawdę i zacząć ją propagować, bowiem nie ma innej drogi do prawdziwie świeckiego państwa. Niezrozumiałe jest tylko, że nikt z was nie potrafił dotychczas tej banalnie oczywistej prawdy dociec samodzielnie, a musi Wam pokazać ją niewidomy, który widzi więcej. Wstyd, doprawdy wielki, dziennikarski wstyd!

Dane statystyczne za rok 2022 są najnowszymi dostępnymi w wersji pełnej.

Ciekawostką może być fakt, że niniejszy tekst jest najprawdopodobniej pierwszym w Polsce napisanym przez osobę niewidomą za pomocą udźwiękowionego telefonu o wymiarach starej, dobrej Nokii.

Sensacyjne losy skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Kradzież skargi.

Nagranie (31:23)

Streszczenie (9:53)

 

Materiały źródłowe:

 

Transkrypcje nagrań znajdują się poniżej.

Historia, która doprowadziła do skierowania skargi do ETPC

W 2010 roku wiosną powstała strona wystap.pl. Jej twórca propagował osiągnięcia włoskich racjonalistów, a mianowicie tak zwane wystąpienie z Kościoła „metodą świecką”. Podstawą do takich działań była ustawa o ochronie danych osobowych, na gruncie której każdy skarżący żądał adnotacji w księdze chrztów o wystąpieniu z Kościoła. W początkowym okresie Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, a był nim wówczas Europejski Inspektor Ochrony Danych Osobowych, w początkowym okresie Generalny Inspektor umarzał wszelkie postępowania w tym zakresie. Twórca strony wystap.pl – Maciej Psyk przesadnie reagował na niepowodzenia. To stało się powodem rozejścia się naszych dróg. Byłem uczestnikiem tych działań, jednak nie akceptowałem chamskich zachowań, to znaczy wysyłania do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych oraz sędziów pogróżek, inwektyw, słów powszechnie uważanych za obraźliwe. W konsekwencji w 2014 roku wiosną powstała odrębna strona Świecka Polska. Drugim powodem, dla którego nie mogłem zaakceptować zachowań twórcy wystap.pl było sztandarowe traktowanie owych rzekomych wystąpień jako celu samego w sobie. Nie akceptowałem takiego podejścia, ponieważ moim zdaniem istotniejszym o wiele celem było udokumentowanie, że Kościół podlega powszechnemu prawu w zakresie ochrony danych osobowych, a w konsekwencji doprowadzenie do sytuacji korzystnej dla Rzeczypospolitej na gruncie przyszłych rozwiązań to znaczy RODO, które obecnie mamy od pięciu lat jako prawo obowiązujące. Nie wnikając zatem w szczegóły różnicy zdań, w dalszym ciągu chciałbym opowiedzieć wyłącznie o historiach, które doprowadziły do skierowania skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przeciwko Polsce, która naruszała prawa skarżących. Po początkowej fazie umarzania postępowań przez GIODO doszło do przełomowych wyroków Naczelnego Sądu Administracyjnego: w kwietniu 2013 roku – cztery takie orzeczenia oraz 18 października 2013 roku – pięć kolejnych orzeczeń. Następne orzeczenia miały miejsce 24 października 2013 roku i były kluczowe dla dalszych postępowań Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, o czym szerzej mówiłem w nagraniu pod tytułem „Konsekwencje bezprawia, czyli kościelny organ ochrony danych osobowych”. Wszystkich zainteresowanych szczegółami odsyłam do powyższego nagrania. Zmiana stanowiska Generalnego Inspektora spowodowana wyrokami NSA z 2013 roku, w szczególności wyrokami z 24 października 2013 roku (I OSK 1828/12, I OSK 1372/12), których rozstrzygnięcie zapadło na gruncie zarzutów dotyczących wyłącznie prawa materialnego, zmiana spowodowała wydawanie nakazów proboszczom od początku roku 2014. Wywołało to negatywne reakcje kościelnych hierarchów, którzy w początkowym okresie twierdzili, że proboszczowie nie będą wykonywać bezprawnych nakazów. Później nakazali odwoływanie się proboszczom do sądów administracyjnych. Tak zwana druga tura tych postępowań doprowadziła do uchylania niektórych decyzji przez Wojewódzki Sąd Administracyjny, a w konsekwencji do rozstrzygnięć Naczelnego Sądu Administracyjnego, które nastąpiły w lutym 2016 roku. To znaczy pierwsza rozprawa skarżącej o pseudonimie, o inicjałach D.A. miała miejsce jesienią 2015 roku i w trakcie tej rozprawy przedstawiciel PSR, którym był Maciej Psyk – twórca wystap.pl zachowywał się haniebnie ośmieszając samego siebie i całą ideę reprezentowaną przez siebie. Doprowadziło to do odroczenia wyroku w tej sprawie do lutego 2016 roku. Natomiast informacje, które tam padły mojego autorstwa, doprowadziły do tego, że na początku lutego 2016 roku miało miejsce sześć kolejnych rozstrzygnięć w dokładnie takiej samej sytuacji prawnej. Naczelny Sąd Administracyjny w lutym 2016 roku orzekł, że każdy skarżący oczekując ochrony Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych powinien przedłożyć akt chrztu z adnotacją o wystąpieniu z Kościoła. Podstawą do tego miała być papieska instrukcja o tak zwanej „apostazji”. Zdanie Naczelnego Sądu Administracyjnego było o tyle kuriozalne, że owa instrukcja wchodziła w życie dokładnie w momencie, kiedy Sąd wyrokował, a zatem skarżący nie mogli zastosować się do nieistniejącej wcześniej instrukcji. Poprzednia instrukcja tak zwana KEP-u z 2008 roku nie miała mocy obowiązującej w 99% polskich diecezji, albowiem to wyłącznie biskup ordynariusz diecezjalny był uprawniony do wprowadzenia jej jako rozwiązania prawnego we własnej diecezji, a tego zdecydowana większość biskupów nie zrobiła, o czym GIODO znakomicie wiedział, ponieważ zadawał standardowo pytania, czy w danej diecezji została instrukcja przyjęta. Niekorzystne dla skarżących rozstrzygnięcia z lutego 2016 roku spowodowały, że podjąłem decyzję o skierowaniu skargi przeciwko Polsce do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Podstawą były, jak powiedziałem, te wyroki, a skarżącym był jeden z wnioskodawców o inicjałach T.N. Wymogi formalne decydowały o tym, że skarga musiała zostać złożona przed upływem 180 dni od kwestionowanego wyroku NSA, to znaczy wyroku z początku lutego 2016 roku. Na tej podstawie skarga została skierowana do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka 5 sierpnia 2016 roku. Dokumenty zostały nadane przesyłką o nazwie „zwrot do nadawcy w przypadku niedoręczenia adresatowi”. Zarzuty skargi dotyczyły naruszenia czterech zasadniczych artykułów Europejskiej konwencji praw człowieka. Takie są zasady skargi, że można stawiać zarzuty wyłącznie naruszenia konwencji. Niedopuszczalne są zarzuty dotyczące innych przepisów prawnych. Zarzuty, które zostały postawione w tej skardze dotyczyły artykułów 8 i 9 EKPC, to znaczy naruszenia prywatności (artykuł 8) i naruszenia wolności, sumienia i wyznania (artykuł 9). Dlaczego? Dlatego, że jeśli GIODO odmawia skarżącym ochrony w zakresie danych osobowych, narusza tym samym ich prywatność, która przestaje być przez organ państwowy chroniona. Artykuł 9 dlatego, ponieważ odmowa adnotacji w księdze chrztu ogranicza wolność sumienia i wyznania skarżącego, który jako jedyny jest uprawniony do stwierdzenia czy do danego wyznania należy, czy też przestaje mieć na to ochotę. Konsekwencjami tych naruszeń było postawienie zarzutów dwóch dalszych, to znaczy artykuł 14, czyli dyskryminacja. Dlaczego? Dlatego, że każdy skarżący, jeśli należał do Kościoła, zdaniem Sądu był pozbawiony prawa do decyzji GIODO, w przeciwieństwie do osoby nienależącej, a więc mamy do czynienia z klasycznym przykładem dyskryminacji na gruncie przynależności, bądź braku przynależności do określonego wyznania. Kolejny zarzut dotyczył naruszenia artykułu 17, to znaczy nadużycia praw, dlatego, że konsekwencją interpretacji na korzyść Kościoła prawa do wolności sumienia i wyznania było pozbawienie tej ochrony w zakresie wolności sumienia i wyznania każdego ze skarżących. Tak więc komplet zarzutów został umieszczony w skardze. Wymogi formalne rozstrzygały o tym, że do Strasburga poszła przesyłka zawierająca trzy egzemplarze skargi, a więc oprócz druków wypełnionych zarzutami samej skargi i uzasadnieniem były do tego załączniki z całej procedury dotychczasowej krajowej, to znaczy z ponad pięciu lat z postępowania w sprawie T.N. A zatem jeden egzemplarz skargi, to było około 150 stron A4, a zatem trzy egzemplarze skargi to było około 450-460 stron formatu A4, a zatem paczka 230 do 240 kartek A4. Ma to istotne znaczenie, aby zrozumieć późniejsze losy tej przesyłki. Obserwacja internetowa pozwoliła na stwierdzenie, że 18 sierpnia przesyłka dotarła do Strasburga, a zatem Europejski Trybunał Praw Człowieka rozpoczął jej procedowanie.

Kradzież skargi do ETPC

Nasze domniemanie procedowania skargi przez Europejski Trybunał wynikało z polskojęzycznych informacji dotyczących sposobu i terminów rozpatrywania skargi przez Trybunał. Z informacji tych wynikało, że po około 10 miesiącach Europejski Trybunał Praw Człowieka przesyła wstępną odpowiedź. W 90% skarg wpływających z całej Europy jest to oddalenie skargi z powodu uchybień formalnych. Kwestie formalne, na które należy zwracać uwagę są następujące: prawidłowe wypełnienie druków skargi wraz z uzasadnieniem, wyczerpanie procedury w instancjach krajowych, prawidłowa numeracja stron załączników i pełna dokumentacja w przebiegu dotychczasowego procesu postępowania. A zatem, z powodów formalnych można nie doczekać się rozstrzygnięć merytorycznych. Z ogólnej informacji wynikało, że skargi, które zostały dopuszczone do merytorycznego procedowania, były rozstrzygane po 3-4 latach, a więc na taki dystans byliśmy nastawieni w swoich oczekiwaniach. Po około 10 miesiącach Europejski Trybunał Praw Człowieka powinien nam zatem przesłać tak zwane kody paskowe, które naklejać należało na kolejnej korespondencji o ile zostajemy, zostaniemy […] Do 2017 nie było żadnej odpowiedzi z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W styczniu roku 2018 rozpoczęliśmy telefoniczną procedurę informowania się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka o losach skargi. Trzeba tu podkreślić, że Europejski Trybunał Praw Człowieka nie udziela takich informacji w ogóle odnośnie procedowanych skarg. Brak jednak jakichkolwiek odpowiedzi pozwolił nam na uzyskanie informacji, że nasza skarga 18 sierpnia ani w dniach poprzedzających, czy następujących po tej dacie nigdy nie wpłynęła do Strasburskiego Trybunału. Wobec czego niezbędne było wyjaśnienie sprawy w jednostce poczty francuskiej w Strasburgu, która 18 sierpnia 2016 roku dokumentowała przejęcie przesyłki. Odpowiedź płynąca stamtąd była szokująca: 18 sierpnia 2016 roku przesyłka dotarła do jednostki francuskiej poczty w Strasburgu, ale została zniszczona. Dochodzenie reklamacyjne w Poczcie Polskiej nie przyniosło żadnego rezultatu. Dziwe pisma linkujemy w tekście. Poczta Polska twierdziła, że reklamacje są uwzględniane wyłącznie do 6 miesięcy od daty nadania przesyłki. Nie pomogła nasza perswazja wielokrotna, trzykrotnie prowadziliśmy korespondencję z Pocztą Polską, nie pomogły nasze wyjaśnienia, że nie było możliwe reklamowanie przesyłki, skoro informacja na stronach Poczty Polskiej potwierdzała jej doręczenie 18 sierpnia, a informacje o fakcie, że przesyłka nie dotarła do adresata, po wzięliśmy dopiero w styczniu roku 2018. Nie było też żadnych wyjaśnień ze strony Poczty Polskiej dlaczego nadawca nie został poinformowany o fakcie zniszczenia przesyłki, a więc braku doręczenia do adresata. Taką opcję przesyłki nadawca zapłacił, a więc wyjaśnienia były co najmniej należne. Niestety z Pocztą Polską dalsze działania okazały się bezsensowne, więc musieliśmy tego zaniechać. Dokumentując fakt zniszczenia przesyłki przez Pocztę Polską i jej współpracowników, czyli pocztę francuską ewentualnie, złożyliśmy ponownie identyczny egzemplarz skargi w trzech egzemplarzach w styczniu 2018 roku, a skarga wpłynęła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w lutym 2018 roku, a zatem o półtora roku zostało opóźnione jej procedowanie. Nie ulega żadnej wątpliwości, kto był zainteresowany kradzieżą skargi oraz opóźnieniem procedowania. Zainteresowane były siły powiązane z Kościołem katolickim w Polsce, albowiem korzystne dla skarżącego rozstrzygnięcie stanowiłoby koronny dowód, że Kościół katolicki w Polsce nie posiadał odrębnych przepisów dotyczących ochrony danych osobowych, natomiast podlegał, co zresztą w poprzednim nagraniu udowodniłem szeroko, podlegał regulacjom państwowym i nadzorowi Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Co do samej kradzieży skargi: jest rzeczą oczywistą, że nie została ona dokonana w Strasburgu. Do Strasburga dotarła jedynie informacja o trasowaniu przesyłki, natomiast przesyłki fizycznie nie było, a zatem stwierdzono w zapisach komputerowych poczty francuskiej, że przesyłka w drodze została zniszczona. Nie ulega też najmniejszej wątpliwości, że przesyłka została skradziona w miejscu jej nadania natychmiast po nadaniu przez kancelarię prawną. Dlaczego? Dlatego, że od roku 2015 – dowodów na to jest mnóstwo i przedstawię je w stosownym czasie w odrębnym zupełnie nagraniu – byłem podsłuchiwany i podglądany za pomocą kamer komputerowych. Inwigilowane były treści, które zamieszczałem w Internecie oraz które przesyłałem do swoich, że tak to nazwę, podopiecznych, ponieważ byłem autorem setek pism do GIODO i do sądów administracyjnych. Te działania pozwoliły służbom z związanym z Kościołem katolickim na proceder, który opisałem, to znaczy skarga została skradziona, nie było możliwe jej procedowanie przez półtora roku, natomiast późniejsze procedowanie od lutego 2018 roku było mówiąc kolokwialnie musztardą po obiedzie. Albowiem, jak już informowałem w nagraniu „Konsekwencje bezprawia, czyli kościelny organ ochrony danych osobowych”, RODO, które zostało uchwalone 27 kwietnia 2016 roku, a weszło w życie 25 maja 2016 roku, rozpoczęło się jego stosowanie 25 maja 2018 roku i w tym też terminie został powołany kościelny organ ochrony danych osobowych. A zatem, Kościół zrealizował to, o co w tej całej procedurze chodziło. Z tych też powodów byłem – o czym już informowałem w poprzednim nagraniu – pod obstrzałem służb specjalnych kościelnych i naciskami ogromnymi. Szantażowano mnie zdrowiem i życiem moich członków rodziny. Ten szantaż miał miejsce w grudniu 2018 roku.

Konsekwencją tego szantażu było między innymi wycofanie niektórych kroków prawnych, w tym przede wszystkim tak zwanych piętrowych wyłączeń sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego i Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego tak, że mogły się wydarzyć, jednak do nich nie doszło. Wspominałem o tych wycofaniach w poprzednim nagraniu „Konsekwencje bezprawia, czyli kościelny organ ochrony danych osobowych”. A zatem, przejdźmy do dalszych losów skargi. Po przyjęciu skargi w lutym 2018 roku, a więc z półtorarocznym opóźnieniem, Europejski. Trybunał Praw człowieka dokonał wstępnej formalnej kwalifikacji naszej skargi do dalszego procedowania przed Trybunałem. Potwierdzeniem tego było przesłanie do kancelarii prawnej kodów paskowych z prośbą o informacje, co po roku 2016 wydarzyło się w niniejszej sprawie. W drukach skargowych padało pytanie, na które odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, czy skarżącemu przysługują po lutowym wyroku NSA z 2016 roku dalsze kroki prawne w ramach procedury krajowej. Odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że […] administracyjnego właśnie z lutego 2016 roku, GIODO oraz Wojewódzki Sąd Administracyjny nie są władne do zmiany treści rozstrzygnięcia. A zatem, skarga w tym momencie jest jak najbardziej zasadna, z czym Europejski Trybunał Praw Człowieka się zgodził dostarczając nam kody paskowe do dalszej korespondencji oraz stawiając pytanie o dalsze losy skargi w postępowaniu krajowym. Te pytania były powtarzane w okresie późniejszym, każdorazowo udzielaliśmy konkretnych odpowiedzi. A zatem o decyzji GIODO umarzającej postępowanie w przypadku pana T.N., o wyroku WSA, który w wyniku skargi T.N. podtrzymał decyzję GIODO. Następnie informowaliśmy o skardze kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego, która również naszym zdaniem nie miała szans na pozytywne dla skarżącego rozstrzygnięcie. Ponieważ przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym skarżący T.N. podniósł zarzuty tożsame ze skargą do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a zatem naruszenie artykułu 8 (prywatności), naruszenie artykułu 9 (wolności sumienia i wyznania), naruszenie artykułu 14 (dyskryminacja), naruszenie artykułu 17 (nadużycie praw). Wobec tak postawionych zarzutów WSA uchylił się od rozstrzygnięcia, to znaczy podtrzymał decyzję GIODO, uzasadniając jednak przepisami prawa kanonicznego i Konkordatem, czyli tak jak zwykle. Pominął natomiast absolutnym milczeniem konkretne zarzuty skargi, a zatem nie wykonał podstawowego obowiązku, jaki jest stawiany każdorazowo przed każdym sądem powszechnym. To zachowanie stało się przyczyną postawienia kolejnego zarzutu w skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, mianowicie naruszenia artykułu 6 Europejskiej konwencji praw człowieka, to znaczy prawa do rzetelnego sądu. Nie jest bowiem rzetelny sąd, który unika zmierzenia się z zarzutami stawianymi przez skarżącego. Trzeba powiedzieć, że zmierzenie się z tymi zarzutami jest pierwszym i najistotniejszym zadaniem każdego sądu. Dopiero w dalszej części może sąd dokonywać swobodnej oceny interpretacji i odniesienia się do innych przepisów prawa niż podniesione przez skarżącego. A zatem, Europejski Trybunał Praw Człowieka w kolejnych latach miał do rozpoznania pięć zarzutów skargi. Nad czym się – dowodząc kolejną korespondencją (załącznik 1, załącznik 2) – usilnie pochylał. Procedowanie skargi trwało do czerwca roku 2022, a zatem przez ponad 4 lata od momentu wpływu i ponad 6, i blisko 6 lat od momentu pierwotnego nadania tejże skargi. Z powodów formalnych Europejski Trybunał Praw Człowieka przesyłając kody paskowe przyznał nam rację, że zarzuty skargi dotyczą naruszenia Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, że względy formalne, to znaczy prawidłowe wypełnienie druków, prawidłowa numeracja stron etc., wszystkie zatem względy formalne zostały spełnione, informował nas tym samym, że skarga jest rozpoznawana na gruncie merytorycznym, proces formalny mamy dawno za sobą. W momencie, kiedy Naczelny Sąd Administracyjny po raz kolejny rozstrzygnął skargę kasacyjną oddalając zgodnie z naszymi przewidywaniami zarzuty skargi kasacyjnej, były tożsame z zarzutami do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Naczelny Sąd Administracyjny, oddalając skargę, zamknął ostatecznie procedurę krajową, to znaczy pozostało w niej wydanie decyzji GIODO ponownie umarzającej, ale to już był ostatni akt przedsięwzięcia, które się rozpoczęło w roku 2011, a więc było to 11 lat procedury krajowej. Ku mojemu zaskoczeniu w tym samym terminie, kiedy NSA oddalił skargę kasacyjną T.N. – byłem autorem tej skali, formalnie poświadczał ją profesjonalny prawnik, chodziło jak zwykle o obniżenie kosztów dla skarżącego – byłem zszokowany, kiedy w tym samym dniu do kancelarii reprezentującej T.N. dotarła informacja z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Szokujące było to, że Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, jakoby skarga była niedopuszczalna z powodów formalnych. Szok wywołany tą informacją miał swoje podstawy. Skoro w roku 2018 skarga przeszła etap proceduralny i była dopuszczalna, niedopuszczalne było zachowanie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w dalszej fazie unikające rozstrzygnięcia merytorycznego. Oczywiście, rozstrzygnięcie merytoryczne należało do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i mógł podzielić nasze poglądy lub oddalić skargę. Niemniej cofnięcie się po kolejnych czterech latach do etapu proceduralnego z odmiennym rozstrzygnięciem jest nie tylko szokujące, ale świadczące o tym, że nie było to w całej rozciągłości rozstrzygnięcie czyste. W kolejnym akapicie anglojęzycznego dokumentu ETPC stwierdzono, że urzędnik rozpoznający na tym etapie skargę nie dopatrzył się naruszenia. Europejskiej konwencji praw człowieka. A zatem, w czerwcu 2022 roku zakończyły się procedury skargowe w sposób szokujący i zaskakujący. Trudno w tej sytuacji stwierdzić, że doczekaliśmy się obiektywnego rozstrzygnięcia. Zyskaliśmy jedynie dowody, że mamy do czynienia z potężnym przeciwnikiem, którego macki sięgają nawet do Strasburga.

Dziękuję Państwu za uwagę,
Zbigniew Szetela, Świecka Polska – od 4 lat niewidomy, aktywny mózgowo, nieaktywny wzrokowo
Apeluję do wszystkich słuchających i czytających transkrypcje – za ewentualne uchybienia w tekście pisanym przepraszam, ale i działa automatyczny program komputerowy – apeluję do wszystkich o wpłatę dowolnych datków na honorarium dla prawnika, który zechce nas reprezentować w pytaniu do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, co jest związane, będzie związane ze złożeniem w konkretnym postępowaniu skargi kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego. O zawiłościach prawa w tym zakresie i możliwościach oraz szansach na sukces informowałem szeroko w nagraniu pod tytułem „Konsekwencje bezprawia, czyli kościelny organ ochrony danych osobowych”.

Streszczenie

W sierpniu 2016 roku sterowałem skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Dotyczyło to kwestionowania przez GIODO możliwości wydawania proboszczom nakazów o dokonywaniu adnotacji w księgach chrztów. Był to wyłącznie pretekst. Faktycznie działania dotyczyły podporządkowania Kościoła katolickiego w Polsce ogólnie obowiązującym przepisom dotyczącym ochrony danych osobowych. Po półtora roku od wysłania skargi, to znaczy od 5 sierpnia 2016 roku, okazało się, że przesyłka ponad 200 kartek formatu A4 nie dotarła nigdy do Trybunału Strasburskiego. Wyjaśnienia w strasburskiej jednostce poczty francuskiej pozwoliły ustalić, że dotarła do Strasburga jedynie informacja o istnieniu takowej przesyłki, natomiast sama przesyłka została fizycznie zniszczona. Zniszczona została, co nie ulega najmniejszej wątpliwości, w miejscu nadania, a więc w jednostce pocztowej, w której kancelaria prawna dokonała nadania przesyłki w trybie „zwrot do nadawcy w przypadku niedoręczenia adresatowi”. Ani przesyłka, ani informacja o jej zniszczeniu nigdy do nadawcy nie dotarła. A zatem, dokumentując fakt zniszczenia przesyłki przez Pocztę Polską, która wymigała się od jakiejkolwiek odpowiedzialności za ten dokument, A zatem dokumentując ten fakt, że zawiniła Poczta, ulokowaliśmy ponownie pod terminem z 2016 roku, a więc przed upływem 180 dni od kwestionowanego wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, ulokowaliśmy skargę ponownie. Wpłynęła ona do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w lutym 2018 roku, a więc półtora roku później. Było to na rękę służbom kościelnym, które doprowadziły do całej sytuacji. Dzięki temu 25 maja 2018 roku mógł rozpocząć działalność kościelny organ ochrony danych osobowych na gruncie rozporządzenia o ochronie danych osobowych, zwanego w skrócie RODO. Dalsze losy naszej skargi przedstawiały się następująco: po upływie kilku miesięcy Europejski Trybunał przesłał nam kody paskowe do dalszej korespondencji, tym samym dokonując kwalifikacji formalnej naszej skargi do dalszych rozstrzygnięć merytorycznych. Na wstępnym etapie 90% skarg z całej Europy jest dyskwalifikowana, a zatem zdaniem Europejskiego Trybunału nasze zarzuty dotyczyły Konwencji praw człowieka, skarga została sporządzona pod względem formalnym prawidłowo i prawidłowo ponumerowano strony. Również prawidłowo informowano o przysługujących w instancjach krajowych środkach odwoławczych, które jednakowoż nie mogły zmienić rozstrzygnięcia, albowiem wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z lutego 2016 roku miał charakter wiążący zarówno dla GIODO jak i Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Dalsze wyjaśnienia z naszej strony kierowane do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka spowodowały, że zarzuty skargi dotyczyły pięciu kwestii z Konwencji praw człowieka mianowicie: naruszenia artykułu 8 i 9 – to jest ochrony prywatności, ochrony wolności, sumienia i wyznania, artykułu 14 – czyli dyskryminacji, artykułu 17 – czyli nadużycia praw, to znaczy takiej interpretacji określonego prawa z Konwencji, która prowadzi do faktycznego zaprzeczenia tego prawa w przypadku skarżącego, zarzut piąty dotyczył naruszenia prawa do rzetelnego sądu. Wynikało to z faktu, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił się od rozpoznania zarzutów skargi T.N. – skarżącego w przypadku Trybunału Strasburskiego – uchylił się Warszawski Sąd od rozpoznania zarzutów skargi jednoznacznych z zarzutami postawionymi Polsce przed Strasburskim Trybunałem. Do czerwca 2022 roku trwała korespondencja przy użyciu kodów paskowych pomiędzy nami a Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Doszło w niej do wymiany argumentacji merytorycznej. Postawiono pięć zarzutów, które powinny zostać rozpoznane merytorycznie. Kiedy w czerwcu 2022 roku Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną T.N. zostało wyczerpane w zasadzie postępowanie krajowe. Jego formalnym zwieńczeniem powinna być ponowna decyzja umarzająca postępowanie wydana już wówczas przez Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, a więc następcę prawnego wcześniejszego GIODO. Równocześnie z oddaleniem skargi przez NSA Europejski Trybunał Praw Człowieka oddalił naszą skargę. Argumentacja była szokująca: mianowicie zdaniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka skarga była niedopuszczalna ze względów formalnych, a zdaniem urzędnika, który jednoosobowo rozpoznawał na tym etapie skargę, nie doszło do żadnych naruszeń przepisów Europejskiej konwencji praw człowieka. Zaskakujący i szokujący charakter tego rozstrzygnięcia wynika z faktu, że kwalifikacja formalna jest dokonywana w pierwszym roku postępowania i przeszliśmy ją pozytywnie. A zatem, zmiana zdania Europejskiego Trybunału Praw Człowieka po upływie następnych ponad 3 lat jest co najmniej – delikatne rzeczy ujmując – dziwna. Dowodzi braku obiektywizmu oraz faktu, że mamy do czynienia z potężnym przeciwnikiem, którego macki sięgają Trybunału Europejskiego. Nie jest rzeczą możliwą, aby skarga, która spełniała wymogi formalne w roku 2018, przestała je spełniać w roku 2022. W tym okresie nie wydarzyły się żadne nowe fakty, które miałyby jakikolwiek wpływ na formalną dyskwalifikację skargi. A zatem, jak już stwierdziłem wyżej, Kościół potrafi wpływać także na instancje europejskie. A zatem, wygrana z tak potężnym przeciwnikiem nie jest ani szybka, ani łatwa. Apeluję do wszystkich, którzy wysłuchali tego nagrania oraz wcześniejszego „Konsekwentnie bezprawia, czyli kościelny organ ochrony danych osobowych”, apeluję o datki na honorarium dla prawnika, który zechce w konkretnym postępowaniu złożyć skargę kasacyjną do NSA oraz do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej skierować pytanie prejudycjalne, które powinno rozstrzygnąć o negatywnych losach kościelnego urzędu ochrony danych osobowych. Informowałem już o tym, że ten kościelny urząd jest zasadniczym narzędziem w rękach hierarchów kościelnych do gromadzenia przez kolejne dziesięciolecia tak zwanych „haków” na przyszłych posłów, prezydentów i ministrów. A zatem, musimy konsekwentnie odebrać to narzędzie kościelnym hierarchom, aby wyeliminować ich wpływ na rozstrzygnięcia wyborcze i polityczne przez następne dziesiątki lat, czyli w ojczyźnie naszych dzieci i wnuków.

Dziękuję za uwagę,
Zbigniew Szetela, Świecka Polska – niewidomy od 4 lat, aktywny mózgowo, nieaktywny wzrokowo

Konsekwencje bezprawia, czyli kościelny urząd ochrony danych osobowych oraz bezprawne konsekwencje jego istnienia

Część 1 (47:22)

Część 2 (37:52)

Przejęzyczenie w części 2. Bolesław Michalski zmarł we wrześniu 2013r., a zatem nie mógł się zajmować nieistniejącą instrukcją KEP z roku 2018. Bezprawna kanonicznie instrukcja KEP pochodziła z roku 2008. Przepraszam.

 

Straszenie dla laików niechętnych prawniczemu językowi i dokumentacji (5:30)

Skrót dla prawników (10:40)

 

Materiały źródłowe:

 

Transkrypcje nagrań znajdują się poniżej.

Część 1 – pełna dokumentacja źródłowa

27 kwietnia 2016 roku zostało uchwalone RODO, to znaczy Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych Parlamentu Europejskiego i Rady. Opublikowano je 5 maja 2016 roku, a zgodnie z zapisami artykułu 99 RODO weszło w życie po 20 dniach od publikacji, a zatem 25 maja 2016 roku. Stosowanie przepisów RODO we wszystkich krajach Unii Europejskiej rozpoczęło się po upływie 2 lat, to znaczy 25 maja 2018 roku. Wszystkie podane daty mają znaczenie w interpretacji kolejnych posunięć prawnych. Na bazie artykułu 91. Kościół katolicki w Polsce utworzył kościelny organ ochrony danych osobowych, który rozpoczął działalność 25 maja 2018 roku. Zdaniem wielu obiektywnych prawników było to posunięcie absolutnie bezprawne – z czym także się zgadzam. Problem polega na tym, że nikt nie przedstawił pełnej argumentacji uzasadniającej dokonane bezprawie. Niniejsze nagranie stanowi zebranie wszystkich możliwych argumentów i ich systematyczne przedstawienie. Ma to na celu umożliwienie likwidacji bezprawnego tworu, dzięki czemu będziemy mogli zmierzać ku wolnej Polsce. Na czym polega bezprawność posunięcia Kościoła? Artykuł 91 stanowi, że związki wyznaniowe o uregulowanej sytuacji prawnej mogą we wszystkich krajach Wspólnoty Europejskiej powołać organy ochrony danych osobowych niezależne od państwowych, pod warunkiem, że na bazie wcześniejszych przepisów krajowych o ochronie danych osobowych posiadały odrębne wewnętrzne regulacje dotyczące ochrony danych osobowych. Tak w przypadku Kościoła katolickiego w Polsce nigdy nie było, a dowody poniżej.

 

Dowody najsłabsze. Na bazie ustawy o ochronie danych osobowych z 1997 roku wydano wiele prawomocnych nakazów skierowanych do proboszczów decydujących o tym, że w księgach chrztów pojawiły się adnotacje o zamiarze wystąpienia z Kościoła przez wnioskodawców. Wiele osób posiada także dokumenty poświadczające zrealizowanie tychże nakazów GIODO przez konkretnych proboszczów. Wśród nich jest członek historycznej ekipy Świeckiej Polski, co zostało udokumentowane w części historycznej, Marcin Małecki. Drugim jest mój warszawski kolega Tomek. A zatem, nie można twierdzić, że Kościół nie podlegał regulacjom państwowym, skoro proboszczowie wykonywali nakazy adresowane do nich przez GIODO.

 

Argument drugi jest mocniejszy. 24 października 2013 roku Naczelny Sąd Administracyjny pod przewodnictwem pani sędzi Pocztarek w składzie trzyosobowym rozstrzygnął trzy skargi, w czym dwie na podstawie przesłanek prawa materialnego (Wyroki NSA I OSK 1828/12 oraz I OSK 1372/12), a zatem na podstawie Ustawy o Ochronie Danych Osobowych.

 

Wyjaśnienie dla nieznających arkanów prawnych: Co to jest prawo materialne i prawo proceduralne?
A zatem, prawo materialne jest to w tym przypadku Ustawa o Ochronie Danych Osobowych z ‘97 roku. Rozstrzygnięcie na gruncie prawa materialnego powoduje, że Naczelny Sąd Administracyjny przekazuje swój wyrok bezpośrednio do GIODO z nakazem dokonania rozstrzygnięć zgodnych z prawem. A zatem, skoro w dwóch sprawach, w tym jedna dotyczyła Wiesława Guzika, również członka byłej historycznej Świeckiej Polski, w dwóch sprawach NSA rozstrzygnął, że brak decyzji o wydaniu nakazu dla proboszcza zgodnego z żądaniem skarżącego był bezprawny. A zatem, odwrotność takiego działania, to znaczy wydanie nakazu dla proboszcza, było zdaniem NSA zgodne z prawem, a zatem właśnie te wyroki, a nie tamte, które zapadły na gruncie przesłanek proceduralnych. Procedura to w tym przypadku Kodeks postępowania administracyjnego. Uchybienia GIODO wskazane przez NSA wyrokach z kwietnia i października 2013 roku, w tym przypadku dotyczy to pięciu wyroków z 18 października 2013 roku. Te rozstrzygnięcia wykazywały uchybienia GIODO dotyczące procedury, a więc w oparciu o zarzuty z paragrafu 7 i 77 Kodeksu postępowania administracyjnego NSA rozstrzygał, że GIODO nie dokonał własnej oceny faktu czy skarżący skutecznie wystąpił z Kościoła, bo w przypadku skutecznego wystąpienia zgodnie z postanowieniami artykułu 43 ustęp 2 w powiązaniu z ustępem 1 skarżący stawał się osobą nienależącą do Kościoła, a takim osobom z mocy tego przepisu decyzja GIODO się należała. W przypadku nieskutecznego wystąpienia, a zatem pozostawania nadal członkiem Kościoła katolickiego, GIODO miał obowiązek zdaniem NSA odmówić wydania decyzji, ponieważ osoba skarżąca była członkiem Kościoła katolickiego, a w takich przypadkach GIODO nie miał władczych kompetencji. Odebrano mu je dopiskiem „i 3” w artykule 43 ustęp 2 gdzie ten dopisek „i 3” odsyłał do ustępu pierwszego, tym samym stanowiąc o tym, że GIODO jest pozbawiony kompetencji w stosunku do baz danych przetwarzanych przez związki wyznaniowe o uregulowanej sytuacji prawnej na potrzeby tego związku wyznaniowego i dotyczące osób należących do tego związku wyznaniowego. To dosyć trudne i skomplikowane, ale mam nadzieję, że Państwo jesteście w stanie zrozumieć subtelności i zawiłości prawa, bo bez tego nie jesteśmy w stanie posuwać się dalej. Ponieważ wyroki z 24 października 2013 roku rozstrzygnęły jednoznacznie o decyzjach GIODO, że były wadliwe prawnie, GIODO został zatem zmuszony do wystawiania decyzji odmiennych, to znaczy nakazów adresowanych do proboszczów z nakazem dokonania adnotacji w księdze chrztu zgodnej z żądaniem skarżącego, a zatem o wystąpieniu z Kościoła katolickiego. GIODO rozpoczął wydawanie takich nakazów 27 grudnia 2013 roku. W praktyce zostały one wysłane do adresatów po dniu 1 stycznia 2014 roku i wzbudziły ogromną niechęć hierarchów kościelnych. W wywiadach prasowych twierdzili, że proboszczowie nie będą wykonywali takich decyzji, ponieważ są niezgodne z prawem kanonicznym. Później przyszła refleksja i kolejne wywiady dowodziły, że proboszczowie będą się odwoływać od tych decyzji niekorzystnych dla siebie do sądów administracyjnych, a więc do warszawskiego WSA, a w konsekwencji dalszej do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Tak też się działo, jednak prawnicy kościelni zauważyli, że po związaniu wyrokami z 24 października 2013 roku organu ochrony danych osobowych, dalsze działania przeciwko tym decyzjom stały się nieskuteczne. A zatem, atakowane były wyłącznie te decyzje GIODO, które były wydane w oparciu o wyroki dotyczące tak zwanych przesłanek proceduralnych, a zatem naruszeń procedury wynikającej z KPA, czyli braku rozstrzygnięcia, a GIODO nie starał się zbyt mocno bronić swoich decyzji, więc WSA miał ułatwione zadanie i od września 2014 roku WSA zaczął uchylać decyzje GIODO oparte na procedurze i nakazujące proboszczom dokonywanie zapisów w księgach chrztów. Pierwszą sprawą była wrześniowa sprawa z 2014 roku skarżącej o inicjałach D.A. W grudniu 2014 roku na posiedzeniu Komisji Mieszanej Rządu i Episkopatu jeden z hierarchów podniósł problem wydawanych przez GIODO decyzji, jaką niezgodnych z prawem. Odpowiedział na to Zastępca GIODO, pan Lewiński twierdząc, że nie jest to wina GIODO, lecz NSA, który wyrokami, nie podał tutaj konkretnie, że chodziło o wyroby z 24 października 2013 roku, ale nie jest trudno to ustalić, ponieważ wyłącznie te wyroki wiązały bezpośrednio GIODO. Pozostałe na gruncie procedury zapadające rozstrzygnięcia były zwracane do WSA z nakazem przekazania wskazówek GIODO, a zatem nie miały charakteru dla GIODO wiążącego. Jeszcze raz podkreślam: osią problemu były wyroki z 24 października 2013 roku zapadłe na gruncie procedury w oparciu o skargi, których autorem był doktor Marcin Górski z Łodzi. W obydwu przypadkach było to jego dzieło i bardzo mu za to dziękuję. Podniesiony przez hierarchię kościelnego problem rzekomo niezgodnych z prawem kanonicznym decyzji GIODO spotkał się z reakcją współprzewodniczącego Komisji, ówczesnego Ministra Spraw wewnętrznych i Administracji, pana Andrzeja Halickiego. Stwierdził on, że proponuje, aby przedstawiciele MSWiA, GIODO oraz Kościoła, domyślnie sądów administracyjnych, choć trzeba jasno stwierdzić, że taka propozycja nie padła wprost. Ustalone w ten sposób ciało miało się zmierzyć z problemem ustalenia takich zasad postępowania, które pozwolą na odwrócenie biegu historii i wskazanie GIODO właściwego dla Kościoła dalszego postępowania. Tak niestety dla nas się stało. Kluczowe dla sprawy wyroki z 24 października 2013 roku, o których wspominam po raz koleiny, stały się problemem dla GIODO i Episkopatu, wobec czego starano się je ukryć, nawet fałszując wnioski do NSA – o czym będzie za chwile. W konsekwencji braku skutecznych możliwości podważenia wyroków z 24 października 2013 roku proboszczowie w tych przypadkach za poradą własnych prawników rezygnowali z odwołań, ponieważ związanie wyrokiem NSA powodowało, że GIODO nie mógł zmienić decyzji. W przypadku Wiesława Guzika krakowski proboszcz zorientował się po sprawie D.A. we wrześniu 2014 roku, że brak odwołania z jego strony był jednak błędem, ponieważ są szanse, aby jakimś dziwnym sposobem decyzje unieważnić. Stanął wówczas wobec dylematu jak przywrócić sobie termin, który kilka miesięcy wcześniej upłynął, na złożenie odwołania do WSA, zaskarżenia decyzji GIODO. Jego prawnik zwrócił się do GIODO z wnioskiem o przywrócenie terminu, uzasadniając to faktem, że proboszcz przez kilka miesięcy pozostawał poza terenem parafii z powodów służbowych. Pismo adresowane do GIODO odebrać miała gosposia, która bezprawnie używając pieczątki parafii sfałszowała również podpis proboszcza. Zdziwiony proboszcz we wrześniu 2014 roku z przerażeniem odkrył obecność tej decyzji na parapecie okna kancelaryjnego. A zatem nie mógł w terminie złożyć skargi na decyzje GIODO, ponieważ o niej nie wiedział. Dziwne, że gospodyni fałszując potwierdzenie odbioru dokumentu, nie wyrzuciła go do kosza, tylko udostępniła fałszywkę proboszczowi. Ale GIODO zachował się należycie. Wskazał w odmowie przywrócenia terminu, że wszystkie podpisy proboszcza i pieczątki w dotychczasowej korespondencji są identyczne, a zatem nie ma podstaw do przywrócenia terminu. Kościelny prawnik zaskarżył odmowę GIODO do WSA, WSA podtrzymał decyzję, skarga kasacyjna również była nieskuteczna. A zatem, decyzja w przypadku Wiesława Guzika stała się ostateczna, wiążąca, prawomocna. Została przekazana do działu egzekucji, ponieważ GIODO ma również obowiązek egzekwowania wykonania swoich decyzji w oparciu o ustawę o egzekucji należności niepieniężnych. Kierowałem do GIODO kilkakrotnie upomnienia dotyczące braku realizacji egzekucji. Ustawa nadawała, oprócz upomnień, prawo organowi ochrony danych osobowych do wielokrotnego nakładania kar w wysokości do 50 000 zł jednorazowo. A zatem, instrumenty do wyegzekwowania tej i kilku innych decyzji jak najbardziej były w zasięgu GIODO, jednak pani doktor Edyta Bielak-Jomaa, ówczesna Generalna Inspektorka Ochrony Danych Osobowych, nie miała najmniejszego zamiaru doprowadzić do wykonania tychże decyzji przez proboszczów. Było to spowodowane ustaleniami komisji powołanej przez pana ministra Andrzeja Halickiego. Kluczowe dla sukcesu całego przedsięwzięcia było zachowanie GIODO. Gdyby GIODO podnosił wyroki z 24 października 2013 roku, sprawa byłaby wygrana dla skarżących. W przypadku ich schowania i podnoszenia wyłącznie kwestii proceduralnych sprawa była wygrana dla Kościoła. A zatem, na tym oszustwie oparte zostały dalsze działania, które w konsekwencjach ostatecznych doprowadziły do seryjnego unieważnienia wszystkich decyzji, a na samym końcu unieważnienia decyzji wydanych w oparciu o wyroki z 24 października 2013 roku, jako konsekwencja wszystkich wcześniejszych ustaleń GIODO, że decyzje muszą być z urzędu unieważnione. Tutaj GIODO podpierał się postanowieniem NSA z 21 maja 2018 roku, o czym troszkę szerzej wypada powiedzieć w tej chwili. Dążąc do ujednolicenia linii decyzyjnej GIODO skierował wniosek do Naczelnego Sądu Administracyjnego o ujednolicenie wykładni rzekomo trzech sprzecznych linii orzeczniczych NSA w minionych latach dotyczących kwestii skutecznego wystąpienia z Kościoła bądź dalszej przynależności do niego. GIODO domagał się wskazania jasnych dokumentów i przesłanek, które mają rozstrzygać o tym czy dana osoba jest należąca, czy też nienależąca do Kościoła, ponieważ ma to decydujące znaczenie w świetle interpretacji artykułu 43 ustęp 2 w powiązaniu z ustępem 1 Ustawy o Ochronie Danych Osobowych z 1997 roku. Rzekome trzy linie orzecznicze były wymysłem GIODO. Linie orzecznicze można byłoby wyznaczyć wyłącznie dwie: jedna w oparciu o przesłanki materialne, czyli wyroki z 24 października 2013 roku, druga, mniej decydująca linia NSA, była oparta o kilkanaście pozostałych wyroków zapadłych na gruncie procedury. Ta druga linia stanowiła tylko tyle, że GIODO ma obowiązek ustalić własnymi działaniami kto wystąpił, a kto nie wystąpił. Warto tutaj podkreślić, że odsyłanie przez proboszczów do instrukcji apostatycznej KEP-u z 2008 roku było nieskuteczne, ponieważ nieżyjący już Bolesław Michalski dowiódł przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie (Administracyjnym), że nie zostały przez biskupów w kolejnych diecezjach polskich przyjęte ustalenia tejże instrukcji. W prawie kanonicznym jest zapisane, że decydentem na obszarze diecezji, wyłącznym gospodarzem jest biskup diecezjalny. A zatem, ciało nieformalne jakim jest Konferencja Episkopatu Polski, nie jest władne doprowadzić do ustalenia rozwiązań prawnych w poszczególnych diecezjach. Dla ścisłości dodajmy, że tylko dwóch biskupów w tamtych latach przyjęło instrukcję apostazyjną, a więc w pozostałych wszystkich diecezjach, gdzie byli skarżący ta instrukcja nie obowiązywała. A zatem, zastosowanie się do niej jako nieistniejącej w kościelnym prawie było niemożliwe, wobec czego wystąpienia tak zwane metodą „listowną”, „świecką” albo „włoską”, bo te trzy nazwy funkcjonowały, musiały być uznane za skuteczne, innych nie było. Natomiast zgodnie z prawem kanonicznym obowiązywała zasada semel catholicus, semper catholicus, to znaczy raz katolik, na zawsze katolik, czyli każdy ochrzczony, nawet gdyby został potem muzułmaninem, konwertytą chrześcijańskich wyznań, bądź apostatą, nie mógł się pozbyć znamienia chrztu, a zatem do śmierci pozostaje on katolikiem. I tak też są kształtowane statystyki kościelne w roczniku GUS-owskim. Z tego wynika, że mamy w Polsce 120% osób, ponieważ 100% to katolicy, a 20% to dopiero pozostali nieochrzczeni. To dygresja dotycząca statystyk, ale niezwykle istotna. Skarżący nie mogli zatem dokonać innego aktu niż listowne, świeckie wystąpienie i powinno ono być traktowane przez GIODO też jako skuteczne, tylko uzasadnienie decyzji w starciu z proboszczem przed w WSA powinno być oparte na tym, co GIODO faktycznie związało, a więc na uzasadnieniu NSA z wyroków 24 października 2013 roku. Przepraszam, że w kółko powtarzam tą datę, ale te dwa orzeczenia są kluczowe, natomiast ich zatajenie przez GIODO przed organami sądowymi w późniejszym czasie było także kluczowe dla zmiany całej procedury na korzyść Kościoła. Zresztą taki był cel działań pana Halickiego i Episkopatu. Wracając do ustalenia NSA z 21 maja 2018 roku. W tym dniu skład rozszerzony NSA spotkał się z widownią oraz przedstawicielką RPO – Rzecznika Praw Obywatelskich, panią profesor Grzelak oraz przedstawicielką Prokuratora Generalnego, wysłuchał wniosku RPO oraz stanowiska Prokuratora Generalnego. Dlaczego pojawia się Rzecznik Praw Obywatelskich w tym postępowaniu? Ano dlatego, że z powodów formalnych tylko RPO mógł wystąpić z wnioskiem o ujednolicenie orzecznictwa NSA przez skład rozszerzony tegoż Naczelnego Sądu Administracyjnego. Faktycznym autorem wniosku był GIODO, czyli jego urzędnicy. I tutaj jest istota zagadnienia: pani Edyta Bielak-Jomaa i jej pracownicy na polecenie pana Halickiego dokonali zatajenia we wniosku wyroków opartych na przesłankach materialnych.

 

Wniosek RPO o dokonanie wykładni ujednolicającej rzekomo sprzeczne linie orzecznicze został zatem sfabrykowany przez urzędników GIODO pod dyktando Episkopatu i pana Andrzeja Halickiego. Po kolei. We wstępnych fragmentach wniosku napisano, że wszystkie dotychczasowe orzeczenia NSA zapadły wyłącznie na zarzutach proceduralnych – a więc naruszenia Kodeksu postępowania administracyjnego. Zdaniem wniosku nie było żadnych wyroków NSA rozstrzygających sprawę na gruncie prawa materialnego, a zatem naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych (wspominałem wielokrotnie) – było to oczywiste kłamstwo. Jego wagi nie był świadomy pan profesor Adam Bodnar, ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich oraz jego pełnomocniczka, pani profesor Grzelak, która wyraziła zdziwienie w rozmowie ze mną na korytarzu po rozstrzygnięciu NSA oraz w wywiadzie w TOK FM w dniu następnym, że Naczelny Sąd Administracyjny nie miał żadnych pytań dotyczących wniosku nawet wobec faktu, że na sali była liczna widownia w tym Świecka Polska i PSR. Zdziwienie pani profesor byłoby zdecydowanie mniejsze, gdyby znała istotne fakty, które poznać może słuchając mniejszego nagrania. Oprócz znajomości faktów, istotna jest także procedura rozstrzygnięcia, które wydał skład rozszerzony NSA. Przewodniczący w swoim wystąpieniu zaznaczył na wstępie, że NSA rozstrzyga sprawę w oparciu o wniosek, który został do rozstrzygnięcia przedłożony, a obowiązkiem a wnioskodawcy jest prawidłowe sporządzenie wniosku. A zatem, jednoznacznie dał do zrozumienia, że gdyby wniosek był sporządzony prawidłowo, to znaczy zawierał informację o wyrokach NSA z 23 października 2013 roku zapadłby wyrok, który – można się łatwo domyślić – byłby zgodny z oczekiwaniami skarżących i niekorzystny dla Kościoła. A zatem, raz jeszcze zostało dostrzeżone oszustwo GIODO, natomiast przewodniczący nie mógł tej kwestii powiedzieć wprost, bo nie jest jego rolą dyktowanie fragmentów wniosku wbrew woli wnioskodawcy. A zatem, w majestacie prawa oszustwo zostało przyklepane. W konsekwencji skład rozszerzony NSA po naradzie kazał widowni usiąść, ponieważ nie będzie wyroku w imieniu Rzeczypospolitej, a zatem tego, o co GIODO rzekomo wnioskował. GIODO chciał ujednolicenia trzech sprzecznych linii orzeczniczych, natomiast skład rozszerzony NSA postanowieniem wyjaśnił przyczyny odmowy wyroku. Wyrok nie mógł zapaść, ponieważ zdaniem składu rozszerzonego sprzeczności między wymyślonymi przez GIODO trzema liniami orzeczniczych nimi nigdy nie było i nie ma. Wyjaśniając nakreślił, w jaki sposób należy te trzy linie ze sobą połączyć i nie dostrzegać w nich sprzeczności. Nie było to zdanie składu rozszerzonego, bowiem do wyrażenia tego zdania skład rozszerzony nie został zmuszony prawidłowo sporządzony wnioskiem. Była to jedyna jedynie ocena dotychczasowych orzeczeń NSA już ponad dwudziestu, która pozwalała logikę NSA wykazać bez pieczątki, że taka interpretacja jest jedyną słuszną, a nawet wręcz przeciwnie, ale o tym za chwilę. Przewodniczący wykazał, że w linii orzeczniczej numer jeden NSA nie rozstrzygał, tylko nakazywał GIODO dokonanie własnej oceny kto skutecznie wystąpił, kto nie. W linii numer dwa NSA podważał decyzję GIODO, który wydawał decyzje korzystne dla skarżących. NSA podważał je w oparciu o skargi proboszczów, natomiast GIODO nie bronił własnych decyzji argumentami z 24 października 2013 tylko proceduralnymi i dlatego ustawicznie przegrywa, co było zresztą przegraną zamierzoną ku chwale Episkopatu i pana Andrzeja Halickiego. Trzecia linia z lutego 2016, która wywołała, wywołała największe oburzenie, była oparta na stwierdzeniu NSA, (że wyroki,) że decyzje GIODO wystawione dla proboszczów były nie bezprawne, ponieważ skarżący powinni byli przedłożyć akt chrztu z adnotacją o wystąpieniu z Kościoła katolickiego. I tylko taka osoba legitymująca się takim dokumentem może być uznana za nienależącą, i tylko takiej osobie przysługuje pełna ochrona GIODO. A zatem, każdemu, kto aktu chrztu takiego nie przedstawił, GIODO nie może zgodnie z artykułem 43 ustęp 2 powiązaniu z ustępem 1 Ustawy o Ochronie Danych Osobowych z ‘97 roku, nie może wydać decyzji nakazowej dla proboszcza adresowanej do skarżonego proboszcza. W ten sposób Przewodniczący wykazał, że te linie są spójne, a nie sprzeczne. Nie określił jednak, że skład rozszerzony podziela to zdanie, bo w oparciu o te przesłanki tak to ustawił, bo było to jak najbardziej logiczne i z tym się zgadzam, ale gdyby podniesiono wyroki prawa materialnego byłyby odmienne rozstrzygnięcia. Przede wszystkim nie byłoby postanowienia, tylko wiążący wyrok i interpretacja dla GIODO jednoznaczna, korzystna dla skarżących. Dlaczego takie różnice? Ano dlatego, że mecenas doktor Marcin Górski z Łodzi w swojej skardze rozpoznanej 24 października 2013 roku podniósł argumenty interpretacji ustawy z ‘97 roku zgodnościowej z Dyrektywą 95/46, którą ustawa implementowała do polskiego porządku prawnego oraz powoływał się na tak zwane ‘traktaty lizbońskie’ to znaczy Traktat o Funkcjonowaniu. Unii Europejskiej drugi Traktat o Unii Europejskiej. Subtelna różnica, ale są to dwa różne traktaty, które Marcin Górski przywoływał w swoich skargach. Dlatego jego skargi rozstrzygnięte zostały na korzyść skarżącego. Pozostałe skargi dotyczyły zarzutów proceduralnych. Nie miały zatem tej zgodnościowej argumentacji opartej na prawie europejskim. Dlatego te były niewygodne i zostały schowane, a tamte były wygodne, bo łatwo było dokonać zmiany linii orzeczniczej, więc GIODO celowo źle bronił stanowiska swojego korzystnego dla skarżących – nie ulega to najmniejszej wątpliwości. Opinie zawodowych prawników będą w tym przypadku absolutnie zgodne. Co zatem wynikało z postanowienia z 21 maja 2018 roku? NSA wykazał jak wcześniejsze składy trzyosobowe interpretowały w zasadzie kontynuując jednolitą linię orzeczniczą. Nie stwierdził jednak, bo na po na gruncie postanowienia nie było to absolutnie możliwe, że to rozstrzygnięcie jest dla GIODO wiążące. GIODO jednak potrzebował nie wiążącego rozstrzygnięcia, a tak zwanej – przepraszam z określenie – „dupokrytki”, to znaczy argumentu, że ktoś poza GIODO rozstrzygnął, że GIODO musi robić to, co robić chce, czyli wydawać rozstrzygnięcia korzystne dla Episkopatu. Tak też się stało. Używając jako argumentu uzasadnienia z postanowienia, które podkreślam raz jeszcze nie było w żadnej mierze wiążące, natomiast nadal nikt nie rozwiązał rąk GIODO w przypadku decyzji Wiesława Guzika i innego skarżącego, którego nazwiska nie znam, więc go nie przytoczę, nie rozwiązał rąk w oparciu o postanowienie Generalnej Inspektorce, ponieważ w przypadku tych decyzji nadal wiążące były wyroki NSA z 24 października 2013 roku. I należało dopiero w postępowaniu dalszym zaskarżyć do NSA i zmusić NSA, aby sam sobie zaprzeczył, co było raczej niemożliwe. Dlatego też unikano podnoszenia tych decyzji, Wiesława Guzika i drugiego skarżącego, do czasu, aż GIODO dokonał unieważnienia w oparciu o wskazanych artykuł Kodeksu postępowania administracyjnego niezgodnych z prawem prawomocnych decyzji wydanych przez organ ochrony danych osobowych. A więc, rozpoczęło się seryjne unieważnianie wszystkich prawomocnych decyzji, które były w zasięgu GIODO. Oczywiście nie były w zasięgu GIODO decyzje, o których wspominałem w punkcie pierwszym, Marcina, Tomka i wielu innych skarżących, które proboszczowie już dawno wykonali. Tych decyzji nie mógł GIODO już unieważnić, bo były poza jego zasięgiem, a na dodatek zostały dobrowolnie wykonane przez proboszczów. Unieważnianie decyzji trwało przez rok ‘18, jego drugą połowę, ‘19, ‘20, a ostatnie skargi do kasacyjne NSA rozpoznał w roku 2022, co dopiero umożliwiło wydanie kolejnych decyzji GIODO zgodnych z żądaniami biskupów, a więc eliminujących przypuszczenie, że GIODO podlegał prawu ogólnopolskiemu dotyczącemu ochrony danych osobowych na gruncie poprzednich przepisów. 25 maja 2018 roku dawnego Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych zastąpił Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych i postępowania toczyły się w sposób ciągły. Zadaniem Prezesa było dokończenie – o czym stanowiłyby przepisy wprowadzające RODO w maju 2018 roku – zadaniem GIODO było dokończenie wszystkich postępowań rozpoczętych na gruncie ustawy z ‘97 roku aż do ich całkowitego zakończenia. A zatem, prawdopodobnie na obecną chwilę wszystkie, a być może jeszcze nie wszystkie decyzje, bo ostatnie mogą być jeszcze procedowane, zostały z urzędu przez wydającego je GIODO unieważnione. Podkreślam, że dotyczyło to przede wszystkim decyzji prawomocnych, których były egzekucji, skąd zostały wycofane. Było to kolejne bezprawne działanie, ponieważ jak już podkreśliłem postanowienie składu rozszerzonego z 21 maja ‘18 roku nie było wiążące. Było wskazówką interpretacyjną jak należy czytać poprzednie wyroki. Natomiast nie wiązało GIODO, wręcz przeciwnie wskazywało mu, jaką drogą należy pójść, to znaczy drogą wyznaczoną przez skargę Marcina Górskiego, pana doktora z Łodzi, a nie drogą wskazaną przez pana Halickiego i Episkopat. GIODO z powodów oczywistych – pani doktor Edyta Bielak-Jomaa zasłużyła tutaj na zarzuty zaniechania, zaniedbania i powinna z tego zostać rozliczona – GIODO zmierzał do unieważnień, więc ich dokonywał.

Aby utrudnić działania GIODO zmierzające do unieważnienia wszystkich decyzji, w momencie zaskarżania kolejnych decyzji przez moich, nazwijmy to podopiecznych, kierowałem do sądów administracyjnych, a więc WSANSA, wnioski o wyłączenie z orzekania wszystkich sędziów, którzy nie przedłożą aktu chrztu z adnotacją o wystąpieniu z Kościoła, to znaczy precyzyjnie za notatką o zamiarze wystąpienia z Kościoła – bowiem takich trików używa Kościół w oparciu o nową instrukcję apostatyczną papieską. Należy tu jeszcze podkreślić, na co nie zwrócił uwagi Przewodniczący (bo nie taka była jego rola) składu rozszerzonego NSA, że odesłanie przez skład trzyosobowy z lutego 2016 roku skarżących do instrukcji apostatycznej papieskiej było bezpodstawne, albowiem ci skarżący dokonywali swoich wystąpień z Kościoła tak zwanych „po świecku” w latach 2010, 2014-15 a więc przed datą wejścia w życie instrukcji papieskiej. W tamtym okresie instrukcja nie obowiązywała, a więc skarżącym nie mogli się do niej zastosować. Na to też nikt nie chciał zwrócić uwagi. Przewodniczący tego także nie skomentował, bo nie taka była jego rola. Ujednolicił tylko poglądy GIODO na temat rzekomych sprzeczności między tak zwanymi trzema wyimaginowanymi liniami orzeczniczymi NSA. Nie oceniał ich słuszności, skuteczności i logiczności, bo nie miał do tego prawa. Miałby prawo, gdyby skład rozszerzony NSA wydawał orzeczenie interpretacyjne rozstrzygające o losach wniosku. Z powodów wskazanych wcześniej do orzeczenia rozstrzygającego nie doszło, a postanowienie ma kompletnie inny, wyjaśniający, swobodny, nierozstrzygający i niewiążący charakter. Próbowałem opóźnić te działania, tak jak powiedziałem tymi wnioskami o wyłączenie sędziów. Wniosków takich było wiele w drugiej połowie 2018 roku. Ponieważ były one oddalane, postanowiłem zadziałać skuteczniej. Podstawą były artykuły 18 i 19 Kodeksu postępowania administracyjnego, które stanowią, że sędzia związany z jedną ze stron postępowania administracyjnego ma obligatoryjnie wyłączyć się z rozstrzygania takiej sprawy. A zatem moje wskazanie, że sędzia się nie wyłączył dobrowolnie, a nie przedłożył aktu chrztu z adnotacją o wystąpieniu, bo skarżący są równi sędziom w świetle prawa, więc powinni takimi samymi dokumentami operować. Skoro skarżący musi mieć akt osób akt chrztu z adnotacją, aby uzyskać ochronę GIODO, to sędzia, aby być uznany za obiektywnego, powinien wykazać się takim samym dokumentem. Ponieważ wnioski, jak powiedziałem, były oddalane, dokonałem wyłączenia tak zwanego piętrowego sędziów, o czym w tej chwili Państwa poinformuję. Na rozprawach w 2018 roku w jesieni dotyczących skarg kasacyjnych Zbigniewa i Zosi, których byłem autorem, sygnowali je prawnicy (chodziło o obniżenie kosztów), w każdym bądź razie złożyłem w przeddzień rozprawy dwa wnioski o wyłączenie sędziów przewidzianych do rozpoznania tej sprawy argumentami przywołanymi wcześniej: brak aktu chrztu z adnotacją o wystąpieniu decyduje o braku bezstronności. Ku zaskoczeniu przybyłego prawnika kościelnego, Macieja Psyka i kilkunastu innych osób obydwie sprawy spadły z wokandy, ponieważ jak poinformował przewodniczący wpłynęły dzisiaj wnioski i musi przewodniczący wyznaczyć skład trzy osobowy rozstrzygający o bezstronności wyznaczonych do rozpoznania sprawy sędziów. Odbyła się jedynie sprawa tak zwana proceduralna, na której do skarżącej z Zofii zwrócił się profesor występujący w składzie trzyosobowym NSA: w tamtej sprawie byliśmy niedobrzy, a w tej jesteśmy dobrzy. Skarżąca, zgodnie z prawdą odparła „to jest sprawa proceduralna, a więc zdaje się na Państwa profesjonalizm”. Proceduralność sprawy polegała na tym, że wniosłem o sprostowanie w decyzji GIODO zdania stwierdzającego jakoby skarżąca napisała, że wystąpiła z Kościoła. Skarżąca w żadnym dokumencie nie użyła takiego sformułowania, o czym wiem najlepiej, bo byłem autorem wszystkich pism. Skarżąca twierdziła jedynie, że do Kościoła nie należy, ponieważ nigdy nie do niego nie wstąpiła. Została ochrzczona jako noworodek nieświadomy, a zatem nie można tego uznać za akt wstąpienia w świetle prawa cywilnego, powszechnie obowiązującego. „Nie należę, ponieważ nigdy nie należałam – proszę tak napisać w decyzji, nie zmieniając jej treści, skoro za słuszność takiej decyzji odmawiającej mi praw uznaje GIODO. Nie wolno jednak w decyzji twierdzić, że napisałam coś, czego nie napisałam.” Zarówno GIODO, jak i WSA, w konsekwencji także NSA odmówiły wszystkie instancje racji skarżącej, choć chodziło o prosty i uczciwy drobiazg proceduralny. Piętrowość wyłączeń polegała na tym, że następnego dnia po rozprawach złożyłem kolejny wniosek, w którym skarżąca żądała (nie wymagany tu był podpis prawnika, który by się na to zapewne nie zgodził, a samej skarżącej, a autorem byłem ja), żądaliśmy wyłączenia wszystkich sędziów wydziału, którzy nie wylegitymują się aktem chrztu z adnotacją o wystąpieniu z Kościoła, wyłączenie tych sędziów z rozpoznania wniosku o wyłączenie tamtych trzech wyznaczonych do sprawy merytorycznej. Takie zachowanie z naszej strony, które powielał bym na kolejnych rozprawach, groziło włożeniem w szprychy pięknie pędzącego pojazdu KEP-Halicki, włożeniem kija też szprychy i zahamowaniem całej procedury unieważniające wszystkie decyzje. A to było konieczne, aby bezpieczny był kościelny urząd ochrony danych osobowych, ponieważ brak prawomocnych decyzji nakazowych dokumentował fakt, że pod Ustawę o Ochronie Danych Osobowych i decyzje GIODO Kościół katolicki nigdy w Polsce nie podlegał. Jak wykazałem wcześniej, istniały decyzje zaprzeczające temu, ale tamte decyzje były w rękach poszczególnych osób prywatnych i nikt nie chciał o nich wspominać ani pamiętać, bo po co. Piętrowe wyłączenie sędziów mogło spowodować opóźnienie unieważnień o kilka dobrych lat. Jak sobie policzyłem, mogło to przedłużyć nawet do roku 2026, a biorąc pod uwagę komplikacje covidowe nawet 2030 i ciągle wisiałby znak zapytania nad głową kościelnego instytutu ochrony danych osobowych. Ze względu na fakt, że było to bardzo niebezpieczne dla Kościelno-Halickiego pojazdu, byłem w grudniu 2018 roku pod nieustannym obstrzałem służb kościelnych i służb specjalnych – szczegóły w odrębnym nagraniu w stosownym czasie. W efekcie zostałem zmuszony do wycofania wszystkich piętrowych wniosków wyłączających sędziów. To stało się w lutym 2019 roku, ponieważ bliższe mi było zdrowie rodziny niż wrzucanie kłody pod nogi pana Halickiego i Episkopatu. GIODO zatem bez przeszkód mógł unieważnić wszystkie decyzje, zostawiając na koniec decyzję w sprawie Wiesia Guzika i drugiego pana, który miał identyczny wyrok NSA z 2013 roku, podkreślam 24 października. Każdy może te wyroki odszukać, będziemy je linkować w tekście pisanym na bazie mniejszego nagrania.

Część 2 – pełna dokumentacja źródłowa

Dowód numer trzy sięga do procesu legislacyjnego z roku 1997. To opowieść dla osób o mocnych nerwach i zdolności do logicznego kojarzenia faktów. Warto to jednak prześledzić, albowiem konkluzje są porażające. Protoplaści zamiany „lub czasopisma” na „i czasopisma’ w ustawie medialnej związanej z aferą Rywina, protoplaści dokonali sfałszowania ustawy w ‘97 roku. Były to te same osoby z grubsza rzecz biorąc. Zacznijmy jednak od zasadniczego wyjaśnienia. Opublikowany tekst ustawy w artykule 43, opublikowanym w Monitorze Polskim z 97 roku – linkujemy w tekście tekst pierwotny Monitor z roku ‘97 roku konkretna pozycja tak, że możecie Państwo wszystko sprawdzić. Artykuł 43 zawierał dwa ustępy. Na ten artykuł powoływał się wieloletniej naszej batalii Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych jako wyłączający jego kompetencje władcze, a zatem nie pozwalający na wydawanie decyzji i dokonywanie kontroli baz danych przetwarzanych przez parafię Rzymskokatolickiego Kościoła, a także innych związków wyznaniowych – ważne! – o uregulowanej sytuacji prawnej, a więc tylko kilkunastu, bo pozostałe 150 z naddatkiem związki wyznaniowe nie mają uregulowanej sytuacji prawnej – to marginalna uwaga. Na czym polega wyłączenie z artykułu 43? Ustęp pierwszy tego artykułu wymienia zbiory danych, które nie podlegają obowiązkowi rejestracji w biurze GIODO. Dodajmy, że był to dość absurdalny obowiązek wynikający z dyrektywy Europejskiej, a sprowadzający się do zarejestrowania tytułu zbioru i miejsca jego przetwarzania, a więc nie mówił nic o tym, jaka jest konkretna zawartość, czy jest przetwarzany zgodnie z prawem, czy nie, więc był to obowiązek dość iluzoryczny i nigdy nie egzekwowany, de facto – i słusznie. W punkcie pierwszym ustępu pierwszego wymienione były jako wyłączone z obowiązku rejestracji zbiory danych wywiadu i kontrwywiadu wojskowego w związku z tajemnicą państwową. W punkcie drugim – zależy, na którym etapie legislacji – finalnie wymienione były przetwarzane w związku z wyrokami sądowymi bazy danych, a w punkcie trzecim bazy danych związków wyznaniowych o uregulowanej sytuacji prawnej, a zatem, między innymi i przede wszystkim Kościoła Rzymskokatolickiego w Polsce. Ustęp drugi wymieniał natomiast zbiory, które wyłączone były spod kompetencji GIODO wymienionych w artykule 12, 14 oraz 15 do 18, a więc wszystkich kompetencji nadzorczych i władczych. To znaczy GIODO nie miał prawa do wydawania decyzji, przeprowadzania kontroli i realizowania wszystkich innych funkcji nadzorczo-kontrolnych, nazwijmy to tak najkrócej. Wymienione tam jako wyłączone spod kompetencji do rozbiory zgodnie z zasadami legislacji przywołane były z punktu pierwszego, a zatem wyłączeniu podlegały zbiory danych wymienione w punkcie pierwszym ustępu pierwszego, to znaczy wywiad i kontrwywiad wojskowy. I tak brzmiała wersja ustawy numer 2. Wersja ustawy numer 2 co istotne była wersją, która została przez połączone komisje w dniu 18 czerwca przegłosowana jako wiążąca do zarekomendowania ogółowi posłów we wrześniu do podjęcia już ostatecznej uchwały o ochronie danych, ustawy o ochronie danych osobowych. Komisje połączone obradowały w dniach 18 i 19 czerwca. Musimy tutaj tytułem wyjaśnienia powiedzieć kilka słów na temat numeracji. W procesie legislacyjnym właśnie w tym newralgicznym punkcie ta numeracja ulegała kilkakrotnie zmianie. Mianowicie, na końcowym etapie artykuł 43 finalny nosił numer 44. We wrześniu już w ostatecznym procesie legislacyjnym na obradach ogólnych Sejmu wyleciał, mówiąc kolokwialnie, jeden z wcześniejszych artykułów, a zatem newralgiczny artykuł będący przedmiotem mojego i naszego zainteresowania miał numer 44 do września, a we wrześniu zmienił się w artykuł 43. Nie zmieniało to zasadniczo jego treści, a także podziału, a więc ustęp pierwszy tego artykułu zwalniał z obowiązku rejestracji wymienione tam w punktach kolejnych zbiory, natomiast ustęp drugi odbierał władcze kompetencje do zbiorów wymienionych w ustępie drugim. Było to wymienienie przywołaniem zbiorów z ustępu pierwszego. Wiem, że to jest skomplikowane, ale warto to prześledzić do końca. 18 czerwca doszło do głosowania dwóch różnych wersji tej samej ustawy. Wersja numer jeden ustępie numer dwa zabierała wyłączenie także dla zbiorów danych związków wyznaniowych, a więc Kościoła katolickiego. Była to wersja, o której uchwalenie wnioskował Leszek Miller, ówczesny minister Spraw Wewnętrznych i administracji ustami swojego przedstawiciela na połączonym zebraniu komisji sejmowych. Wersja numer dwa nie zabierała tego odsyłacza. I znowu wyjaśnienie numeracyjne niezwykle istotne. Na tym etapie, czyli 18 czerwca, wersja korzystna i pożądana przez Leszka Millera i Episkopat zawierała w ustępie drugim odsyłacz do punktu drugiego w ustępie pierwszym. Dlaczego? Ano dlatego, że nie istniał wówczas w ustępie pierwszym punkt drugi finalny zwalniający z obowiązku rejestracji wyroki sądowe, czyli dane przetwarzane w wyniku orzeczeń sądów powszechnych. A zatem, zbiory danych związków wyznaniowych i kościołów były wymienione w punkcie drugim, a zatem odsyłacz był zapisany w ustępie drugim, że wyłączone z kompetencji GIODO są zbiorów wymienione w ustępie jeden punkt jeden i punkt dwa. Bez słowa punkt, ale w punkcie jeden i dwa, a więc odsyłasz na tym etapie legislacji brzmiał „i 2” [strona 13], a nie późniejsze „i 3”. Wersja korzystna dla Kościoła, czyli z odsyłaczem „i 2”, została odrzucona [strona 61] – uchwalono wersję numer dwa, czyli bez odsyłacza „i 2”. Czytając na posiedzeniu wspólnych komisji przewodniczący wersję ustawy, która będzie rekomendowana sejmowi, ale w na pierwszym etapie została zatwierdzona jako wynik głosowania komisji, odczytał wersję bez odsyłacza „i 2” w ustępie dwa artykułu 44, bo tak on był wówczas numerowany jeszcze ten artykuł. A więc, dużo zamieszania z numeracją. W trakcie odczytywania ustępu drugiego kiedy padło tylko wyłączenie punktu jeden z ustępu jeden, czyli wojskowych i kontrwywiadowczych danych, ktoś z sali krzyknął „i 2’ tak jakby domagając się do pisania w tym ustępie drugim odsyłacza „i 2”, czyli korzystnych dla Kościoła i pana Millera rozwiązań. Pominął to wydarzenie milczeniem, czytający ustawę. Możecie to państwo usłyszeć na nagraniu, które także linkujemy. Nie ulega zatem wątpliwości, że wersja uchwalona w reasumpcji głosowania była nadal wersją niekorzystną dla Kościoła, a usiłowanie któregoś z posłów spełzło na niczym, zresztą z powodów oczywistych: bez głosowania przecinek czy dopisek w postaci spójnika, cyfry nie może się pokazać, bo było to nielegalne – „lub czasopisma” panią Jakubowską przekonały. Z resztą, Państwo później wysłuchacie jeszcze mojego odsyłacza do zmian w kodeksie karnym, gdzie zmiana przecinka była niedopuszczalna, wymagała całej procedury legislacyjnej, a więc tym bardziej głos posła sali, który bez udzielenia mu prawa głosu, bez głosowania usiłował dopisek „i 2” wówczas dorzucić, nie mogło takie działanie wywołać żadnych skutków. 19 czerwca doszło do chwalenia przez komisję rekomendacji na wrześniowe posiedzenie Sejmu, de facto to posiedzenie – cytuję z pamięci – odbyło się później 27 września, na którym uchwalono ustawę o ochronie danych osobowych, ale wróćmy do rekomendacji czerwcowej. Przygotowanie dla sprawozdawcy komisji polegało na tym, że komisje przegłosowały: ustawa o ochronie danych osobowych będzie rekomendowana Sejmowi w wersji odczytanej przez przewodniczącego i identycznej z wynikami głosowania, a zatem został odrzucony korzystny dla pana Millera i Episkopatu dopisek „i 2’, który w tym momencie zamienił się w dopisek „i 3”. Dlaczego? Ano dlatego, że przenumerowano punkty w ustępie pierwszym. Skomplikowane, ale proszę wytrzymać. W punkcie drugim, który opisywał zbiory związków wyznaniowych, pojawiły się zbiory przetwarzane w wyniku wyroków sądów powszechnych. W konsekwencji zbiory kościelne mówiąc krótko spadły na pozycję numer 3. A zatem, chcąc zamieścić odsyłacz do związków wyznaniowych i kościołów należało w punkcie drugim użyć złotu „i 3” zamiast „i 2”. Takiej wersji ustawy z dopiskiem „i 3” nikt nigdzie nie trzymał, bo nie było powodu. Wersja z dopiskiem „i 2” została odrzucona, uchwalona przez komisję nie zawierała żadnych odsyłaczy poza odesłaniem do punktu pierwszego, czyli wojskowych baz danych i kontrwywiadowczych, a więc odsyłacza „i 3” nie było w żadnej wersji. Kto zatem mógł doprowadzić do tego, że w załączniku do czerwcowej uchwały o rekomendacji dla Sejmu znalazła się wersja z dopiskiem „i 3”? Zapewne krasnoludki! Wydaje się, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest stwierdzenie, że. zamieniono jedną jedyną stronę, gdzie pojawił się dopisek „i 3” w dokumentacji sejmowej post factum, a więc już po uchwaleniu ustawy przez Sejm, uchwaleniu, zatwierdzeniu przez Senat i podpisaniu przez Pana Prezydenta. Dlaczego? Ano dlatego, że jeżeli główna rekomendacja brzmiała, że rekomendują komisje ustawę w wersji przegłosowanej, a wyniki głosowania były oczywiste i zaprotokołowane, to kilkudziesięciu posłów z połączonych komisji i sumarycznie 460 obecnych we wrześniu na sali miało robocze wersje projektu ustawy o ochronie danych osobowych, w których punkcie, przepraszam w artykule 44 ustęp drugi nie występował żaden inny odsyłacz poza odesłaniem do punktu pierwszego ustępu pierwszego, a więc baz wojskowych. A zatem, gdyby którykolwiek z posłów w dowolnym momencie skonfrontował swoją dokumentację z dokumentacją główną, która trafić miała w ostatecznym rozrachunku na biurko Pana Prezydenta jako uchwalona przez Sejm i Senat, odkryłby każdy z 460 posłów oczywiste fałszerstwo. Oczywiście pod warunkiem, że sięgnąłby akuratnie do artykułu 42, no ale na ostatnim etapie tych zmian, które mogły się pojawić, nie było aż tak wiele, więc ktoś mocno zainteresowany mógł sięgnąć do tego dokumentu i stwierdzić, że wszystko jest w porządku, że przeszedł wniosek komisji i taka sama jest rekomendacja. Na wrześniowym posiedzeniu doszło do jeszcze jednej zmiany numeracji, a więc tej finalnej artykuł 44 zmienił się w 43. Ponieważ wypadł jeden z wcześniejszych artykułów, numeracja się zmieniła i mamy finalnie artykuł 43 ustęp jeden i ustęp dwa. W ustępie dwa zgodnie z odczytaniem na ogólnym posiedzeniu Sejmu nie powinno być odesłania do punktu trzeciego ustępu pierwszego, a więc nie występowały tam znaki „i 3”. Było tylko, że rekomendacja, że kompetencje GIODO wymienione w artykule 12, 14 i 15 do 18 są wyłączone w stosunku do zbiorów danych wymienionych w ustępie jeden punkt jeden. Dopisek „i 3” nie występował. W jaki sposób zatem mógł się tam znaleźć? A więc, tak jak już powiedziałem wyłącznie post factum. Kto mógł do tego doprowadzić? Jedynie osoby, które były w posiadaniu wersji roboczych, na których na nosiły zmiany w sposób konsekwentny, nie dopiskami ołówkowymi, tylko wersje komputerowe i osoby, które były zainteresowane tym, aby odrzucone dopisek „i 2” zamienił się w odrzucony dopisek „i 3”, a kiedy już został dopisek „i 3” w wersji odrzuconej wpisanej w miejsce „i 2’ nie było problemem podmienienie jednej jedynej strony w ustawie. Oczywiście nie jestem w stanie nikogo złapać za rękę, bo zrobimy to zapewne krasnoludki. Natomiast jedynym podmiotem, który w ten sposób prowadził notatki we wszystkich ustawach był Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji. A zatem, nadzorcza odpowiedzialność za oczywiste fałszerstwo spoczywa na późniejszym premierze panu Leszku Millerze. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości i apeluję, panie ministrze, panie premierze, to pan powiedział, że mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, więc czas skończyć. Kończ waść wstydu oszczędź! Dalsze dowody wydają się zbędne.

Nie ulega wątpliwości, że linkowana w tekście dla Państwa wersja Ustawy o Ochronie Danych Osobowych z 1997 roku zawierała w artykule 43 pożądany przez pana Millera i Episkopat dopisek w ustępie drugim artykułu 43, a więc cyfrę „3” poprzedzoną spójnikiem „i”, czyli kompetencje nadzorcze GIODO są wyłączone w odniesieniu do zbiorów danych wymienionych w ustępie pierwszym w punkcie pierwszym i trzecim. Zmiany tych numerków były bardzo łatwe do podrobienia w wersjach elektronicznych, ponieważ wymagało to jedynie do pisania w ostatecznej wersji znaków „i 3”. W ustępie drugim nie był powtarzany, bowiem numer artykułu też zmieniany, bo był w pierwotnie 44, później 43, ale kolejne wersje ustępu drugiego nie wymieniały numeru artykułu, a więc nie miało to znaczenia. Finalnie znaki „i 3” rozstrzygnęły o wszystkim, a znaki „i 2” nie były potrzebne w wersjach roboczych, bo i tak wersja ze znakiem „i 2” została odrzucona. Nie chcę już teraz pogłębiać zamieszania. Wróćmy zatem do Monitora. W Monitorze wyłączone zostały zbiory z punktu pierwszego i trzeciego ustępu pierwszego artykułu 43, a zatem wywiadu wojskowego oraz związków wyznaniowych i kościołów. Nie ulega także najmniejszej wątpliwości, że Sejm uchwalił zupełnie inną wersję tejże ustawy. Dlaczego? Ano dlatego, że zarówno w rekomendacji komisji finalnej z czerwca ‘97 roku, kiedy jeszcze newralgiczny artykuł nosił numer 44, natomiast punkty w ustępie pierwszym miały już numerację końcową, czyli w punkcie drugim były zbiory sądowe, a w punkcie trzecim zbiory kościelne. A zatem, tamtej rekomendacji czerwcowej ustępie drugim newralgicznego artykułu był już odsyłacz „i 3”. Nie ulega jednak wątpliwości, że pojawił się on dopiero po podpisaniu przez władze sejmowe uchwalonej wersji ustawy. Dlaczego? Dlatego, że wersje robocze z nanoszonymi poprawkami w wersjach papierowych i elektronicznych były w posiadaniu. kilkuset osób, legislatorów, senatorów, posłów, członków komisji, asystentów, et cetera. A zatem, nie było możliwe operowanie pełnymi tekstami ustawy przy każdym odczytywaniu kolejnego głosowania komisji bądź ogółu Sejmu. Posługiwano się zatem ogólnymi odnośnikami. To znaczy rekomendujemy Sejmowi uchwalenie Ustawy o Ochronie Danych Osobowych wersji zgodnej z wynikiem głosowania komisji. Przypomnę raz jeszcze: wersja zgodna z wynikami głosowania komisji została odczytana przez przewodniczącego na posiedzeniach 18-19 czerwca ’97, trochę wcześniej – o czym już informowałem. Zwróćmy uwagę także na fakt, że wersja numer jeden i dwa na różnym etapie legislacji różniła się nie tylko korzystnymi dla Kościoła i pana Millera zapisami w artykule newralgicznym w jego ustępie drugim, ale także kilkoma innymi detalami. A zatem fakt, że uchwalono wersję numer dwa, a więc niekorzystną dla Kościoła spowodował, że odczytujący pełną wersję numer dwa przewodniczący w ustępie drugim nie wymienił dopisku wówczas „i 2”. Zwróciłem Państwa uwagę, że na nagraniu któryś z członków komisji z sali dorzucił głośno dopisek „i 2”. Nie spowodowało to jednak zmian wersjach papierowych czy elektronicznych, a rekomendowana była wersja zgodna z wynikami głosowania komisji. Taka sama wersja rekomendowana była we wrześniu na ogólnym posiedzeniu Sejmu i też nikt nie odczytywał pełnej wersji ustawy, w szczególności artykułu już wówczas 43, bo już doszło do zmiany numeracji artykułów i odsyłacza „i 3”, bo już był Kościół w punkcie trzecim wymieniany ustępu pierwszego. Wiem, że to wszystko jest bardzo zawiłe, ale warto to zrozumieć, bo doszło do bezprecedensowego fałszerstwa. Fałszerstwo wymieniające „i” na „lub” czasopisma było 4 lata później i nie doprowadziło do uchwalenia ustawy, a doprowadziło do konsekwencji karnych. Konsekwencje karne przedawniają się po 10 latach, a zatem nikomu już odpowiedzialność nie grozi. Natomiast możemy wyciągnąć konsekwencje, dowodząc, że Kościół nie miał odrębnych uregulowań prawnych i podlegał Generalnemu Inspektorowi Ochrony Danych Osobowych. A zatem, nieskuteczne jest żądanie oddzielnego na gruncie RODO, na bazie artykułu 91 tegoż przepisu europejskiego, nieskuteczne jest żądanie odrębnego organu ochrony danych osobowych, a istniejący obecnie jest powołany bezprawnie. Taki jest sens całego dowodu dotyczącego ustawy z ‘97 roku. Nie ma bowiem sensu jak podkreślam odpowiedzialność karna. Osoby odpowiedzialne wymieniłem, ale nie powoduje to poza honorowymi konsekwencjami niestety żadnych innych. Mam nadzieję, że przynajmniej część słuchaczy i „czytaczy” – przepraszam – „czytelników” oczywiście, nadążyła, zrozumiała i wie jak potwornie zostaliśmy jako społeczeństwo oszukani, a w konsekwencji na kolejne dziesięciolecia oddani pod siły kościelne, które będą rozdawać wszelkie karty na scenie politycznej.

Ponieważ sędziowie, i sądy, i GIODO opierają się na dokumentach wydrukowanych w Monitorze Polskim, a zatem nie są w stanie uchylić obowiązującego tekstu ustawy. Wnioski w sprawie fałszerstwa w roku 2011 do Marszałka Sejmu i zupełnie bezsensownie do Prezesa NSAGIODO skierował nieżyjący Bolesław Michalski z pomocą Macieja Psyka, który tutaj stanowił tylko atrapę, nie miał żadnych własnych osiągnięć w tym zakresie, było to dzieło Bolesława Michalskiego. Marszałek Sejmu odpowiedział na wniosek pana Michalskiego negatywnie, to znaczy, że w obecnej chwili nie można już nic z tym zrobić. Wiadomo, skoro był rok 2011 zmiana ustawy, czyli ujawnienie prawdy, doprowadziłoby do weryfikacji postępowań z ostatnich 14 lat prowadzonych przez GIODO i nadzorowanych przez sądy administracyjne. Chyba tylko taki był powód, bo fakty dotyczące fałszerstwa były absolutnie oczywiste. Tytułem komentarza wspomnę, że kiedy przez pomyłkę w zmianie Kodeksu karnego został zostało zamienione miejsce przecinka, co w konsekwencji zmieniało zagrożenia wyrokiem dla podsądnego, doszło do sprostowania w drukarni miejsca przecinka. Zaskarżono to do Trybunału Konstytucyjnego, który nakazał ponowne procedowanie całej zmiany do Kodeksu karnego, ponieważ zmiana przecinka zmieniała w sposób istotny zagrożenia karne, zamiast przykładowo 2 lat więzienia było 3 lata więzienia, a zatem musiano od nowa procedować całą ustawę zmieniającą Kodeks karny, bo zmiana przecinka była niedopuszczalna. Natomiast w ‘97 roku dopuszczalna jak najbardziej zdaniem Pana Marszałka Sejmu była zmiana polegającą na dopisaniu znaków „i 3”. Nawiasem mówiąc, niezgodnie z Dyrektywą 95/46 zaimplementowaną wówczas do polskiego porządku prawnego. Co wynika z tych dowodów zgromadzonych w tym nagraniu? Wynika to, że kościelny o urząd ochrony danych osobowych został powołany bezprawnie. Czas na puentę, czyli bezprawne konsekwencje istnienia tego urzędu. Na czym one polegają? Mianowicie na tym, że dane 90% Polaków znajdują się w bazach danych przetwarzanych przez kościelne parafie. Obsługiwane one były programami komputerowymi „Parafia”, teraz być może są już nowocześniejsze rozwiązania, o tym nie wiem, które pozwalają na wymienianie się danymi na przestrzeni całej Polski pomiędzy wszystkimi diecezjami i parafiami. Na tej podstawie hierarchowie kościelni zmusili Donalda Tuska do zawarcia ślubu kościelnego w zamian za swoje poparcie. Zastanówmy się… Przecież Donald Tusk tym aktem nie zyskał wyborców po prawej stronie, stracił wyborców po lewej, bo do dziś ci bardziej na lewo mają do niego o to pretensje. Natomiast musiał ulec naciskowi hierarchów, aby uzyskać ich błogosławieństwo. A zatem, mamy twarde dowody na to, że kościelny instytut ochrony danych osobowych ma służyć gromadzeniu danych obecnych noworodków, którzy w przyszłości będą prezydentami, ministrami, premierami, posłami i tak dalej – a więc gromadzeniu haków. Jeśli kontrola kościelnego urzędu ochrony danych osobowych podlega nadzorowi wyłącznie Watykanu, nie podlega kontroli polskich sądów, a zatem dojdzie tam, dochodzi już w tej chwili do gromadzenia danych sensytywnych, czyli wrażliwych, dotyczących orientacji seksualnej, dotyczących religii, wyznania braku jakichś obrzędów lub dokonywania innych, miejsca pracy, wynagrodzenia, powiązań towarzyskich, et cetera. Bazy pełniejsze niż miało kiedykolwiek SB będą stanowić o tym, że przez następne dziesięciolecia w Kościół katolicki będzie siłą polityczną rozdającą wszystkie karty. Niedawno znajomy powiedział mi, że w Rosji tylko 7% narodu jest prawosławnie aktywna. Niemniej Cyryl razem z psychopatą Putinem częstą całą Rosją. A zatem, w Polsce, gdzie, o tym będzie odrębne nagranie, około 15% przychodzi na statystycznie przeciętną niedzielną mszę, Episkopat nadal będzie siłą rozstrzygającą o decyzjach politycznych. Spróbujmy się temu przeciwstawić, odbierając podstawowe narzędzie Kościołowi. Po unieważnieniu organu kościelnego ochrony danych osobowych niezbędne będą dalsze kroki ze strony całego społeczeństwa, a mianowicie dopominanie się u Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych reakcji na bezprawne przetwarzanie naszych danych osobowych przez parafie. Kościół powinien mieć dostęp do 15 góra 20% danych wiernych tej religii (temu wyznaniu konkretnie, bo katolicyzm to nie religia, tylko wyznanie), wiernych temu wyznaniu i za ich pisemną zgodą. Księgi chrztów powinny trafić do archiwów i nie stanowić bazy dla tak zwanych statystyk kościelnych prezentowanych przez GUS, w myśl których w Polsce, gdzie jest 37 milionów ludności obecnie, 35 milionów to katolicy, a pozostali to 8, więc de facto mielibyśmy ponad 40 milionów obywateli, gdyby to była prawda co prezentują roczniki z GUS-owskie odnośnie wyznawców (religii) wyznania katolickiego. Uzasadniam zatem, dlaczego dalsze działania wobec bezprawia są konieczne, niezbędne, bowiem tylko w ten sposób możemy odwrócić losy politycznych decyzji, rezultaty zmienić wyborów, bo wszystkie siły polityczne, niechętne wszechwładzy Kościoła powinny to jasno zadeklarować. Punkty, które są do realizacji, to likwidacja kościelnego organu ochrony danych osobowych, chociaż nie jest to najważniejsze, zmiana prawa aborcyjnego gnębiącego w sposób niewiarygodny kobiety, usunięcie finansowania religii w szkołach i zażądanie zwrotu pieniędzy za bezprawne trzydziestoletnie pobieranie wynagrodzeń przez katechetów i katechetki oraz kolejne punkty, które się nasuwają same. Mam nadzieję, że to nagranie pomoże i Państwu zrozumieć i politykom odpowiedzialnym za rozstrzygnięcia w najbliższych wyborach podjąć jedynie słuszne decyzje, aby zwiększyć swoje szanse wyborcze. Polegać by to miało na tym, aby wszystkie osoby, które nie uczestniczą w wyborach w jakiejś znaczącej części na hasło antyklerykalizmu – nie bójmy się tego słowa, nie jest to walka z religią czy z wyznaniem, a tylko z wszechwładzą hierarchów – na hasło antyklerykalizmu duża część nieobecnych na wyborach zechce na siły określone zagłosować. Myślę, że przede wszystkim powinien ten apel dotrzeć do środowisk lewicowych: Jesteście lewicą, więc bądźcie nią światopoglądowo i odważnie!

 

Dodatek do części 2. W niniejszym nagraniu cytuję wielokrotnie wyroki z 24 października 2013 roku wydane przez Naczelny Sąd Administracyjny pod przewodnictwem pani sędzi Małgorzaty Pocztarek. Z jednym z przywołań doszło do niefortunnych przejęzyczeń: przypisałem datę 23 października w wymienionym wyrokom zamiast oczywistej 24 października 2013 roku. Doszło do drugiej pomyłki, kiedy stwierdzam, że rozstrzygnięcia zapadły na gruncie proceduralnym – to oczywista pomyłka. Rozstrzygnięcie zapadło na gruncie materii, a zatem wszystkie zarzuty z zakresu prawa materialnego, a więc ustawy o ochronie danych osobowych z 1997 roku.

 

Apel o finansowe wsparcie. Apeluję do wszystkich skłonnych uwierzyć w wizję wolnej od przemocy kościelnych hierarchów i wspierających takie rozwiązania polityków naszej ojczyzny. Skierowanie pytania prejudycjalnego do TSUE wymaga złożenia w postępowaniu administracyjnym skargi kasacyjnej do NSA. Tylko na etapie ostatniej instancji krajowej skuteczne i obligatoryjne jest przekazanie pytania prejudycjalnego do TSUE do ostatecznego rozstrzygnięcia. Formalne wymogi złożenia skargi kasacyjnej powodują, że niezbędne jest zaangażowanie profesjonalnego prawnika: adwokata, radcy prawnego bądź minimum doktora prawa. Mam kandydatów do tej pracy, wymaga to jednak dość wysokiego honorarium. A zatem, wszyscy mogący wesprzeć inicjatywę walki o świecką przyszłość naszej ojczyzny proszeni są o wpłacanie dowolnych datków na sfinansowanie tego celu. Jestem zobowiązany do podziękowań za wcześniejszą ofiarność wielu naszych słuchaczy i czytelników, dzięki czemu zrealizowaliśmy w roku 2016 cel, jakim było skierowanie skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. O jej sześcioletnich losach do czerwca 2022 roku i ostatecznych rozstrzygnięciach poinformuję Państwa w odrębnym nagraniu.

 

Dziękuję Państwu za uwagę.

 

Zbigniew Szetela, Świecka Polska – od 4 lat niewidomy, aktywny mózgowo, nieaktywny wzrokowo. Ta sytuacja powoduje, że dokonuje nagrania, nie jestem w stanie pisać. Tekst pisany będziecie Państwo mieli udostępnionym dzięki transkrypcji pliku dźwiękowego na tekst. W tekście znajdą się linki odsyłające do dokumentów źródłowych dokumentujących prawdziwość moich tez. Te dokumenty nie budzą żadnych wątpliwości i każdy indywidualnie może je również uzyskać. Dziękuję za uwagę.

 

Przejęzyczenie w części 2. Bolesław Michalski zmarł we wrześniu 2013r., a zatem nie mógł się zajmować nieistniejącą instrukcją KEP z roku 2018. Bezprawna kanonicznie instrukcja KEP pochodziła z roku 2008. Przepraszam.

Straszenie dla laików niechętnych prawniczemu językowi i dokumentacji

Wersja skrócona dla laików, a zatem pozbawiona subtelności i niuansów prawa materialnego i proceduralnego oraz odsyłaczy do wyroków i konkretnych przepisów – a zatem kwintesencja. Każdy spragniony potwierdzenia w dokumentach źródłowych sięgnie do materiału przeznaczonego dla prawników bądź do pełnego dwuczęściowego nagrania, gdzie są udostępnione linki do wszystkich materiałów źródłowych. Przechodząc do konkretów, kościelny organ ochrony danych i osobowych jest instytucją pozwalającą Kościołowi na rozdawanie kart na politycznej scenie przez kolejne dziesięciolecia. Z tych powodów jest on niezwykle groźny dla wolności wyborów i wolności całej Polski. Należy dążyć do jego likwidacji. Jego powstanie było niezgodne z prawem, w szczególności z artykułem 91 RODO, którego wymagania nie zostały przez Kościół nigdy spełnione. A zatem, należy doprowadzić do orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej potwierdzającego ten fakt. W tym celu Naczelny Sąd Administracyjny musi skierować obowiązkowo pytanie prejudycjalne, które w określonym postępowaniu […] z postanowieniami artykułu 91 RODO. Nie mam wątpliwości, że w zakresie merytorycznym słuszność jest po naszej stronie, a zatem rozstrzygnięcie TSUE powinno być korzystne dla naszych tez. Wątpliwości budzi jedynie fakt, że organ ochrony danych osobowych odrębny dla Kościoła istnieje już blisko 5 lat. A zatem, ze względów politycznych może być to rozstrzygnięcie bardzo niepopularne. Mamy jednak nadzieję, że zwycięży prawo przed polityką, która dowodziła, że ktoś chciał na rękę pójść Kościołowi wbrew regulacjom prawnym. Działania zmierzające do likwidacji organu danych osobowych odrębnego dla Kościoła mają niezwykle istotne znaczenie, ponieważ ochrony parafialnych baz danych wymienianych w oparciu o programy komputerowe na obszarze całej Polski prowadzi do tego, że na następne dziesięciolecia obecne dzieci i noworodki będą posiadały kartoteki w kościelnych bazach danych. Zebranie materiałów, informacji także wrażliwych, dotyczących orientacji seksualnej, towarzyskich powiązań, praktyk religijnych, wyznania i tym podobne pozwalają na gromadzenie haków na przyszłych polityków, a więc prezydentów, premierów, ministrów, posłów i tak dalej. Jest to niezwykle niebezpieczne, ponieważ Kościół, podobnie jak w Rosji siedmioprocentowe wyznanie prawosławne, może zarządzać światem polityki i decydować o rozstrzygnięciach wyborczych, dzięki właśnie posiadanym materiałom, tak zwanym hakom na przyszłych polityków. Spróbujmy zatem doprowadzić do sytuacji, w której TSUE wyda rozstrzygnięcie korzystne dla wszystkich obywateli Rzeczypospolitej i odbierające najgroźniejsze narzędzie w rękach Episkopatu. Jest to bardzo niepopularne w kręgach związanych z Episkopatem. Doprowadzenie do sytuacji, w której NSA obligatoryjnie skieruje pytanie prejudycjalne do TSUE w podanym temacie, wymaga zebrania określonych funduszy. Niestety, skarga kasacyjna do NSA w dowolnym postępowaniu wymaga reprezentacji zawodowego prawnika, to jest: adwokata, radcy prawnego, doktora prawa, a najlepiej profesora prawa administracyjnego. Profesjonalny prawnik to wysokie honoraria, a zatem apelujemy o datki na ten cel tak, abyśmy mogli walczyć o przyszłość i wolność naszego kraju.

 

Dziękuję za uwagę,

 

Zbigniew Szetela, Świecka Polska
– niewidomy od 4 lat, aktywny mózgowo, nieaktywny wzrokowo

 

Mniejsze nagranie jest podstawą transkrypcji na tekst pisany. Za ewentualne błędy przepraszam, ponieważ automatyczny program komputerowy dokonuje tłumaczenia na tekst.

 

Dziękuję za uwagę, do usłyszenia Państwu.

Skrót dla prawników

Likwidacja kościelnego organu ochrony danych osobowych jest możliwa wyłącznie na drodze prawnej, a zatem dzięki orzeczeniom najlepiej Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i zgodnych z prawem przedsięwzięć. Na podstawie punktu pierwszego preambuły do RODO, który przywołuje artykuł 16 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej oraz artykuł 39 Traktatu o Unii Europejskiej – subtelna różnica, ale dwa różne traktaty – oraz na podstawie (artykułu) punktu – przepraszam – na podstawie punktu 143 preambuły do RODO, który przywołuje artykuł 267 Traktatu o Unii Europejskiej, można skutecznie w ostatniej instancji krajowej złożyć pytanie prejudycjalne, które w polskiej rzeczywistości Naczelny Sąd Administracyjny musi takie pytanie prejudycjalne skierować do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który jako jedyny jest władny dokonywania wykładni ostatecznej konkretnych zapisów i postanowień RODO. Na tym na tym tle niezbędne jest przeprowadzenie postępowania administracyjnego przed Prezesem Urzędu Ochrony Danych Osobowych, następnie zaskarżenie decyzji do WSA oraz wyroków WSA kasacyjnie do NSA. Tym sposobem możemy problem przedstawić Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej, którego rozstrzygnięcie będzie ostateczne i wiążące. Interpretacja, której będziemy się domagać dotyczy artykułu 91 RODO. Mianowicie pytanie prejudycjalne powinno zgłaszać problem: Czy w polskich warunkach zachowano postanowienia artykułu 91 RODO stanowiące, że Kościół katolicki w tym przypadku miał prawo powołania odrębnego organu ochrony danych osobowych, pod warunkiem, że przed dniem wejścia w życie RODO, a zatem przed 25 maja 2016 roku, posiadał odrębne regulacje prawne w swoim kraju dotyczące ochrony danych osobowych. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że TSUE przyzna nam rację, to znaczy argumentom z mojego wywodu. Jedyną wątpliwość budzi fakt, że zarówno Platforma jak i PiS pozwoliły na powołanie odrębnego organu kościelnego, który funkcjonuje już obecnie blisko 5 lat. Mam nadzieję jednak, że TSUE rozstrzygnie przede wszystkim problem prawny, a nie polityczny: kto i dlaczego komu poszedł na rękę. Dzięki temu można będzie przedstawić dowody, które w całej rozciągłości przedstawiłem wersji pełnej w poprzednim nagraniu. Skrótowo te dowody sprowadzają się do 3 punktów. Punkt pierwszy. Istnieją prawomocne decyzje, których kopię możemy załączyć do pytania prejudycjalnego, oraz dowody ich dobrowolnego wykonania przez proboszczów. A zatem dowód, że proboszczowie wykonywali nakazy GIODO jest jednoznacznie rozstrzygający, iż nieprawdą jest, jakoby Kościół nie podlegał organom państwowym i regulacjom ogólnopolskim. Punkt drugi. Wyroki z 24 października 2013 roku, które na gruncie prawa materialnego, a zatem ustawy o ochronie danych osobowych, rozstrzygnęły, że GIODO miał obowiązek wystawić każdorazowo nakaz proboszczowi dokonania adnotacji w księgach chrztu zgodnie z żądaniem każdego z wnioskodawców. Punkt trzeci. Dokumenty dowodzące jednoznacznie, że w polskiej rzeczywistości prawnej nigdy nie obowiązywało ograniczenie uprawnień GIODO w stosunku do kościelnych baz danych wynikających z artykułu 43 ustęp 2 ze słynnym dopiskiem „i 3”. Dokumenty wykażą bezapelacyjnie, że dopisek „i 3” został wydrukowany w monitorze polskim w ‘97 roku w wersji pierwotnej ustawy wbrew uchwałom sejmowym. Albowiem Sejm i Pan Prezydent podpisali decyzję o treści ustawy o ochronie danych osobowych implementującej Dyrektywę 95/46 Parlamentu Europejskiego i Rady, podpisali wersję, w której przywileje […] w efekcie głosowania Komisji i tożsamego z rekomendacją Komisji głosowania pełnego składu Sejmu, a także Senatu. Te dowody stanowią wystarczające przesłanie, aby TSUE przychylił się do naszego stanowiska rozpoznając pytanie prejudycjalne.

 

Dziękuję za uwagę.

 

To była wersja skrócona dla prawników.

 

Zbigniew Szetela, Świecka Polska
– niewidomy od 4 lat aktywny mózgową nieaktywny wzrokowo. Dlatego niniejsze nagranie stanowi podstawę do transkrypcji na tekst pisany, w którym linkowane są dokumenty źródłowe potwierdzające wszystkie zgłoszone w skrócie tutaj tezy.

 

Dziękuję za uwagę, kłaniam się pięknie Państwu, do usłyszenia.

Wersja Skrócona dla prawników – podziękowania

Podziękowania dla pani profesor Moniki Płatek za udostępnienie protokołów z posiedzeń Komisji Wspólnych Episkopatu i Rządu. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że w grudniu 2014 roku doszło do zmowy Episkopatu z panem Halickim. Dowodzi to naruszenia prawa do obiektywnego sądu, a więc jednego z podstawowych praw Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, a także Karty Praw Podstawowych Wspólnoty Europejskiej. Dalsze podziękowania kieruję do pana Ryszarda Pacera – rzecznika prasowego Zarządu Dróg i Mostów w Katowicach, którego profesjonalizm i błyskotliwość pomogły mi w odzyskaniu utraconych numerów z RODO dowodzących możliwości skierowania pytania prejudycjalnego do TSUE. Ryśku byłeś profesjonalny, błyskawiczny, inteligentny, wielkie, wielkie dzięki. Dzięki tobie możliwe było stworzenie tych nagrań w tak szybkim terminie. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Powtarzam także z poprzedniego nagrania podziękowania dla doktora Marcina Górskiego z Łodzi, którego skargi były wygrywające w procedurze pierwotnej przed NSA w roku 2013 oraz za wszystkie dowody dostarczone dzięki uporowi, Bolesławowi Michalskiemu, którego 10-ta rocznica śmierci będzie pod koniec Września bieżącego roku. Ponieważ niniejsze nagrania wymagały nakładów finansowych, a pytanie prejudycjalne do TSUE musi być sporządzone przez profesjonalnego prawnika, najlepiej profesora prawa, proszę o wpłacanie dowolnych kwot na ten cel. Bez pieniędzy zaangażowanie profesjonalnego prawnika, który jako jedyny może reprezentować skarżącego przed Naczelnym Sądem Administracyjnym, sukces będzie niemożliwy. Jak zawsze, wszystko opiera się niestety o pieniądze, dlatego nie ustalam kwot, ale serdeczny apel do tych, którzy zainteresowani są wolną Polską o sfinansowanie działań prawnych.

 

Dziękuję.

Wersja skrócona dla prawników – sprostowanie

 

Wkradł się drobny błąd do mojej wypowiedzi, który mniejszym prostuje. Punkt 143 Rozporządzenia o Ochronie Danych Osobowych, czyli RODO, odsyła do artykułu 267 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej, a nie jak błędnie powiedziałem z pośpiechu Traktatu o Unii Europejskiej. Subtelność, ale wymagana jest w materiale dla prawników pełna zgodność i precyzja.

 

Dziękuję za uwagę.

Świecka Polska – historia i przyszłość

Transkrypcja nagrania:

 

Nazywam się Zbigniew Szetela, byłem i będę motorem napędowym Świeckiej Polski. Od czterech lat jestem nieodwracalnie i dozgonnie niewidomy – to uzasadnia ponad czteroletnią przerwę w publikacjach na niniejszej stronie. Zamieszczał będę nagrania, ponieważ nie jestem w stanie pisać. Program komputerowy będzie dokonywał transkrypcji nagrań na tekst pisany dla zdecydowanie przywiązanych do literek, nie dźwięku. Zachęcam do śledzenia kolejnych publikacji. Moja działalność rozpoczęta w roku 2011, a więc 3 lata przed powstaniem portalu Świecka Polska, stała się niezwykle groźna dla kościelnego establishmentu i wspierających go struktur politycznych, w tym niestety także z lewej strony – dowody zostaną przedstawione w późniejszych materiałach. Przyszło mi zatem zapłacić wysoką osobistą cenę. Byłem zagrożony utratą wzroku od dawna, od kilkunastu lat. Szansą na jego przywrócenie był przeszczep rogówki w jedynym widzącym prawym oku. Niestety konsekwencje mojej walki były dla mnie opłakane. Straciłem nieodwracalnie i dozgonnie szanse na przywrócenie wzroku, ponieważ zniszczony został nerw wzrokowy w prawym oku; lewe od ponad 20 lat było nieczynne. To tyle o kosztach osobistych. Wbrew logice, ślepa przyszłość Świeckiej Polski pozwala na śmielsze rysowanie perspektyw i szersze horyzonty. Wierzę, że dalsze działania mają sens i pozwolą wyzwolić Polskę z klerykalnych okowów. Marzy mi się wolna Polska wolna od klerykalnej przemocy i wszechwładzy kościelnych hierarchów oraz wspierających ich polityków. Mam nadzieję, że znajdą się osoby wspierające moje zamierzenia, którym bliska jest przedstawiona wizja naszej ojczyzny: demokratycznej, praworządnej i wolnej od klerykalnej przemocy. Apeluję zatem do wszystkich takich osób o finansowe wsparcie, utrzymanie strony oraz profesjonalne nagranie i transkrypcja to nieustanne koszty. Złożenie pytania prejudycjalnego do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wymaga złożenia skargi kasacyjnej w konkretnym postępowaniu do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wymogi formalne decydują o tym, że skuteczność takiej skargi wymaga zaangażowania profesjonalnego prawnika: adwokata radcy prawnego, doktora prawa bądź profesora, a zatem wymaga to wysokiego honorarium. Niestety każda walka wymaga środków finansowych. Wszyscy, którzy zechcą uwierzyć w szansę i skuteczność moich działań proszeni są zatem o wpłacanie dowolnych datków na ten cel. Sukces będzie nasz, o czym będę przekonywał w kolejnych nagraniach. Aby umożliwić śledzenie przyszłości wszystkim chętnym postaram się zamieszczać pełne wersje kolejne nagrań oraz streszczenia dla niechętnych prawniczym wywodom. Wiem, że język prawa jest dość hermetyczny, a większość nieprofesjonalistów nie jest w subtelności i zawiłości prawa materialnego, prawa proceduralnego, argumentację wspieraną dowodami z wyroków uzasadnień przepisów prawa polskiego i europejskiego, a więc dla wszystkich tych osób dostępne będą krótkie streszczenia. Jeżeli zapragniecie państwo dowodów szczegółowych i źródeł niestety będziecie zmuszeni sięgnąć do pełnych wersji, w których będzie podana linkami źródłowa dokumentacja. Zależy mi na tym, aby wszystkie moje tezy i argumenty były wsparte na niezależnych źródłach. Ich autentyczność każdy może sprawdzić na własną rękę nawet dostęp do archiwum sejmowego jest możliwy dla każdego chętnego. Wystarczy wizyta przedstawienie dowodu osobistego i wejście do archiwum z dowolnych czasów obrad sejmowych jest absolutnie możliwe, czego dowiódł nieżyjący od blisko 10 lat Bolesław Michalski dostarczając kluczowych dla moich późniejszych wywodów argumentów. Dziękuję państwu za uwagę i zachęcam do śledzenia przyszłości Świeckiej Polski. Tak jak powiedziałem, mimo tego, że przyszłość jest ślepa, wizje są zachęcające.

 

Dziękuję Państwu za uwagę i do usłyszenia w kolejnych podcastach.

 

Zbigniew Szetela, Świecka Polska
– niewidomy od 4 lat aktywny mózgowo nieaktywny wzrokowo

 

Post Scriptum. W chwili, kiedy straciłem wzrok wykruszyli się działacze świeckiej Polsce. Ich historyczne zasługi zostały w części historycznej udokumentowane przytoczeniem nazwisk. Mają swój promilowy wkład w realne zmiany w polskiej rzeczywistości. Sztandarowe dowody to: ucieczka młodzieży od religii, walka kobiet zdecydowana o swoje prawa i wiele innych zmian w codzienności naszego kraju. Dziękuję im za dotychczasowe działania. Brak spektakularnych i wymiernych sukcesów powoduje jednak zniechęcenie i frustrację. A zatem, przyszłość Świeckiej Polski jest ślepa, ponieważ zostałem sam. Dziękując wszystkim historycznym działaczom za współpracę, zachęcam do wiary w możliwość przyszłych zmian.

NSA zmusi sędziów do apostazji, czy subsydiarnie zastosuje prawo kanoniczne?

Stosowane od 25 maja 2018 r. RODO nie wyeliminowało z obrotu prawnego Ustawy o ochronie danych osobowych z 1997 r. (u.o.d.o.). Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych (PUODO), jako prawny następca GIODO, musi zainicjowane przed tą datą postępowania rozstrzygnąć na bazie „starej” ustawy. Liczba i zaawansowanie postępowań gwarantuje, że ostateczny wynik jest nadal sprawą przyszłości mierzonej w latach. Powinien też dostarczyć dodatkowych argumentów obnażających bezprawne żądanie niezależności od PUODO kościelnej ochrony danych i powołanego w tym celu organu, czego „niezawisłe” sądy bez kolejnej zażartej walki zapewne potwierdzić nie zechcą.

21 maja 2018 r., postanowieniem I OPS 6/17, skład siedmioosobowy NSAJacek Chlebny (przewodniczący), Maciej Dybowski (sprawozdawca), Czesława Nowak-Kolczyńska, Jolanta Sikorska, Marek Stojanowski, Maria Wiśniewska, Olga Żurawska–Matusiak – odmówił podjęcia uchwały, której domagał się RPO dla wyjaśnienia sprzeczności w 20 orzeczeniach NSA (od marca 2013 r. do  lutego 2016 r.) dotyczących przetwarzania danych osobowych przez kościoły i związki wyznaniowe. Wbrew powszechnie powtarzanej opinii postępowania nie dotyczą ustalenia „metody skutecznego, wystąpienia z Kościoła” (które podobnie jak „wstąpienie” nie istnieje prawnie, o czym pisałem tutaj), lecz podporządkowania Kościoła prawu, a jego baz danych osobowych zewnętrznej kontroli. Ewentualna adnotacja w księdze chrztów nie ma żadnego znaczenia, jeśli z powodu braku nadzoru nie są realizowane jej skutki (prawne i statystyczne). Formalna apostazja, to nachalnie oferowany lek na rozładowanie osobistych emocji rosnącej rzeszy sfrustrowanych, wyłączający zainteresowanie efektem statystycznym – w roczniku GUS nie ubędzie (apostata nadal „należy”), a wskaźnik obecności na mszach wzrośnie (apostaci zmniejszają mianownik – szerzej tutaj).

Osią prawnego sporu są postanowienia art. 43 ust. 2 u.o.d.o. z 1997 r., wyłączające uprawnienia GIODO do kontroli i wydawania decyzji w stosunku do danych osób należących do kościołów i związków wyznaniowych. Na marginesie przypomnieć wypada, że odstępstwo od wdrażanej wówczas do polskiego prawa Dyrektywy 95/46 WE, wspierane przez MSWiA Leszka Millera, uchwalono w efekcie sfałszowania procesu legislacyjnego (pełna dokumentacja tutaj) dopisaniem znaków „i 3” w ustępie 2 obecnego art. 43 ustawy, wbrew wynikom głosowania sejmowej komisji, pod przewodnictwem Jerzego Ciemniewskiego. (Późniejsze skopiowanie mechanizmu przez „lub czasopisma” wywołało polityczne trzęsienie ziemi.)

GIODO do końca 2013 r. umarzał wszelkie postępowania dotyczące przetwarzania danych przez kościoły, twierdząc, że wspomnianym zapisem pozbawiono go prawa wydawania decyzji tym podmiotom. Wyroki NSA z 2013 r. uznały za niedopuszczalne, w świetle implementowanej Dyrektywy, interpretowanie zapisu jako podmiotowego wyłączenia kościołów spod kontroli GIODO. W orzeczeniach z października 2013 r. NSA stwierdził, że autonomia nie wyłącza Kościoła (rzymskokatolickiego, którego dotyczyły skargi) spod powszechnie obowiązującego prawa, a Konkordat nie może cenzurować podstawowych praw człowieka – ochrony prywatności oraz wolności sumienia i wyznania (art. 8 i 9 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka – EKPC). W konsekwencji wskazał na niedopuszczalność uzależniania uprawnień GIODO do wydania decyzji od oceny „kanonicznego statusu skarżących” przez władze kościelne. W praktyce wykładnia eliminowała z obrotu prawnego pożądane przez episkopat skutki kuriozalnego odstępstwa od Dyrektywy. Zmuszony do zmiany stanowiska GIODO wydawał proboszczom nakazy aktualizacji danych, zgodnie z żądaniami skarżących, przez ponad dwa lata. Część z nich została wykonana, a w pozostałych przypadkach GIODO wszczął nowe postępowania i wydaje decyzje unieważniające własne prawomocne nakazy (co jest zaskarżane), powołując się na orzeczenia NSA z lutego 2016 r. Sędziowie NSAJolanta Rudnicka, Maciej Dybowski, Grażyna Staniszewska, Marek Stojanowski i Mirosław Gdesz –  9 i 19 lutego 2016 r. zrealizowali polityczne zamówienie ministra Andrzeja Halickiego. W grudniu 2014 r., na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu wspomniany minister zainicjował porozumienie (dokumentacja w protokole z posiedzenia) zaniepokojonych kierowanymi do proboszczów nakazami przedstawicieli episkopatu, zmuszonego do ich wydawania GIODO i rządu, w celu zmiany stanowiska NSA. W świetle orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka takie zaangażowanie rządu i organu decyzyjnego po stronie uczestnika postępowania dyskwalifikuje późniejsze orzeczenia, jako wydane z naruszeniem art. 6 EKPC (prawo do rzetelnego procesu sądowego). Logika lutowych uzasadnień pokazuje, że autorzy znali polityczną cenę realizacji żądań episkopatu. Pomijając zakaz ustalania przez organy władzy państwowej relacji opisanych normami religijnymi, zastąpiono prawo skarżących do ochrony prywatności (kontrola przetwarzania własnych danych) prawem Kościoła do „ochrony przynależności”, wbrew woli zainteresowanych. Prezes NSAMarek Zirk-Sadowski zadbał o zabezpieczenie równie „kompetentnego” składu 21 maja 2018 r. Wykorzystując słabości wniosku RPO, który domagał się wsparcia dla decyzyjnie zagubionego GIODO, zamiast podnosić zasadniczą sprzeczność, rzutującą na realizację praw skarżących, siedmioro „niezawisłych” stwierdziło, że treść newralgicznego zapisu nie budziła żadnych wątpliwości składów orzekających, a zatem brak podstaw do podejmowania uchwały wyjaśniającej. Poglądy sędziów na temat zasad ustalania przynależności, w związku z oczywistym zapisem, wprawdzie ewoluowały, jednak wyroki z lutego 2016 r. ostatecznie wyjaśniły wątpliwości.

Zdaniem NSA, w postępowaniach regulowanych powszechnie obowiązującym prawem, organy państwowe mają obowiązek uznawać za osoby należące do Kościoła wszystkich (także ok. 15% nigdy nie ochrzczonych!), którzy nie przedstawią aktu chrztu z adnotacją o „wystąpieniu”. Kwestionujące przynależność oświadczenia zainteresowanych nie stanowią żadnego dowodu. Tezy wywiedziono z „ustrojowej normy Konkordatu”, która powoduje, że w sprawie „wystąpienia” z Kościoła „powszechnie stosowane prawo doznaje swoistego czasowego zawieszenia”, a do ocen stosuje się „subsydiarnie prawo kanoniczne”. (Ustanowione fioletowym obszyciem tóg autorytety orzecznicze milczeniem odpowiadają na zarzuty, że nie istnieją normy pozwalające uznać w prawie powszechnym chrzest za „wstąpienie”, podobnie jak w stosowanym subsydiarnie kanonicznym apostazji za utratę przynależności nie uznaje Dekret KEP.)

Sędziowie WSAAndrzej Góraj, Ewa Kwiecińska, Iwona Maciejuk – zakwestionowali stanowisko NSA, w dniu wydania postanowienia przez siedmioro obiektywnych, oddalając postanowieniem z 21 maja 2018 r. publikowany niżej wniosek. Twierdzenie, że brak aktu chrztu z adnotacją o „wystąpieniu” potwierdza przynależność do Kościoła nazwali „odczuciem subiektywnym”, a „obiektywnym rozstrzygnięciem” uznali je za absurdalne. Zażaleniem na postanowienie WSA (także niżej) domagam się od autoryzującego tezę NSA jej ponownej weryfikacji. Bezspornie sprzeczna jest ocena jej wartości logicznej i prawnej wyrażona postanowieniami NSAWSA. Zbieżność czasowa i przestrzenna (sąsiednie budynki) budzi zdziwienie, że sędziowie WSA przed rozpoznaniem mojego wniosku nie zapoznali się z ustaleniami poszerzonego składu najwyższej instancji. Ich konsekwentna realizacja wymaga  założenia w każdym sądzie udokumentowanej listy sędziów-apostatów, ponieważ jej brak sparaliżuje orzecznictwo w sprawach, których stronami są podmioty kościelne. Oczywiście, o ile salomonowa logika autorytetów NSA nie wykaże, że wykładnia dla ludu nie obowiązuje jej autorów, a subsydiarnie zastosowane prawo kanoniczne nie spali wniosku, wraz z autorem, w ogniu piekielnym,

 

2 maja 2018 r.

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie

 

WNIOSEK

o wyłączenie sędziów

 

 Dotyczy: II SA/Wa 1622/17 (wyznaczony termin rozprawy 11 maja 2018 r.)

 

Na podstawie art. 19 (w zw. z art. 18 § 1 pkt 1) Ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (Dz. U. z 2017 r. poz. 1369 – dalej p.p.s.a.) wnoszę o wyłączenie z orzekania w sprawie II SA/Wa 1622/17 (wyznaczony termin 11 maja 2018 r.) sędziów WSA:

  • Marii Werpachowskiej
  • Sławomira Antoniuka
  • Piotra Borowieckiego.

 

UZASADNIENIE

 

Art. 19 p.p.s.a.: ”(..) sąd wyłącza sędziego (…) na wniosek strony, jeżeli istnieje okoliczność tego rodzaju, że mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do jego bezstronności w danej sprawie.”

Art. 18 § 1 pkt 1 p.p.s.a.:sędzia jest wyłączony z mocy samej ustawy w sprawach, w których jest stroną lub pozostaje z jedną z nich w takim stosunku prawnym, że wynik sprawy oddziałuje na jego prawa lub obowiązki”.

Żądanie uzasadnia przynależność wskazanych sędziów do Kościoła rzymskokatolickiego, będącego stroną postępowania, reprezentowaną przez proboszcza administrującego przedmiotowym rejestrem chrztów. Autorzy rozstrzygnięć prawnych „omijających prawo Kościoła” zagrożeni są ekskomuniką (utrata niemal wszystkich uprawnień), o czym wielokrotnie, publicznie przypominali biskupi. Zgodnie z art. 18 § 1 pkt 1 p.p.s.a. taka zależność wyłącza sędziego „z mocy samej ustawy”. Art. 106 § 4 zobowiązuje sąd do uwzględniania faktów powszechnie znanych, więc także orzeczeń własnych oraz NSA z 9 i 19 lutego 2016 r. (m. in. I OSK 579/15). Ustaliły one, że w Polsce niemal każdy (także sędziowie) należy do Kościoła, ponieważ „jedynym dowodem potwierdzającym brak przynależności jest akt chrztu z adnotacją o wystąpieniu, a „przyjęcie jako dowodu w tej materii oświadczenia zainteresowanego jest niedopuszczalne. Sądy, które ustaliły kryteria powinny je same bezwzględnie stosować, a zatem tradycyjnie „załatwiające problem” oświadczenia sędziów, że „nie widzą przeszkód”, mogą dowieść słabego wzroku, ale nie braku przynależności, która wyklucza obiektywizm narażonych na wskazane sankcje religijne, a w efekcie realizację (zapewnianego artykułem 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka) „prawa do rzetelnego procesu”, podobno także w Polsce. Konwencję dedykuję szczególnie autorom tez (wyroki WSA) o jej „nieuprawnieniu”, jako wzorca zgodności z prawem decyzji ocenianych przez sądy administracyjne, w przeciwieństwie do kanonów i innych papieskich regulacji. Normą wprowadzającą te ostatnie do prawa powszechnie obowiązującego jest bez wątpienia „ekskomunika”. Innej, prawnej, nakazującej „chwilowo zawieszać własne prawo” z potrzeby „subsydiarnego” zastosowania pomysłów autorytarnego władcy obcego państwa, nie potrafią wskazać nawet związani „etosem chrztu” autorzy orzeczeń. (wielokrotnie pytani).

Zgodnie z żądaniem zgłoszonym na wstępie domagam się wyłączenia wymienionych sędziów postanowieniem, które w konfrontacji z niniejszym wnioskiem przekona społeczność internetową o „autorytecie moralnym sędziów WSA” (zwyczajowo rozwiewającym zastrzeżenia zgłaszane wnioskiem).  

 

———————————————————————————————————

 

 

2 czerwca 2018 r.

 

Naczelny Sąd Administracyjny

za pośrednictwem

Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego

 

ZAŻALENIE

na postanowienie WSA z dnia 21 maja 2018 r. oddalające wniosek o wyłączenie sędziów

 

Dotyczy: II SA/Wa 1622/17

 

Na podstawie art. 194 § 1 pkt 6 ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (Dz. U. z 2017 r. poz. 1369, z późn. zmianami – dalej p.p.s.a.) wnoszę zażalenie na postanowienie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z dnia 21 maja 2018 roku, doręczone 28 maja 2018 roku, oddalające wniosek o wyłączenie sędziów: Marii Werpachowskiej, Sławomira Antoniuka oraz Piotra Borowieckiego z orzekania w sprawie II SA/Wa 1622/17.

Wskazanemu postanowieniu WSA zarzucam naruszenie art. 18 § 1 pkt 1 oraz 19 p.p.s.a. poprzez ich błędne zastosowanie wynikające z pominięcia kluczowych argumentów uzasadnienia wniosku o wyłączenie sędziów.

Na tej podstawie wnoszę o zmianę postanowienia WSA i wyłączenie wymienionych sędziów z orzekania w sprawie II SA/Wa 1622/17.

UZASADNIENIE

 

Postanowieniem z dnia 21 maja 2018 r. WSA oddalił mój wniosek z dnia 2 maja 2018 r. o wyłączenie z orzekania w sprawie II SA/Wa 1622/17 wymienionych sędziów. Zdaniem sądu: „skarżący nie uprawdopodobnił, że istnieją okoliczności, które mogłyby wywołać uzasadnioną wątpliwość, co do bezstronności wymienionych sędziów”, ponieważ: „W ocenie Sądu, podnoszona przez skarżącego okoliczność nie wywołuje uzasadnionej wątpliwości, co do bezstronności powołanych sędziów w niniejszej sprawie. Sama obawa o stronniczość sędziów w rozpoznawaniu sprawy, z uwagi na przekonanie skarżącego o „przynależności wskazanych sędziów do Kościoła rzymskokatolickiego, będącego stroną postępowania”, stanowi przejaw subiektywnych odczuć skarżącego i nie może wskazywać na przesłankę braku bezstronności powołanych sędziów.” Równocześnie wskazani sędziowie złożyli oświadczenia o braku przeszkód po ich stronie do orzekania w niniejszej sprawie.

Należy zatem przypomnieć, że NSA siedmioma wyrokami z 9 i 19 lutego 2016 r. (np. I OSK 579/15).  stwierdził, że każdy kto nie przedstawi aktu chrztu z adnotacją o wystąpieniu z Kościoła (bez względu na dokonanie takiego obrzędu wcześniej!) musi być uznany za osobę należącą do Kościoła, a przyjęcie jako dowodu oświadczenia zainteresowanego jest niedopuszczalne. Tezy te powtarzały wielokrotnie rozstrzygnięcia WSA, podpisywane również przez wskazanych wnioskiem o wyłączenie oraz oddalających go sędziów. Postanowieniem z dnia 21 maja 2018 r. NSA (w składzie siedmioosobowym), odmówił podjęcia uchwały wyjaśniającej orzecznicze sprzeczności, o co wnosił RPO, w porozumieniu z GIODO. Uzasadnienie potwierdziło wiążący charakter orzeczeń NSA z lutego 2016 r., wskazując równocześnie na brak rozbieżności w dotychczasowym orzecznictwie, w zakresie zasad oceny przynależności do Kościoła. RPO (a tym samym GIODO), dostrzegając trzy różne linie orzecznicze w tym zakresie, dowiódł zatem jedynie braku umiejętności czytania ze zrozumieniem wyroków sądów. W zdecydowanie większym stopniu przypadłość ta dotknęła autorów skarżonego postanowienia.

Sądy administracyjne rozstrzygnęły o dopuszczalności badania wyznaniowej przynależności skarżących w postępowaniach dotyczących ochrony danych osobowych (bo nie rozstrzygających przecież o „wystąpieniu” z Kościoła), w opisany sposób, w związku z postanowieniami art. 43 ust.2 Ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (Dz. U. z 2016 r., poz. 922 – dalej: u.o.d.o.). Wskazane we wniosku o wyłączenie sędziów postanowienia p.p.s.a. (a więc także ustawy) są podstawą żądania oceny tymi samymi kryteriami przynależności wymienionych sędziów. Ich przynależności do Kościoła rzymskokatolickiego nie sugeruje „subiektywnymi odczuciami” skarżący, bowiem określiły ją jednoznacznie (do momentu przedłożenia aktu chrztu ze stosowną adnotacją) „obiektywne wyroki NSAWSA”, uznając równocześnie oświadczenia sędziów za „dowody niedopuszczalne”. Wniosek nie ocenia słuszności tych twierdzeń, skoro rozstrzygnął o tym NSA, domaga się jedynie konsekwentnego zastosowania przez autorów tak ustalonych zasad do oceny własnych uprawnień do orzekania w niniejszej sprawie. Przynależność do Kościoła dyskwalifikuje sędziów jako obiektywnych arbitrów w postępowaniu, którego jest on stroną, stwarza bowiem zagrożenie dla ich praw jako członków wspólnoty wiernych. Wielokrotnie, publicznie przypominali o tym biskupi, co w świetle  art. 106 § 4 p.p.s.a. zwalnia z potwierdzania tego faktu cytowaniem powszechnie znanych doniesień medialnych. Zgodnie z art. 18 § 1 pkt 1 p.p.s.a. taka relacja powinna wyłączać sędziego „z mocy samej ustawy”, co jednak nie nastąpiło. Późniejszy wniosek, złożony w trybie art. 19 p.p.s.a., nie pozwala oświadczenia sędziego traktować jako dowodu rozstrzygającego o bezpodstawności zgłoszonych zastrzeżeń. Ich ocena powinna zostać dokonana przypomnianymi wyżej kryteriami, ustalonymi orzeczeniami sądów administracyjnych. Powody braku podporządkowania się tym zasadom przez ich autorów powinny zostać uzasadnione argumentami prawnymi. Skarżone postanowienie ich nie przedstawia, usiłuje natomiast przekonać, że kryteria oceny przynależności, przywołane we wniosku o wyłączenie sędziów, są pomysłem wnioskodawcy, wynikającym z osobistych przekonań i subiektywnych odczuć. Używanie w ten sposób „autorytetu sądu” w przekonaniu, że „ciemny lud wszystko kupi” to przejaw szczególnej arogancji sędziów, którym zabrakło argumentów logicznych do obrony własnych tez. Tak „logicznie” uzasadniane rozstrzygnięcia dokumentują metody cenzurowania „nadrzędną normą ustrojową” (którą, zdaniem sądów, stanowi Konkordat z racji przywołania go w art. 25 Konstytucji) praw i wolności obywateli, a w efekcie ograniczania suwerenności Polski, w imię ochrony interesów katolickich hierarchów. Powielają zatem, znaną z niechlubnej przeszłości, metodę utrwalania zapisaną w Konstytucji „normą ustrojową” przewodniej roli PZPR. Bez wątpienia odpowiedzialni za takie stosowanie prawa obecnie doczekają się analogicznej oceny Historii, a upowszechnianie podobnych rozstrzygnięć wzbogaca dokumentację.

Niniejszym zażaleniem domagam się zmiany skarżonego postanowienia WSA i wyłączenia wskazanych wnioskiem sędziów z orzekania w tej sprawie, o ile nie zostanie udokumentowany ich brak przynależności do Kościoła, w sposób uznany przez sądy administracyjne za jedyny dopuszczalny w postępowaniach regulowanych przepisami powszechnie obowiązującego prawa. Żądam rozpatrzenia mojego wniosku zgodnie z jego brzmieniem i sensem argumentów, odwołujących się do metod oceny przynależności do Kościoła ustalonych wyrokami NSAWSA, bądź jasnego wskazania podstawy prawnej pozwalającej na odmienne traktowanie w tym zakresie skarżących i ustalających „reguły gry” sędziów.

———————————————————————————————————

 

NSA rozpozna zażalenie na posiedzeniu niejawnym (opublikujemy). Przesyłanie na adres mailowy NSA (i WSA) komentarzy i linków do niniejszego tekstu, z pozdrowieniami dla wymienianych sędziów, pomoże im uświadomić, że służące utrwalaniu jedynie słusznego ustroju orzecznicze absurdy i sprzeczności nie ugrzęzną w przepastnych archiwach, lecz zapewnią autorom wieczną pamięć.

Pełna wersja postanowienia WSA w Warszawie.

Katolicka Polska. Fantomowy ból instrumentem władzy kleru.

Czy „katolicka większość”, jako argument legitymizujący polityczną rolę episkopatu, to realna część społecznego organizmu? A może permanentna propaganda utrwala w powszechnej świadomości fałszywy obraz, skutkujący fantomowym bólem?

Zarejestrowany przez Video-KOD 25 marca 2018 r. panel dyskusyjny, w ramach Dni Ateizmu  zorganizowanych w Warszawie przez Koalicję Ateistyczną.

 

 

P R A W D A   N A S   W Y Z W O L I

ZMIESZA BISKUPA WIESZAK?

WIESZAK DLA BISKUPA

INSTRUKCJA OBSŁUGI

 

Poszły kobiety pod kurie szumnie,

by w całej Polsce, w chłodną niedzielę,

ostrzem wieszaka pokazać dumnie

biskupom miejsce w kościele.

Tam przekonujcie, do wizyt skłonnych:

– Bóg, aby człowiek chętnie się mnożył,

inkubatory o piersiach kształtnych

z pakietem uciech dołożył;

czyniąc kobietę świętym naczyniem,

w którym nasienie pan swoje złoży,

pozbawił prawa, by własnym czynem

podważać miała plan boży.

 

Kobietom wszelkie chcą zabrać prawa,

dzieci bezkarnie gwałcąc w kościele,

biskupich rządów ofiara krwawa

snem średniowiecza się ściele.

Zanim ostatnie, władza łajdaków,

obywatelskie wolności zmiele,

niech pod kuriami spotka wieszaków

więcej niż wiernych w kościele.

Nim purpurowej mafii fantazjom

Sejm na ołtarzach macice złoży,

ostrze wieszaka uzurpatorom

pod krzyż kobieta założy.

Dozna pedofil bólu istnienia,

co przy/rodzeniu wnętrzności targa,

własną ofiarę złoży z cierpienia

– wbrew boskim prawom sprzeciw lub skarga.

 

 

2018-03-18                                                                ZeteS

Teo-logiczne zasady wdrażania RODO

Kościelni funkcjonariusze przy wdrażaniu i stosowaniu prawa tradycyjnie posługują się kłamstwem i manipulacją, z pełnym poparciem teoretycznie „polskich” władz. Tym razem „wdrażają” RODO – nowe, unijne regulacje dotyczące ochrony danych osobowych. W informacji Onetu przekonują, że RODO (art. 91) ZOBOWIĄZUJE(?) do powołania odrębnego Kościelnego Inspektora Danych Osobowych.

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/powstanie-koscielna-inspekcja-ochrony-danych-osobowych/581mt15

 

Artykuł 91 (RODO)

Istniejące zasady ochrony danych obowiązujące kościoły i związki wyznaniowe

  1. Jeżeli w państwie członkowskim w momencie wejścia niniejszego rozporządzenia w życie kościoły i związki lub wspólnoty wyznaniowe stosują szczegółowe zasady ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem, zasady takie mogą być nadal stosowane, pod warunkiem że zostaną dostosowane do niniejszego rozporządzenia.
  2. Kościoły i związki wyznaniowe, które stosują szczegółowe zasady zgodnie z ust. 1 niniejszego artykułu, podlegają nadzorowi niezależnego organu nadzorczego, który może być organem odrębnym, z zastrzeżeniem że spełnia warunki określone w rozdziale VI niniejszego rozporządzenia.

ZOBOWIĄZUJE zatem, czy zezwala na pewien „PRZYWILEJ” o ile spełniono WCZEŚNIEJ WARUNKI? Kilka miesięcy temu, na posiedzeniu Komisji Wspólnej, przedstawiciele KEP przypomnieli teoretycznie rządzącym kto tu  faktycznie rządzi, m. in. w sprawie wdrożenia RODO.

„Dekret KEP czeka na razie na zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską – dopiero wtedy stanie się w Kościele katolickim w Polsce obowiązującym prawem.”

Wiadomo też natychmiast od kogo zależy obowiązywanie prawa w Polsce, a kto ma się nie wtrącać. Świadomi swojej roli rządzący stosują się do poleceń biskupiej zwierzchności i posłusznie czekają, aż im pro-unijny KEP, z błogosławieństwem Stolicy Apostolskiej, wdroży RODO. Sprawa dotyczy przecież wyłącznie ochrony „wiernych”. Wiadomo też, że innych obywateli w Polsce w zasadzie nie ma. Drugi, czy trzeci sort to element animalny – margines, którym ani Bóg, ani rząd się nie interesuje, no chyba że zalegnie na ulicy, ale wtedy pałą gonić nie dane chronić.

Pytanie brzmi: – jakie „szczegółowe zasady ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem” (danych osobowych) stosował Kościół katolicki w Polsce przed dniem wejścia w życie RODO (25.05.2018 r.)?

TO NIEZBĘDNY WARUNEK powołania odrębnego kościelnego organu ochrony danych.

Gdy już zostanie POWOŁANY ORGAN oczywiste będzie dla wszystkich, że KOŚCIÓŁ MUSIAŁ STOSOWAĆ skoro POWOŁAŁ. To podstawowa zasada teo-logicznej argumentacji – zamienić miejscami skutek z przyczyną. Faktem jednak jest, że „stosowanie” niepodlegania kontroli GIODO (ani żadnej innej) na podstawie dotychczasowej Ustawy z 1997 r. nie zostało nadal ostatecznie ocenione jako „zgodne z prawem”. Brak nawet uchwały NSA, w odpowiedzi na wniosek wątpiącego w to mocno RPO. Ostatecznym werdyktem może być i tak wyłącznie ocena instancji europejskich. Szansa, że „zabawa w prawo (kanoniczne)” sądów administracyjnych, pod dyktando biskupów (z jakże istotnym pośrednictwem min. A. Halickiego przed wyrokami NSA z lutego 2016r.) zostanie tam uznana za niezgodną z prawem europejskim jest znaczna. Oczywiste wydaje się naruszanie skutkami kilku artykułów EKPC . Wówczas (za rok, może trzy) okaże się, że KOŚCIÓŁ NIE STOSOWAŁ ŻADNYCH ZASAD. Nie można będzie nazwać „STOSOWANIEM ZASAD” pilnowania (dzięki sądom administracyjnym) „NIESTOSOWANIA” nadzoru GIODO i kontroli przetwarzania własnych danych przez zainteresowanych, które naruszało FUNDAMENT EUROPEJSKIEGO PRAWA.

Kto wówczas będzie jednak o tym pamiętał? Zwycięży polityka faktów dokonanych – skoro powołał to stosował. Odrębny organ kontroli przetwarzania danych to świetne narzędzie dla Kościoła. Łatwiej ukryć posiadane „od zawsze” szczegółowe informacje osobowe, praktycznie o każdym z nas, których pozazdrościć może każda bezpieka, czy kreować dowolne mity statystyczne. Kolejne pytanie – czy ktoś w Polsce będzie jeszcze w nie wierzył? W niepodważalne 95% „katolików” i ponad połowę modlących się żarliwie w każdą niedzielę o dalszą łaskę okradania z miliardów przez kler? Zadbamy, różnymi metodami, by ostatecznie ośmieszyć „mitomanów” bajdurzących o „katolickiej większości”  stanowiącej 20 -23% społeczeństwa.

P R A W D A  N A S  W Y Z W O L I !